Kiedyś już pisałam o byciu sobą, tegoroczna wigilia zainspirowała mnie jednak do kontynuowania tego tematu. Wcześniej mój wywód dotyczył naturalnego zachowania oraz udawania. Pisałam "Każdy, KAŻDY ma kilka twarzy i nie udawajmy, że tak nie jest. Zgadzam się - laski odgrywające kumpli przy kumplach, lafiryndy przy lafiryndach, kochane córeczki przy mamusiach i znawczynie gier komputerowych przy gamerach to przegięcie, kiepski kostium i należy to tępić". Starałam się wysnuć konkretny wniosek dotyczący mnie: "(...) przebywając z przyjaciółkami jestem Biną, dużo się śmieję, przeprowadzam obserwacje, gadam non stop, staram się nie wyglądać jak królowa pasztetów, a oprócz tego cieszę się ze wspólnego robienia zdjęć oraz umierania ze śmiechu z naszych ekspresji, a także z przyjemnością witam dwugodzinną debatę o bieliźnie. Gdy jestem z chłopakami, również jestem Biną, dużo się śmieję, przeprowadzam obserwacje, gadam non stop i staram się nie wyglądać jak królowa pasztetów, ale nie wspomnę przecież nawet o aparacie fotograficznym czy stanikach, za to chętnie wypiję piwo i pogadam na parę kontrowersyjnych (lub po prostu niesmacznych) tematów, na co moje dziewczyny krzywo patrzą". Stanęło na tym, że jestem sobą, zachowuję się naturalnie niezależnie od sytuacji, ale po prostu nie przy wszystkich mogę się do końca "odkryć"... Wiadomo przecież, że przy nowo poznanych ludziach nie czuję się po prostu tak swobodnie jak przy siostrze i nie odważę się wygłosić rasistowskiego żartu w obecności kogoś, kto mógłby to wziąć do siebie. Zakładam jednak, że każdy tak ma. Jak wspomniałam, wigilia jednak wzbudziła we mnie pewne wątpliwości.
Pisałam też kiedyś o świętach (jej, ile wspomnień!) i ogłosiłam, że ich nie lubię. Świąteczna atmosfera jest wymuszona, ozdoby kiczowate, a prezenty dawane na siłę. Jasne, nie wszędzie i nie u wszystkich, ale w mojej rodzinie niestety tak. Nie mówię o najbliższym, 4-osobowym gronie, ale o tych 10 personach zasiadającym co roku 24 grudnia razem przy stole. Nigdy nie wiem, jak się wtedy zachowywać. Koliduje to z moją filozofią "bycia sobą" - przecież mogę zachowywać się normalnie i w ogóle nie martwić się takimi kwestiami. Rzadko widywani krewni onieśmielają mnie jednak. Nie tylko mnie - niby sami swoi, ale widzę wyraźnie po innych, że nie zachowują się swobodnie. Mało rozmawiamy, prośby "o sól" są jakieś sztywne, a jak ktoś powie żart, to nikt się nie zaśmieje. Nie będę toczyć beki z żartów mojej cioci, bo są beznadziejne, ona z kolei skrzywi się, gdy ja powiem coś w mojej opinii zabawnego. Zauważyłam u siebie dziwną tendencję do rozluźniania towarzystwa. Ilekroć zapadła "niezręczna cisza", starałam się powiedzieć coś niezobowiązującego. Może ktoś pociągnie temat i przestaniemy siedzieć jak ludzie. którzy dopiero co się poznali i na dodatek nie przypadli sobie nawzajem do gustu. Za każdym razem, jak puszczałam jakiś taki lotny tekścik, moja siostrzyczka zakładała ręce i z rozmarzono-ironicznym uśmieszkiem cedziła "kontynuuj". Jako najlepiej znająca mnie osoba, od razu orientowała się, że zaczęłam zachowywać się co najmniej nienaturalnie. Od kiedy ja się przejmuję atmosferą przy stole?! Jej reakcja działała na mnie jak kubeł zimnej wody. Zastanawia mnie jednak, co sprawiło, że mimo to czułam potrzebę rozruszenia ich wszystkich (nie muszę chyba wspominać. że moje kwaśne próby przynosiły efekt odwrotny do zamierzonego).
Ok, jestem i BĘDĘ sobą, żadnych starań nie wiadomo po co!
Nie piszę tego, bo nie mam innych problemów, po prostu skłoniło mnie to do refleksji.
Może minęłam się z przeznaczeniem? Bina psycholog?
Nie wiem czemu, ale mam jakąś słabość to Twoich notatek.. piszesz tak prawdziwie, że uwielbiam je czytać pomimo, że są tak długie :D
OdpowiedzUsuńTa potrzeba rozruszania wszystkich pewnie brała się stąd, że czułaś się niepewnie. Wszyscy się w jakimś stopniu czuli, wnioskuję po tym co piszesz:D a że preferujesz luźne towarzystwo..
OdpowiedzUsuńU mnie w Polsce było podobnie, z 10 osób przy stole i właściwie można powiedzieć, że kompletnie obcych sobie osób. A święta powinny być chyba w bliższym gronie, nie wiem..;>
Taaa!! Skąd ja to znam czasem wolałam nie mówić niektórych rzeczy bo członkowie rodziny "nie mówię o najbliższych 4 osobach";)mogliby poczuć się niezręcznie, obrazić się, lub patrzeć na mnie jak na ufo! W tym roku święta spędziłam w nieco zmienionym składzie i przyznaję że było "luźniej" i momentami naprawdę zabawnie:)
OdpowiedzUsuńja tak się czuje przy bardzo bardzo dalekich wujkach i ciociach którzy nachalnie chcą ze mną rozmawiać. staje się kompletnie inna, bo rodzice chcą żebym zrobiła "dobre wrażenie". to takie denerwujące.. dobre wrażenie, nie zawsze idzie w parze z byciem sobą. to samo ze strojem,, na pogrzeb muszę ubrać się najlepiej jak tylko mogę, a właściwie najlepiej jak może moja mama, bo w końcu "jestem jej" i mam być "jej wizytówką" ;//
OdpowiedzUsuń'jestem sobą, zachowuję się naturalnie niezależnie od sytuacji, ale po prostu nie przy wszystkich mogę się do końca "odkryć"' - mam tak samo. Tylko przy trojce ludzi w moim życiu jestem całkiem naturalna. Poza tym jestem introwertyczna, więc bardziej i inaczej się nie da. Poznałam niedawno faceta i on należy do tej trójcy świętej, przy której czuję się swobodnie.
OdpowiedzUsuńCo do mojego ubioru, czasem stawiam na elegancję, ale czerni sobie nie odmówiłam ;) wczoraj była brązowa sukienka + lity. Święta są, tzn. że czasem trzeba się ubrać normalnie ;D
Buziaki :*
no nigdy nie jest za późno na edukację - może kariera psychologa przed Tobą :D:D:D
OdpowiedzUsuńja nienawidze sztucznej atmosfery - u mnie na szczęście tak nie ma. Śmiejemy się, głosno rozmawiamy w najbliższym gronie i zawsze jest luźno i wesoło :) prezenty kocham dawac i daję z serca :) i wolę zdecydowanie cos praktycznego niż gówienko, które osoba obdarowana rzuci niestety w kąt :)
dziękuje Ci za wyjątkowe życzenia - jak zawsze jestes oryginalna hehe :)
jesli chodzi o manipulacje w związku to zdecydowanie chodzi mi o normy wykraczające poza "kochanie kup mi ten naszyjnik.. -nie.." itd... normy te sięgają znacznie, znacznie głębiej ale to długa historia osoby zmojego otoczenia... ;)
cieszę się, że jesteś sobą, to moje motto życiowe c:
OdpowiedzUsuńprezentami też nie pogardzę ^^
w sumie "bądź sobą" to moje motto c:
ps. jeśli chodzi o staniki, to cycki są ZAJEBISTE *__*
OdpowiedzUsuńja ostatnio zauważam u siebie moje zmiany. To raczej normalne, że przy przyjaciółce mogę wariować, gadać głupoty i w ogóle, ale jak już przychodzi jej mąż, muszę się trochę ogarnąć mimo, że on jest bardzo spoko i często z nim też się wygłupiam. Przy siostrze to już w ogóle hulaj dusza, piekła nie ma. Przy koleżankach z którymi widzę się raz na ruski rok wiadomo, wolę się nie wychylać. A z rodziną to już w ogóle. Mam tak olewczy stosunek do wszystkiego, że szczerze mówiąc, jak dawno kogoś nie widzę, to nie wiem jak bliską rodziną jest, czyją jest siostrą/matką/córką/żoną/bratem/ojcem/synem/mężem. Naprawdę. Moja siostra bardziej to obczaja. Ja niektórych ludzi na ulicy bym nie poznała. Biorąc pod uwagę to, że rodzinę mojej przyjaciółki znam o wiele lepiej od swojej, to jest chyba dziwne. W każdym razie, przy swojej rodzinie trzymam dystans. Jakoś nie lubię kiedy mnie wypytują o szkołę czy coś takiego, bo zawsze porównują mnie do swoich dzieci, które "co to nie one". Wkurza mnie to, dlatego zazwyczaj robię się lekko sarkastyczna, by więcej się do mnie nie odzywali.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj tak jest, że ludzi różnie się zachowują w zależności od sytuacji czy ludzi z tórymi w danej chwili są.
Jakbym czytała o sobie:) No cóż począć, tacy jesteśmy. Nosimy maski i po tym rozpoznajemy bliskość i szczerość z daną osobę, że czujemy się z nią swobodnie. U mnie właśnie naturalność kuleje, jeżeli ktoś wzbudza dystans i przyjmuję zupełnie nieświadomie pozę pajaca- rozweselacza.Ale i tak wolę to niż sztywny mundurek norm i zasad.Ja wiem przy kim mogę być sobą i tych ludzi się trzymam:)
OdpowiedzUsuńJa staram się zawsze byc sobą, choc czasem trzymam język za zębami (np kiedy jestem u babci mojego TŻ i ona robi wywód na temat konieczności jedzenia mięsa - no wiadomo, czasem lepiej sie po prostu przymknąc niż 'nauczac' otoczenie, zwłaszcza starszych, o swojej nieomylności ;)). Dla świętego spokoju, choc potem mnie to męczy i samej sobie wytykam brak asertywności, zbyt łagodne tłumaczenie, bo sytuacja potrafi powtarzac się sto razy... ale chyba lepiej czasem milczec niż generowac konflikt. Może milcząc jestem sobą bardziej niż przytakując dla świętego spokoju, choc nie tak bardzo sobą jak mówiąc kategorycznie co kiedy i jak myślę... trochę na skróty, ale może czasem lepiej. Trzeba w końcu po przyjacielsku i empatycznie, a nie tak tylko przez pryzmat zachowania za wszelką cenę własnego 'ja'... chyba czasem tak jest mądrzej, tak socjologicznie inteligentniej...ale generalnie = podobne dylematy w swojej głowie uskuteczniam ;)
OdpowiedzUsuńJa jak jeżdżę gdzieś na święta i siedzimy przy stole to raczej się nie odzywam, bo co mam mówić? Najczęściej odsiedzę z siostrami swoje przy stole, później idziemy na górę pogadać i tam rozmowa jest o wiele luźniejsza niż przy wszystkich na dole :)
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHA, zobaczylabys mnie, grzeczna Nath na obiedzie u tesciow XD
OdpowiedzUsuńA ja jestem sobą i nie obchodzi mnie, co na ten temat sądzą inni :D
OdpowiedzUsuńRozwaliło mnie zdanie "staram się nie wyglądać jak królowa pasztetów" xD
OdpowiedzUsuńWiesz, osoby, które dostosowują się do innych, by zaskarbić ich sympatię są dwulicowe, są tzw chorągiewką. A to, że z dziewczynami rozmawiamy na inne tematy niż chłopcami, to po prostu naturalne- na tym polega kultura osobista. Wiadomym jest, że różne sytuacje i różni ludzie wywołują u nas różne zachowanie i odczucia- na tym polega życie. Przy jednych mogę filozofować, przy innych mieć atak głupawki. Taka jestem, nie zmieniam swoich poglądów, a jedynie jako osoba dostosowuję treść mojej wypowiedzi (inna przy nauczycielach gdy musisz wykazać się wiedzą, inna przy kolegach kiedy wspominamy wypad na biwak).
Ach rodzina. Z nią jest trudniej. A dlaczego? Bo się jej nie wybiera. Jeśli z grona znajomych ktoś nie przypadł ci do gustu, to po prostu nie zadajesz się z nim. W rodzinie natomiast graniczyłoby to ze złym wychowaniem. Czasem wystarczy być uprzejmym albo po prostu organizować więcej wspólnych spotkań? :) Wiadomo, że jesteśmy inni przy bliższych, a zupełnie inaczej- ostrożniej jak sądzę- zachowujemy się przy dalszych osobach. Taki mechanizm obronny, każdego zdrowego człowieka.
Och, ale to piękna umiejętność. Często przydatna i ceniona. Twoja siostra powinna cię raczej wspierać- i być wdzięczną. Poczułabyś się lepiej, gdyby ktoś przyjął pomocną dłoń, którą wyciągnęłaś, ale to już nie jest zależne wyłącznie od ciebie :)
Psycholog? czemu nie, ciągle rozwijająca się profesja.
Pozdrawiam :)
ja mam dobry kontakt z rodziną, głownie ze względu na to, że jestem sobą. Moja ciocia wie, że lubię poszaleć i późno wrócić do domku, albo wcale. Nie kryję się z tym i opowiadam otwarcie, jeżeli ktoś mnie zapyta :) jak ktoś rzuca czerstwym żartem, to mówie, że suchar i tyle :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że bycie sobą nie wyklucza możliwości robienia różnych rzeczy, z różnymi osobami, bo każdy lubi co innego. Faceta prędzej namówisz na piwo, niż "lafiryndę", z kolei dużą możliwością jest, że gderania o ciuchach i kosmetykach nie zniesie, więc te tematy porusza się z kumpelami. Takie życie, podzielone ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAir Force 1 nie są na zimę :P
UsuńU mnie niestety nigdy takiego problemu nie było z rodziną. Zazwyczaj panuje luźna atmosfera i nie brakuje nam tematów do rozmów, jednak mogę sobie wyobrazić jak to wygląda u Ciebie. Strach się bać. Ja tam na pewno bym unikała takich posiedzeń. Taka atmosfera to chyba najgorsze co może być... a w rodzinie to już w ogóle.
OdpowiedzUsuńTakże Bina, nie przejmuj się, to nie Twoja wina. Ty przecież chciałaś dobrze, a to nie Twoja wina, że oni są jacy są.
Głowa do góry, będziesz miała swoją rodzinę to wszystko będzie inaczej wyglądało, zobaczysz ;)
' z szyi zerwe każdy sznur, z ust wypluje każdy knebel, jestem stąd, jestem sobą pewnych rzeczy jestem pewien' - ot tekst polskiego rapera mi przyszedł do głowy po przeczytaniu Twojego postu.
OdpowiedzUsuńCzasami zmieniamowy się bo sytuacja od nas tego wymaga, nasze zachowanie jest niekiedy instynktowne, mówimy bądź robimy coś czego od nas oczekują by czuć się bardziej komfortowo - chyba , bynajmniej ja to tak widze.
Nie lubie świąt!
haha no powiem Ci, że masz zapędy psychologiczne, może tędy droga :D~!
OdpowiedzUsuńCzytając tego posta czułam się jakbym co najmniej o mnie mówiła :P
OdpowiedzUsuńnie dziwię się, bo ja też jej zazdroszczę xd
OdpowiedzUsuńto musi być beznadziejne uczucie spędzać święta w tak licznym, mniej bliskim gronie i przyjmować wymuszone prezenty, emocje.. u mnie na szczęście zawsze najbliższa piątka i atmosfera jest prawdziwa.
po 1,5 roku studiowania psychologii, stwierdziłam, że to jest z dupy ;d
Ja moze i wiekszych zmian u siebie nie zauwazylam, ale ostatnio polapalam sie co mam do zmienienia ;) Strasznie zdziwilo mnie to odkrycie i teraz zachodze w glowe co ze soba zrobic:D Ale to dluga historia, chyba material na calego posta, a nie na komentarz :D
OdpowiedzUsuńTo prawda, że większość osób faktycznie posiada maski. Każdy je ma, tyle że niektóre zakrywają mniejszą lub większą część twarzy. Sama wiem, że nie da się wyrzucić wszystkich, ale faktycznie lepiej być sobą. Ja chyba muszę zostawić sobie przynajmniej jedną - tę oficjalną, bo jestem zbyt otwarta i bezpośrednia, a to w relacjach z osobami obcymi nie jest odpowiednie.
OdpowiedzUsuńWigilia strasznie sztuczna. U mnie na szczęście było nawet OK.
Psycholog? Właśnie mi przypomniałaś pewną sytuację. Mam znajomą, panią psycholog. Kiedy przyszłam do niej prywatnie porozmawiać, jak koleżanka do koleżanki, wyszłam znacznie bardziej przygnębiona niż do niej przyszłam. ;) Ba... Wiesz, że tak mimochodem potrafiła mi powiedzieć: "Mogłabyś przestać nosić te spódniczki. Sama prosisz się o to, żeby ktoś wyrządził ci krzywdę". Od tamtej pory psychologowie źle mi się kojarzą...
Bina niech coachem zostanie;)
OdpowiedzUsuńWigilię powinno spędzać się w najbliższym gronie, tak sądzę. Też nie chciałabym świętować z ludźmi, których w zasadzie nie znam.
OdpowiedzUsuńEh chyba nie mam tego problemu. Moja Wigilia w ciągu ostatnich lat, to tylko domownicy plus dziadek i babcia. Może źle, bo niby święta to czas maksymalnie rodzinny, ale wolę obchodzić je tak, bez spiny, niż w gronie osób, których imion niekiedy nie pamiętam ;] A Ty Binko bądź zawsze sobą :)
OdpowiedzUsuńMy mamy mała rodzinę. Z tymi, z którymi zasiadamy do Wigilii, rozumiemy się bardzo dobrze. Babcia-wiadomo, jak to babcia, 'zaloz kapcie' itd. Ciocia -prawie jak druga matka. Rodzice - dla nich zawsze będziemy małe i to jest najcudowniejsze!
OdpowiedzUsuńA prezenty? Każdy wybiera sobie sam, więc nie ma nietrafionych :D
Chyba mamy całkiem spoko ta nasza rodzinke ;)))
Popieram blogerkę - > Fake Heaven.
OdpowiedzUsuń: ) pozdrawiam ♥
Ja nie wiem czy zawsze jestem sobą. Mogę też traktować to w ten sposób, że zawsze jestem sobą- nawet gdy nie jestem sobą. Bo przecież może to bycie wlaśnie sobą sprawia, że jest tak a nie inaczej? Masło maślane? Ale rozumiesz o co się rozchodzi:D
OdpowiedzUsuńDokladnie, jestesmy soba, ale przecież nie przy kazdym zachowujemy sie tak samo. Byłoby dziwne zachowywanie sie przy kolegach tak, jak przy najblizszej przyjaciółce ;p.
OdpowiedzUsuńhm. przy wigilijnym stole unikam jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego, a już tym bardziej rozmowy. nawet by mi nie przeszło przez myśl, aby rozkręcać to towarzystwo. zresztą, generalnie u mnie rodzina jakoś się dogaduje... jakoś. chociaż to i tak jeden wielki cyrk na kółkach jest. w każdym razie średnio umiem być sobą przy ludziach, których widuję maksymalnie 5 razy w roku, a najchętniej nie widywałabym ich w ogóle ;d
OdpowiedzUsuńej, podobno mamy się spotkać w piątek, wiesz coś o tym? 8D
+++ nie chodziłam do Żmichowskiej ;d chodzę do takiej jednej szkoły na bemowskim wypizdówku :d
OdpowiedzUsuńA więc będę doktorę ;p
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o moją rodzinę, to niektóre osoby w moim mniemaniu (bo w swoim są świetne) są tak beznadziejni, że aż wstyd mi, że to moja rodzina. Pewnie nie powinnam czegoś takiego pisać, bo w końcu rodziny się nie wybiera, ale jak to prawda? No ludzie... jak "genialnym" trzeba być aby być brzydkim jak nie wiem co, ale brzydkim i mówić że co drugi chłopak na mnie leci? (znaczy nie na mnie tylko na tę brzydką dziewczynę, która uważa, że jest piękna). Do tego wstawiać "sweet" focie na których wygląda jakby czoło miała o wiele większe od reszty głowy. Takie wiesz, wielkie czoło i minimalna szczęka. Po prostu tragedia. Może sama nie jestem ładniejsza, ale przynajmniej nie mówię, że podobam się wszystkim wokoło. Ale to tylko jeden prztkład osoby z rodziny który mnie irytuje.
OdpowiedzUsuńHahahah, dzieki ; *
OdpowiedzUsuńEj, pobawimy sei w listomanie ? <3
Hmm, hmmm, hmmmmm ? *-*
Tak, zgadzam się! Święta są strasznie sztuczne :< Trzeba udawać kogoś kim się nie jest! Trzeba udawać, udawać! Na każdym kroku :D Pozdrawiam i zapraszam do siebie na recenzję filmu "J. Edgar" ;D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100% przy każdym inaczej się zachowujemy, zależnie od sytuacji, nie zawsze czujemy się na tyle swobodnie żeby się otworzyć. W sumie to rzadko nam się to udaje, bo boimy się, że jak komuś pokażemy nasze prawdziwe 'ja' to ktoś po prostu nas nie zaakceptuje...
OdpowiedzUsuńja też nienawidzę spotkań z rodziną, której praktycznie nie znam... ratuję się wtedy zabawą z dziećmi, byleby nie musieć z nimi gadać i słuchać ich jakże cennych rad...
OdpowiedzUsuńsliczne!
OdpowiedzUsuńale co? :d
Usuńświetny post!
OdpowiedzUsuńi zgadzam się że najważniejsze jest bycie sobą,lepiej żeby lubili nas znając wady i zalety niż potem się zapomnieć i zepsuć wszystko :)
kiedy wyjdziesz za mąż, sama będziesz ustalać grono świąteczne :D
OdpowiedzUsuńja się cieszę, że to tylko parę godzin a potem... potem do sylwestra. a i nie zapominajmy o żarciu;]!!
Oczywiście, że tacy ludzie o kilku twarach powinni być tępieni. Ni to lafirynda, ni słodka córunia. A gdzie tu naturalność? Ech, głupota.
OdpowiedzUsuńI jest prawdą, że to, jak się zachowujemy w pewnym sensie zależy od otoczenia jak i od humoru. Bo inaczej zachowuję się przy moim Lubym, bardziej swobodnie, mogę mu powiedzieć o wszystkim, a inaczej przy znajomych z grupy, gdzie no jednak nie na wszystkie tematy porozmawiam. A od humoru, no cóż, nie ukrywajmy, że czasem każdy ma ten słabszy dzień więc nie będzie się pół dnia szczerzył.
Uff, to ja się cieszę, że jednak u nas w rodzinie, gdy się wszyscy zjeżdżamy to wszyscy ze sobą rozmawiamy, żartujemy. Jest niesamowity luz. Bina psycholog? Kto wie, kto wie :D
Dziękuję za kometarze. Biedny facet xD
Kalendarze z "13" były fajne, takie kolorowe, aczkolwiek miały naprawdę mało miejsca. I wysyłaj zadania, wysyłaj, nawet fragmentami to powolutku będę je dopinać do reszty. I pamiętaj, wchodź w szczegół, nie bawimy się w ogólne "zrób sobie domowe SPA" tylko konkretnie, maseczka na ryja :D
Też mam problem z dalszą rodziną. Nigdy nie mam pojęcia jak dużo mogę im powiedzieć (bo moja mama uważa, że jestem wyrodnym dzieckiem i głupią małpą, więc im mniej się odzywam i jestem sobą przy znajomych tym lepiej), żeby "sobie nie pomyśleli". Tak, to też założenie mojej mamy. Jak dla mnie rodzina jest kimś z kim powinno się dzielić problemami oraz szczęśliwymi chwilami, ale ... Każdy ma inne spojrzenie na świat. :)
OdpowiedzUsuńHej Bino!
OdpowiedzUsuńNa pewno jest to psychologia, socjologia. Mnie tez to interesuje. Tak samo jak różne grupy społeczne i ich zapatrywanie na to czy tamto.
O świętach akurat napisałem. To FESTIWAL SZTUCZNOŚCI I NIE BYCIA SOBĄ. To festiwal czego wypad, czego nie. I dlatego między innymi to nie jest dla mnie odpoczynek.
Raz z Wigilii po prostu wstałem i wyszedłem. Dlaczego? Bo przez ponad godzinę była rozmowa NIE WIADOMO O CZYM!
Więc pozostałem sobą i wyszedłem ku ogólnemu zgorszeniu. Ja owsem mogę nie rozumieć zdania, ale jak czegoś nie rozumiem godzinę to opuszczam towarzystwo.
Bycie sobą łatwe nie jest.
Ale ja podziwiam ludzi, którzy mają swój własny świat i styl. Czyli po prostu ORYGINALNYCH:)
Pozdrawiam i spadam. I mnie nie obchodzi czy to się komuś podoba czy nie:)
no współczuje:P. ale u mnie jakoś obiad nie obiad wigilia nie wigilia jak ktoś rzuci niesmaczny żarcik to..:P mało kto się na to krzywi:P jest luźno raczej:P chyba ze w powietrzu wisi" ciekawe czy ojciec się skapnął ze jaram faje":D hehe wtedy jest ciężej:P żeby mu o tym nie napomknąć;D a tak to w miarę:P
OdpowiedzUsuńja mam w sumie dwie wigilie w wigilię i podczas jednej też jest tak sztywno, niby jakaś gadka idzie, ale wszystko widać, że na siłę, każdy zastanawia się 2 razy nad tym, co ma powiedzieć. ale ja tam nie jestem w tej kwestii do ciebie absolutnie podobna, bo wolę obserwować sytuację niż ją rozruszać :D
OdpowiedzUsuńu mnie na szczęście nie ma takich problemów bo mimo spotykania się raz na rok mam w rodzinie tyle młodych ludzi że jakoś tematy zawsze są ;)
OdpowiedzUsuńa co do twarzy- zgadzam się. każdy ma ich kilka ;)
W moim przypadku niestety, przy młodszej siostrze nie można być sobą. No przy każdym, ale nie przy niej! Cokolwiek powiem (co jest prawdą, ale raczej taką, której wszyscy nie mogą poznać) to zaraz będą jakieś krzywe, złośliwe komentarze.
OdpowiedzUsuńTo co napisałaś o udawaniu świątecznym - jak ja to dobrze znam! Godzina 14 - mama drze się, kłóci i obraża, że za mało jej pomagam. Godzina 18 - "Monisiu moja kochana, jak ja Cię kocham (bla bla)" :D
Kurcze, żebyś była psychologiem to na koniec świata udałabym się na poradę do Ciebie :D Czuję, że mogłoby być co najmniej zabawnie :D
ja mam wrażenie, że mogę być sobą tylko w osamotnieniu, wtedy czuję się najlepiej, bo nie muszę z nikim rozmawiać i zmuszać się do uprzejmości wobec innych -.-
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w zależności od sytuacji i łączących nas relacji z innymi bardziej lub mniej pokazujemy swoje prawdziwe oblicze. Osoby, z którymi widzimy się po raz pierwszy albo rzadko, mogą odebrać nasz styl bycia negatywnie, dlatego że poznali tylko fragment naszego "ja", a nie całość, którą reprezentujemy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o święta... Nie znoszę ich pod wieloma względami, głównie chyba z powodu tej sztucznej, rodzinnej atmosfery. Nie wiem, ale osobiście nie potrafię udawać. Raz zdarzyło mi się nie podzielić opłatkiem z kimś z rodziny, bo ta osoba dotkliwie mnie skrzywdziła. Po prostu mimo szczerych chęci nie umiałam tego przetrawić. I w ogóle mam wrażenie, że rodzinę to my tworzymy raz w roku (albo i nie) przy wigilijnym stole, ale dalej myślimy i mówimy o sobie źle.
dużo dziś nad tym myślałam, na temat bycia sobą i właśnie też chyba przez tegoroczne święta. na wigilii czułam się podobnie jak Ty, niby zachowywałam się jak ja, ale z drugiej czułam, że gdy zachowuję się po swojemu to ciocia, babcia źle patrzą.. ach. ale dla mnie to bardzo ważna kwestia - być sobą. buźka!
OdpowiedzUsuńzawsze jestem sobą.
OdpowiedzUsuńNie zawsze udaje nam się być sobą :) Tak naprawdę jest mało takich osób.Może boją się pokazać kim tak naprawdę są . Tego nam nikt nie powie tylko te osoby o tym wiedzą jakie są:) Ja staram staram się być sobą na co dzień Jak i przy znajomych jak przy rodzinie.
OdpowiedzUsuńwszyscy przy obcych próbują być trochę lepsi, co niekoniecznie jest złe. Nie znamy tych osób i nie wiemy, czy możemy być przy nich sobą. A to zakładanie maski trochę nas ubezpiecza.
OdpowiedzUsuńja też staram się być sobą :)
OdpowiedzUsuńnie próbuję nikogo naśladowac,ja też zawsze jestem sobą :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:)obserwuję:)
różnie to bywa ;) ja chyba zawsze jestem sobą
OdpowiedzUsuńhmmm... nie mam jakichś przemyśleń w tym temacie
przy stole wigilijnym mam ludzi, których widuję częściej niż raz do roku i tej sztywnej atmosfery nie ma ;)
Mnie w takich rodzinnych obiadkach denerwuje właśnie takie zbytnie jakby "rozluźnienie". Nie wiem w sumie, czy mogę tak to nazwać, chyba raczej nie, no ale nieważne. Otóż na każdym spotkaniu jedna z moich babć oraz jej świta w postaci cioci z wujem tak przeraźliwie obgadują innych, że to jest po prostu straszne. Ja nie rozumiem, skąd się to bierze, ale aż niemiło mi jest słuchać tych ich narzekania. Jeszcze jakby sami byli święci, to okej, rozumiem, ale do świętości baaaardzo im daleko...
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, ze mi dluzej posłużą :D
OdpowiedzUsuńzawsze jestem soba :)
OdpowiedzUsuńdziękuję c:
OdpowiedzUsuńUf, co za szczęście, że moja rodzina niezbyt liczna jest i czuję się wśród jej członków na tyle swobodnie, że kiedy mam zły humor to mam zły humor i nie silę się na żadne uprzejmości. A na Twoim miejscu po prostu nie wytrzymałabym takiego siedzenia przy stole i czmychnęłabym gdzieś na bok ;)
OdpowiedzUsuńdla Ciebie mogę złamać regulamin <3
OdpowiedzUsuńpewnie, że tak może być, chodzi mi o samą wysyłkę ;)
Czemu nigdy więcej się na to nie porwiesz? Takie osoby w takim gronie są czasem NIEZBĘDNE!
OdpowiedzUsuńOch walczę z brakiem konsekwencji, uwierz mi, że walczę :)
Fajna historia z twoim chłopakiem, prawie jak z filmu. Chociaż ja chyba jednak obawiałabym się spotkać z obcym człowiekiem w nowym mieście- ale to ja i moja wrodzona ostrożność, która nie zawsze stanowi zaletę.
Na szczęście za każdym razem gdy próbowałam dodzwonić się do kogoś po alkoholu (nawbijać mu, że jest idiotą, lub wyznać miłość) miałam niebywałe szczęście, gdyż nigdy mi się nie udało- wyłączony telefon, brak zasięgu, zajęty lub nikt nie odbiera. Powiedzmy, że ktoś lub coś nade mną czuwało. Bo podziwiając wyczyny moich koleżanek... coż, nie zazdrościłam im :).
Harry'ego czytałam, ale zawsze pożyczałam od kogoś książki w tym celu. W bibliotece się nigdy doprosić nie mogłam, bo wiecznie w obiegu. :) Po prostu nie kupowałam. :) Ale serię znam i bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńochydnie?! a Twoje do opisu o mnie?! piękna jesteś !
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie piszesz :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że w gruncie rzeczy trudno jest być w stu procentach sobą w każdej sytuacji. To normalne, że czasem się stresujemy, czasem ktoś nas onieśmiela itp. Współczuję wigilii w takim gronie, w którym nie czułaś się swobodnie. Ja akurat nie miałam z tym problemu, bo kolację jadłam z tymi, z którymi utrzymuję dobry kontakt, więc na szczęście nie było mowy o sztywnym i nienaturalnym zachowaniu, jednak też przy niektórych okazjach zdarzyło mi się zaobserwować jak rodzina sztucznie się zachowuje w większym gronie i też mi się to w ogóle nie podobało...
No to ja mam ciocię która tak wychwala swoją trójkę dzieci. Po prostu "co to nie one" a to z jakimi stopniami ukończyły studia, a to jaką dobrą pracę mają albo jak przystojnych chłopaków/dziewczynę. Swoją drogą, jej dzieci są naprawdę mądre, ale nie po niej, bo ona jest głupia jak but. Ostatnio ciocia zaatakowała moją siostrę, że nie zdała matury z angielskiego, a jej dzieci zdały na "szóstki". Tylko że matur nie zdaje się na oceny. A moja siostra zdała bardzo dobrze zdała maturę z angielskiego. Około 90% miała.
OdpowiedzUsuńświetny temat i bardzo fajnie go rozwinęłaś. Każdy człowiek powinien być sobą a nie udawać kogoś kim tak naprawdę nie jest.
OdpowiedzUsuńProszę Cię! Wkurzają mnie takie osoby! Chwalą się osiągnięciami swoich dzieci (no jasne, każdy chyba jest dumny ze swoich dzieci, choć nie wiem z czego mogliby być dumni moi rodzice anyway.) ale przecież to chore, aby porównywać ich do innych. Wiadomo, że każdy jest inny!
OdpowiedzUsuńLudzi się nie pozna dokładnie nigdy. Może to i dobrze?
OdpowiedzUsuńJa lubię, cenię ludzi oryginalnych, mający swój styl choć nie zawsze się z nimi zgadam. Najgorsze co może się zdarzyć to STANDARD.
Standardowo pozdrawiam pytający czy mój mail doszedł?
Musze, musze. No powysylajmy sobie listy !
OdpowiedzUsuńPostanowialam sobie, ze bede osobie, co co setny komentarz doda, wysylac cos milego. I tak odliczam, odliczam, a to Ty. ;*
OdpowiedzUsuńProwadzisz świetnego bloga! Yay, jeszcze tu wpadnę<3
OdpowiedzUsuńJa także staram sie być sobą : )
OdpowiedzUsuńTak i nie ale ogólnie to zawsze ta atmosfera jest taka dziwna, w ogóle świąt się nie czuje. Marzy mi się choć raz spędzić Boże Narodzenie z moją rodziną w Stanach - wigilia na 50 osób, parę dni przed wszystkie "baby" z rodziny się zbierają i robią pierogi i w ogóle tam jest taki luz i fajna atmosfera.
OdpowiedzUsuńwłaśnie, owe kobiety są straszne!
OdpowiedzUsuńtest jakoś w gimnazjum stał się powszechny wśród moich znajomych i teraz jak ktoś nim rzuci to wiadomo już o co chodzi :D
hahaha też jak przeczytałam The Weekend, to tak pomyślałam:D Ja jestem 2 posty w plecy u Ciebie - nie cierpię mieć zaległości;(
OdpowiedzUsuńa ja Intro mam na dzwonek i wczoraj siostra też sobie to na dzwonek ustawiła, bo Jej przesąłam, a obie to bardoz lubimy :D
Usuńhmm pewnie z kimś było by raźniej tej wannie hi hi :D
OdpowiedzUsuńJa nie pozwalam innym sobą kierować :P
OdpowiedzUsuńblog bardzo ciekawy, wiem ze trochę nie na temat notki, ale strasznie podoba mi się Twoje tło ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
zapraszam do mnie :)
boże, szkoda że trafiłam tu tak późno, masz uroczy blog! dodaję do obserwowanych.
OdpowiedzUsuńwpadaj :)
Ja zupełnie nie potrafię być sobą we wszystkich sytuacjach, w których powinnam. Ale uczę się powoli tego, bo niby dlaczego nie mam być sobą?
OdpowiedzUsuń