sobota, 28 kwietnia 2018

Co dało mi pół roku w Wietnamie


Podróże kształcą. To banalne stwierdzenie niesie całkiem sporą mądrość. Podróżując i żyjąc za granicą możemy nauczyć się asertywności, poznać kultury i zwyczaje ludzi z różnych stron świata, przełamać swoje słabości, nauczyć się języków, poszerzyć horyzonty. Sześć miesięcy w Wietnamie było dla mnie ciekawą, momentami upierdliwą lekcją. Co z niej wyniosłam?

Po pierwsze nauczyłam się... dzieci. Wiem już, jak gadać z czterolatkiem, jak udobruchać obrażoną sześciolatkę, jak pocieszyć ośmiolatka i jak rozbawić starsze dzieciaki. Moje pierwsze kroki w wietnamskich przedszkolach i centrach angielskiego były błądzeniem we mgle, a niektórych dzieci dosłownie się bałam. Część przytłaczała mnie swoim entuzjazmem wobec mojej osoby. Inne mnie z kolei okrutnie denerwowały i nie byłam w stanie ich znieść. Przedstawiciele ostatniej grupy dalej mnie prześladują na zajęciach, ale zaczęłam sobie z nimi radzić - albo po prostu ich olewać, bo, jak wspominałam, w Wietnamie doskonale działa zasada miej wyjebane, a będzie ci dane. Zrozumiałam, że z dziećmi można zarówno tarzać się po podłodze i bawić w jakieś kretyńskie gry, jak i rozmawiać z nimi, uczyć i patrzeć, jak łapią nowe słówka i są coraz mądrzejsi. Jest to... ciekawe doświadczenie.
Oczywiście gdy tylko wyjdę ze swoich ostatnich zajęć to zamknę dziecięcy rozdział i nie będę do niego wracać póki los nie zepchnie mnie znów na nauczycielskie tory (co może nie zdarzyć się już nigdy).


W Wietnamie również stałam się twardsza w relacjach pracownik - szef. Kiedyś wydawało mi się, że boss ma zawsze rację i bezwzględnie trzeba się wszystkim podporządkowywać, nawet, jeśli wyciągają cię znienacka wcześniej do pracy albo dzwonią w zasłużony dzień wolny. Wietnamskie realia są zupełnie inne. Jak mam poważnie podchodzić do osoby, która nie podchodzi poważnie do mnie? Z pracodawcami jest tu trochę jak z dziećmi. Jak dasz im palec, to chcą urżnąć całą rękę, a jak ich nie przypilnujesz, do wlezą ci na głowę (dzieci zrobią to dosłownie, pracodawcy w przenośni). Na porządku dziennym jest informowanie o zmianach w ostatniej chwili, nieinformowanie o zmianach i liczenie, że się domyślisz, ogłaszanie dnia wolnego po czym anulowanie go, kończenie współpracy i dzwonienie dwa miesiące później, że jest emergency i czy możesz jednak przyjechać dla nas uczyć. Szybko nauczyłam się mówić nie i nie akceptować zmian last-minute (o których wszyscy wietnamscy pracownicy wiedzą z wyprzedzeniem, tylko białasów informuje się na sam koniec zajęć, że mają jeszcze jedną grupę), zaczęłam wymagać szacunku do mojej osoby i mojego czasu. Dobrze wykonuję swoją pracę, nie opuszczam zajęć (chyba, że mnie nie poinformowano, że są). Nie kręcę i nie kombinuję, wolałabym, żeby oni też tego nie robili. Dlaczego mówienie z wyprzedzeniem o tym, że zajęcia są odwołane albo, że w sobotę o ósmej mamy trzy i pół godziny dodatkowych zajęć próbnych to dla nich tak duży problem? Nie wiem. Oni chyba nigdy się nie nauczą.

Nauczyłam się jeździć na skuterze. W Wietnamie wsiadłam na niego po raz pierwszy w życiu jako kierowca i miałam ciężką szkołę życia.. Brak zasad panujących tu na drodze to temat już wyczerpany, ale liczy się to, że opanowałam prowadzenie pojazdu i mogłabym tak teraz w małej skali podróżować. Gdy zdałam sobie sprawę, że jak będę niedługo w moim podwarszawskim zadoopiu to będę uzależniona od jeżdżących co pół godziny autobusów, to mina mi zrzedła. Skuter to wolność.

Pobyt w Wietnamie nauczył mnie także cierpliwości. Praktycznie przez cały okres na coś czekałam. Staram się być możliwie osadzona w teraźniejszości i cieszyć się życiem na co dzień, ale przeszłość i przyszłość mocno dawały o sobie znać i często zajmowały moje myśli. Teraz nie mogę się doczekać pobytu w Polsce, który zacznie się już za dziesięć dni. Ostatnie chwile w Wietnamie powinny płynąć przyjemnie, a ja przebieram nogami na myśl o przyjaciołach, piwie Kormoran, pierogach i Pałacu Kultury. Soon.

Wreszcie wietnamska przygoda utrwaliła mnie w przekonaniu, że powinnam spełniać swoje marzenia, podróżować, doświadczać. Okazało się, że mogłam nauczyć się pracy z dziećmi i jeżdżenia na motorku, inne życiowe niespodzianki też powinnam opanować. Moim planem i marzeniem w dalszym ciągu jest podróż do Australii i Nowej Zelandii, gdzie tym razem nie udało mi się dotrzeć. Wiem jednak, że to marzenie w niedalekiej przyszłości się spełni.

10 komentarzy:

  1. Australia i Nowa Zelandia? Ta druga, zdecydowanie mi się marzy. I kto wie, może z Islandii pojadę tam właśnie?
    Zawsze bałam się dzieci w stadzie. Dwa, trzy, w porządku. Ale 4 i więcej...nie. Wolałam psychiatryczne pacjentki niż to. Także, podziwiam:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie mogę się Cię już doczekać! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne doświadczenia. Szczególnie trening asertywności brzmi fajnie. Do dzieciaków nigdy nie udało mi się przekonać, ale może zaczynanie swojej przygody z nimi od bycia tutorem dziecka z trudnego domu nie jest najlepszym pomysłem na obiektywne doświadczenie w tym zakresie :v

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach Ty nasza niespokojna duszo :*

    OdpowiedzUsuń
  5. wspaniale patrzeć jak Wietnam rozwija w Tobie cechy na sposób, którego nigdy się nie spodziewałaś :) Każda lekcja uczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ja gdzieś źle przeczytałam czy zostałaś tam sama ? Rozumiem, że Wasze drogi rozeszły się"na zawsze". Szkoda, mało kiedy spotyka się osobę która naprawdę chce ego samego co my ... Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  7. "jak dasz im palec, to chcą urżnąć całą rękę" w polskich korpo też to tak funkcjonuje:p
    Nowa Zelandia jawi mi się jako najpiękniejsze miejsce na ziemi, trzymam kciuki żebyś jak najszybciej zrealizowała kolejne marzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  8. I zleciało. Autostop przez pół świata, Wietnam przez pół roku. A do mnie dociera, że to już rok odkąd się obroniłam (magisterka). To była fantastyczna przygoda móc śledzić Twoją podróż na IG, czytać o niej tutaj. Życzę Ci tej Australii i Nowej Zelandii z całego serducha. A o wolności na skuterze coś wiem. Od dłuższego czasu wszędzie dojeżdżam sobie rowerem. Mimo że południe Polski do płaskich nie należy. O nie, górki gonią górki. Jest to spore wyzwanie. Było, zwłaszcza na początku. Teraz już zaprawiłam nogi, czasem robię nawet dłuższe trasy.
    Miłego pobytu w Warszawie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczywiście, określenie, że ppodróże kształca to bardoz banalne zdanie, ale jak mówisz, można wiele mądrości wynieść z podrózy. Współczuję powiadamiania cię o czymkolwiek na ostatnią chwile. Sama nie znoszę jak ktoś tak robi.

    OdpowiedzUsuń
  10. i po Twoich wszystkich wpisach dot. Wietnamu widać, że podróże kształcą :) i uczą życia :)

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM