Wyjazd przeszedł najśmielsze oczekiwania... Sama trasa nieco się wydłużyła, a w zasadzie rozciągnęła. Dnia 2 sierpnia, siedząc na przejściu granicznym między Węgrami a Serbią (granica w pięknym stylu pokonana na piechotę, a zabrało nas z niej BMW na rosyjskich numerach, mknące 200 km/h do Belgradu, fuck yeah) studiowaliśmy mapę. Do samolotu powrotnego z Grecji jeszcze 24 dni, Europa stoi otworem! Zwiedźmy Bośnię, Albanię, Macedonię... Może uda się dojechać do Sofii? A dlaczego miałoby się nie udać? To może jeszcze dalej? Do... Stambułu?
Pomysł wydawał się na początku nieco szalony, dokładał około tysiąca kilometrów do naszej pierwotnej wizji. Zdecydowaliśmy jednak zgodnie, że chcemy zobaczyć kawałek Turcji i symbolicznie postawić stopę po azjatyckiej stronie miasta - pierwsze chwile ever spędzone poza Europą. Tak, zróbmy to!
Z CouchSurfingiem nie mieliśmy najmniejszego problemu, wręcz przeciwnie - dostałam 60 zaproszeń od gospodarzy ze Stambułu. Po przefiltrowaniu wiadomości i odcedzeniu tych, które składały się zaledwie ze słowa "hey" oraz tych, które wyglądały na bardzo podejrzaną i niemoralną propozycję, wybraliśmy osobę, u której zdecydowaliśmy się zostać parę nocy. Zajrzałam na hitchwiki, aby zobaczyć, jak jest z jeżdżeniem stopem po Turcji. Kolana się pode mną ugięły. Pierwsze zdanie bardzo zachęcające - Turcy uważają autostop za coś naturalnego, po Turcji jeździ się świetnie, w zasadzie wszyscy, którzy mają trochę miejsca w samochodzie, chętnie zabierają. Potem gorzej: zdarzają się niebezpieczne sytuacje ze względu na różnice kulturowe. Dziewczyna, autostopowiczka, pragnie być po prostu miła, więc się uśmiecha, co kierowca może odebrać jako propozycję seksu. Chłopak jadący z dziewczyną nie może pozwolić jej usiąść koło kierowcy, bo wtedy "zezwala" mu na robienie tego, co będzie chciał. Dziewczyna musi mieć zakryte co najmniej ramiona i nogi, żeby nie kojarzyć się z rosyjską prostytutką. Chłopak i dziewczyna podróżujący razem powinni mieć obrączki, bo inaczej oznacza to, że dziewczyna będzie chętnie współżyć z każdym, w tym oczywiście z kierowcą tira, którym właśnie jedzie. Naczytałam się, podzieliłam wszystko przez 2, ale jednak nie zlekceważyłam porad. Kupiłam w bułgarskim lumpie długie ciuchy i ruszyliśmy w trasę.
Granicę bułgarsko-turecką standardowo pokonaliśmy na piechotę. Zabrało to sporo czasu, kontroli było o wiele więcej niż na innych pokonywanych przez nas przejściach. Gdy w końcu wszyscy się od nas odczepili, sprawdziwszy po dziesięciokroć nasze paszporty i wizy (kupione zresztą naprędce podczas wycieczki, nie planowaliśmy przecież wcześniej wypadu do Turcji), ucieszyliśmy się, że w końcu możemy ruszać. Nie tak prędko, zatrzymała nas.. policja. Wyglądali dość śmiesznie, siedzieli na plastikowych krzesełkach pod parasolem przy autostradzie, tuż za przejściem granicznym. Wypytywali, co zamierzamy robić w Turcji, kim jesteśmy i tak dalej, oraz... dlaczego nie mamy obrączek. A więc to prawda? Udało nam się uwolnić z przesłuchania i zaczęliśmy łapać.
widok z promu pływającego po Bosforze
Podróżowaliśmy głównie tirami. Spotkaliśmy samych miłych ludzi, przy których nie czułam się w żaden sposób zagrożona, ale nie chcąc kusić losu nie prowadziłam ożywionych rozmów. Turcy rzeczywiście chętnie zabierają autostopowiczów. Raz przez pomyłkę zboczyliśmy z trasy i pojechaliśmy na własne życzenie kilka kilometrów w złą stronę, na szczęście szybko ktoś zabrał nas z powrotem. Stojąca przy drodze parka młodych ludzi z wyciągniętymi kciukami wzbudza zainteresowanie. Pozytywne zainteresowanie. Czujesz, że zaraz ktoś cię zabierze. Raz jechaliśmy w cztery osoby w dwuosobowej kabinie dostawczaka, co było ciekawym doświadczeniem.. Na szczęście odcinek nie był długi.
"gównowóz z sianem", nasz środek transportu do Stambułu
Stambuł to olbrzymie miasto, największe w jakim kiedykolwiek byłam. Zabrzmię teraz jak wieśniara bez szkoły, ale nie wiedziałam, że miasto może być naprawdę aż tak wielkie. 13 milionów mieszkańców, setki wysokich budynków, drapaczy chmur, centrów handlowych, wielkich skrzyżowań, olbrzymich dróg. Miasto ciągnie się przez kilkadziesiąt kilometrów, robi ogromne wrażenie.
Z dziennika podróżnika:
18.08.2014
(...)
20:53 MOST
20:55 Welcome to Asia!!! Achievement unlocked.
Tak, to oczywiście notatki prowadzone w momencie, gdy przejeżdżaliśmy przez cieśninę Bosfor. Mieszkaliśmy po azjatyckiej stronie miasta, a do Europy pływaliśmy statkiem, który jest standardowym elementem komunikacji miejskiej. Stambuł jest miastem kontrastów. Nie brakuje konserwatywnych, muzułmańskich dzielnic, starych bazarów, na których można kupić dosłownie wszystko, ulic, które do złudzenia przypominają typowe europejskie miasta (włącznie ze skąpo ubranymi dziewczynami, które się po nich przechadzają). Ceny niższe niż w Polsce, poza alkoholem - browar w knajpie to wydatek rzędu 15 złotych, czyli około dwa razy drożej niż u nas. Fakt, że jest to muzułmański kraj nie zrobił na mnie gigantycznego wrażenia - byłam na to przygotowana po Albanii. Mimo wszystko jarałam się strasznie słysząc wezwania do modlitwy... Zwiedziłam kilka meczetów, kupiłam tureckie przyprawy i luźne spodnie we wzory, zjadłam kebab... Właśnie, kebab! Już słyszałam, że turecki kebs różni się od naszego, polskiego (Ado, pozdro ziom!), ale jako niewierny Tomasz nie uwierzyłam, póki nie zobaczyłam. Rzeczywiście: To, co my nazywamy kebab, to w Turcji döner. Nazwa pochodzi od kręcenia - mięso obraca się nadziane na szpadę. Dürüm to podanie w cienkim cieście, w środku może być takie mięso jak w döner, ale mogą być też zupełnie inne rzeczy. Natomiast zamawiając kebap dostaniemy danie, mielone mięso nadziane na małe szpadki, pieczone na grillu, kaszę, placuszki, warzywa, różne wypełniacze. Turcy nie podają sosów, lubią za to sok z cytryny, miętę i pyszne ostre papryczki.
the New Mosque, a poniżej the Blue Mosque
W następnym wywodzie chyba zabiorę Was do Dubrovnika. A może jeszcze zmienię zdanie.
Podróżujecie autostopami i korzystacie z CoachSurfingu? Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo Ci zazdroszczę... Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przekonać mojego lubego i pojeździmy po Europie w taki sposób :)
OdpowiedzUsuńPS Przepiękne miejsca, przepiękne zdjęcia, świetna relacja z podróży!
I własnie takie przygody są najlepsze... Kiedy pojawia się coś zupełnie nieprzewidywalnego... ;) Binka, w każdym swoim komentarzu będę CI pisać, że chcę jechać z Tobą gdzieś :D
OdpowiedzUsuńRewelacyjna przygoda i z drugiej strony osiągnięty cel :) Kebab tu czy gdziekolwiek indziej poza krajami arabskimi to tylko próbka. To właśnie w krajach arabskich można zjeść najlepsze, prawdziwe kebaby (takie z domieszką jagnięciny). Ciekawy wpis, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś uda mi się wybrać w podróż stopem :D
OdpowiedzUsuńja w Turcji jadłam coś co było odmianą kebaba(u?) i było pikantnym mięsem rzuconym na gigantyczny talerz z warzywami i frytami. a do tego wszystkiego, dla złagodzenia szatańskiej ostrości (dla mnie wszystko jest ostre) zamiast sosu była śmietana. i w ten oto sposób zjadłam chyba najlepszy posiłek mojego życia (serio), który wspominam do dziś, choć w Turcji bujałam się... hmm... no z 6 lat temu pewnie.
OdpowiedzUsuńi jak tam sobie czytam to niby trochę mi szkoda, że nie jadę na Erazmusa do Turcji, no ale to piwo za 15 zł!? Czechy lepsze :P
"Welcome to Asia" ohhhhh! <33333 Chyba bym umarła ze szczęścia :) Ja bym się bała jechać po przeczytaniu takiego czegoś, ale ja do odważnych nigdy nie należałam, soł... O jaaaa! Ale Ci zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńJak widziałam na fejsie, że wylądowałaś w Azji już wtedy Ci pozazdrościłam. :) Super, uwielbiam Twoje relacje i czekam na kolejne miasta <3
OdpowiedzUsuńjadłaś hummus? na śniadanko na przykład? a czy wybrałaś ajran na popitę? baklawa jakaś grana była? KEBS!
OdpowiedzUsuńTurcja jest fajna, Twój post jest fajny, przygoda fajna, podróż fajna i Ty też jesteś fajna, podsumowując wszystko jest fajne! :D
Zazdroszcze takiej podróży. I co? Kupiliście na niepoznaki obrączki?
OdpowiedzUsuńBina, Bina, Bina ... znęcasz się nade mną psychicznie :D
OdpowiedzUsuńale z drugiej strony Twój spontaniczny i często randomowy sposób dobierania słów nie pozwala mi na nieprzeczytanie tego tripowego raportu :P
Na następny raz musisz już mieć obrączkę haha,
Pozdrawiam!
Jak już byliście tak blisko Azji, to aż żal tam było nie zawitać :D
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie poznaję nowe miejsca, super! Dziękuję :))
OdpowiedzUsuńzazdroszczę tak szalonych wakacji:)
OdpowiedzUsuńI to są wspomnienia na całe życie.Podziwiam za odwagę. Ludzie, którzy ją mają sięgają gwiazd.
OdpowiedzUsuńbardzo milo sie czytalo :) nie mam odwagi na stopa, no chyba ze z narzeczonym ..
OdpowiedzUsuń>> mój blog <<
Nareszcie relacja, super wakacje miałaś w tym roku :D
OdpowiedzUsuńA tam NYC, ty zdecydowanie lepsze miałaś wakacje szalona kobieto :D
UsuńOj taaak! Turcja to jest jedno z tych miejsc ktore musze odwiedzić! Też się jaram krajami muzułmańskimi;)
OdpowiedzUsuńzakochałam się! i w Turcji i w twoim sposobie pisania :D
OdpowiedzUsuńo w mordę, Ty to przygodowa dziewczyna jesteś! :D wgl tamte strony kojarzą mi się z facetami-zwierzętami na seks. dziwna kultura.
OdpowiedzUsuńw UK (w każdym razie w moich okolicach) też mówią na kebab doner - na ulotkach z fast foodów nie pisze kebab, tylko właśnie doner meat.
podróżowałaś sama z facetem, myślałam że jakaś ekipka :D
zazdroszczę :))
OdpowiedzUsuńStambuł ma swój urok. Chętnie bym tam się wybrał :)
OdpowiedzUsuńPo Twoim poście aż się głodna zrobiłam ;D Uwielbiam kuchnię turecką ;D
OdpowiedzUsuńo ja, całej wycieczki zazdroszczę Ci mega, mega bardzo, ale tego Stambułu to już w ogóle! *.*
OdpowiedzUsuńco za żenady odstawiasz w pracy, przyznaj się bo nie potrafię sobie nic gorszego na ten moment wyobrazić :D
OdpowiedzUsuńFajna bryka :D Też bym pewnie przez chwilę świrowała, gdybym tak nagle znalazła się w tak sporym mieście :)
OdpowiedzUsuń*odpowiadając na komentarz u mnie*
OdpowiedzUsuńBina, Ty? Ta wesoła, co wyrzuca smutki do kosza bo "po co się smucić"? :D
Nie płaczę, ale co chwila łzy mi się do oczu zbierają. Hamowanie emocji też nie jest zbyt zdrowe, ale chyba już do tego przywykłam, że tłumię wszystko w sobie. Płacz też mogę. Tylko czasem łzy oczyszczają i pomagają, przynajmniej ja ta mam. Ale nie wiem, czy w tym wypadku coś by dały, mam wrażenie że nie, dlatego nie płaczę.
Zazdroszczę świetnej podróży. Sama miałabym obawy przed podróżowaniem autostopem.
OdpowiedzUsuńSabino. Grzybiarzem nie jestem ale tu się trochę przeszkolę. Daje każdy grzyb do sprawdzenia ludziom, którzy tu najdłużej żyją. teraz tez grzyby się zamraża. Zamrażarkę to tu każdy ma. Pozdrawiam ze słonecznej Suwalszczyzny
OdpowiedzUsuńZa wcześnie mi opublikowało. U mnie Internet chodzi 10 razy gorzej niż w Warszawie.
OdpowiedzUsuńCiężko jest krótko skomentować twój TURYSTYCZNY WYCZYN. Po prostu super wyprawa. W Bułgarii byłem w 1974 roku. I tak sie objadłem chałwy(w Polsce nie było), że na parę lat miałem spokój.
Gratuluje ODWAGI I FANTAZJI. jak się ma takie cechy to wszystko można osiągnąć. I dobrze mieć przyjazną duszę, która nadaje na tych samych falach. I dobrze, ze jesteś brunetką. To też dla bezpieczeństwa :)
Pozdrowienia z suwalskiej wsi na froncie wschodnim
Vojtek
Nie ma to jak zboczyć trochę z kursu, zawsze coś się wydarzy ciekawego xd
OdpowiedzUsuńI wszystkie powody godnie uczczone, baaaardzo godnie xd
łohoo!
OdpowiedzUsuńale mega <3 zazdroszcze!
http://www.kefashionsisters.blogspot.com/
mega odważna jesteś
OdpowiedzUsuńja się boję stopem podróżować we własnym kraju, co dopiero gdzieś w Turcji ;o
Zazdroszczę i gratuluję, że to zrobiłaś!
OdpowiedzUsuńCo do Biedronki, szukali ludzi na staż menedżerski. Pomyślałam, że się zgłoszę. Odpisali mi, że nie są zainteresowani. Pewnie dlatego, że w zgłoszeniu było pytanie: "czy jesteś gotów odbierać nocne dostawy?", a ja odpowiedziałam: "nie". Zresztą staż miałby być w Poznaniu, moje miasto tego nie oferuje. Zawsze w poznańskich firmach odrzucają ludzi z gnieźnieńskimi adresami. To tyle na ich temat. Pytasz o ludzi bez wykształcenia. Nie wiem. Jedynych dwóch ludzi bez wykształcenia, jakich znam, pracuje fizycznie zagranicą. A trzeci bez wykształcenia fizycznie za grosze w moim mieście. Jest jeszcze czwarty, mój ojciec. On miał szczęście, pracuje za biurkiem, ale za to bardzo mało zarabia. Cóż, smutna rzeczywistość...Dziękuję za otuchę, choć ostatnio coraz trudniej mi się trzymać i wierzyć w siebie...Uściski.
Weszłam tu dzięki blogowi Patrycji z lawendowego... i jestem w szoku! :D Tyyyle się dzieje na tej stronie! I nagle zonk, że Paryż, że tu wycieczka, Stambuł, Bułgaria... Ach ach! Dziewczyno cholernie Ci zazdroszczę ;D Wszystkiego, no po prostu wszystkiego :)
OdpowiedzUsuńNapisałabym, że zazdroszczę, ale sama ostatnio tak się nakręcilam na podroże, że może pewnego dnia spakuję po prostu plecak i ruszę :)
OdpowiedzUsuńPięknie tu u Ciebie, jak zawsze :)
Umówmy się, że nie tylko odpoczywam. Jak miałbym tylko odpoczywać to już dawno bym się zanudził na śmierć! A żyję.
OdpowiedzUsuńPodróże kształcą. Śmiało możesz taką wyprawę wkomponować w swoje cv. Odwaga, fantazja, osiąganie celów. To tak w największym skrócie. Pozdrowienia z frontu wschodniego
Środek transportu totalnie mnie rozwalił! :D
OdpowiedzUsuńRelacja pierwsza klasa! Bina, odwagi nie można Ci odmówić ;) Kurcze, podróżując po takiej Turcji czy Albanii chyba bałabym się trochę tego nagabywania przez mężczyzn (a że jestem jasną blondynką to pewnie zdarzały się zaczepki).
OdpowiedzUsuńNiemniej, domyślam się jak świetnie musiał wyglądać Stambuł, kojarzy mi się z mnóstwem takich kolorowych straganów jak na Twoim zdjęciu! ;) Z tym kebabem to już słyszałam, że u nas w Polsce to jakieś podróby sprzedają ;)
Czekam na Dubrovnik :D
Uwielbiam, po prostu uwielbiam stolicę Turcji, tym bardziej, że za każdym razem mam okazję poznawać to miasto z pozycji...nie tyle turysty, co mieszkańca, przez to, że jedna z moich przyjaciółek jest w połowie Turczynką i mieszkała tam wiele lat. Cudowny klimat, choć...niektóre rzeczy drażnią. Ale to jak w każdym z miejsc.
OdpowiedzUsuń...ja też zachowałam proporczyk :))
OdpowiedzUsuńJak przekroczenie jednego mostu, jednej granicy może ucieszyć człowieka!
OdpowiedzUsuń