BINA PSYCHOLOG pisze to, co myśli i czuje, bez żadnej psychologicznej podstawy ani wykształcenia, więc proszę podejść z odpowiednim dystansem.
Co wpływa na nasz nastrój? Bardzo wiele rzeczy, zarówno długotrwałych, jak i chwilowych: sesja, znalezienie upragnionego tazosa w lejsach, zakochanie, wypadek samochodowy, wyskoczenie syfa na środku twarzy, zgubienie telefonu, niemiłe ploteczki, świetna muzyka, zaplątanie się w gangsterskie porachunki. Niektóre z tych bodźców są silne, inne słabe. Jedne mają konsekwencje, które "zabierzemy ze sobą do grobu", o innych zapomnimy w przeciągu kilku minut. Mimo to każda sytuacja, która nas spotyka, ma mniejszy lub większy wpływ na nasz humor. Stres, radość, panika, złość... Czasem ciężko nad tym zapanować.
Kiedyś lubiłam wyobrażać sobie coś w stylu prędkościomierza oddającego mój nastrój. Niskie wartości były czerwone, wyższe pomarańczowe, żółte, aż w końcu soczyście zielone. Na końcu skali widniało piękne 100%. Wskazówka nastrojomierza skakała na lewo, na prawo, myślałam o niej w różnych momentach i widziałam, czy akurat oscyluje wokół pomarańczowych 23 procent, czy też zielonkawych 79. Utknęłam w korku i ryzykowałam spóźnienie? Adrenalina i zmartwienie pchały wskazówkę na lewo. Gdy przytrafiło się coś wspaniałego, na nastrojomierzu królował kolor zielony. Nigdy jednak nie osiągnął 100%, max ~97. Bo czy w ogóle można być na 100% zadowolonym?
A co, gdybyśmy pomogli tej wskazówce? Dlaczego zawsze blokujemy się myśląc, że przecież i tak może być lepiej? Wyłączmy zmartwienia i cieszmy się spotykającym nas szczęściem. Mamy tendencję do dołowania się. Gdy jest dobrze, my koniecznie musimy sobie przypomnieć nasze porażki albo sytuacje, które wywołują w nas wściekłość lub zawiść. Obciachowe wspomnienia. Dawne stresy. Tylko po co?
Jesteśmy smutni. Świetnie! Odpalmy najbardziej dołującą muzykę na świecie, weźmy pudełko chusteczek i połóżmy się na podłodze. Po co w ogóle sobie pomagać? W takich momentach na własne życzenie ciągniemy wskazówkę nastrojomierza w kierunku lewego, czerwonego końca.
A może lepiej dać sobie spokój z negatywnymi bodźcami, choć na chwilę, i po prostu cieszyć się, gdy dzieje się coś fajnego? Udany wyjazd nie jest dobrą okazją do rozmyślania o smutach. Zresztą żadna okazja nie jest.
Mam nadzieję, że skorzystacie z moich super obserwacji i porad, bo ja osobiście nie umiem tego robić i czasem daję się swoim czarnym myślom ściągnąć na sam dół.
"Uwielbiam" wspomniane przez Ciebie te "niemiłe ploteczki" czasami aż nóż w kieszeni się otwiera jak się słyszy co poniektórzy wymyślają. Sprawa nastroju, humoru to temat rzeka.
OdpowiedzUsuńJa aktualnie jestem zdecydowanie po lewej stronie i choć próbuję, to i tak co chwila ktoś mi psuje humor, a moja natura jest taka, że wszystko bardzo przeżywam, o wiele za bardzo! Cóż... aczkolwiek gdy tylko pomyślę, że dzieli mnie niecały miesiąc do spełnienia jednego z marzeń, to humor mi się poprawia (choć wczoraj to nie zadziałało, dzisiaj też z tym średnio, ale ciiicho...)
OdpowiedzUsuńBtw. zastanawia mnie o co chodzi, bo wczoraj w szkole miałam lekcję o uczuciach na polskim, potem na jednym blogu czytałam o tym post, teraz u Ciebie... mam się bać?! ^^
Um, myślę że szczęście w 100% nie istnieje, tak na dłuższą metę. Bo są momenty, w których jesteś tak szczęśliwa, że nie myślisz o tym co cię trapiło, ale to zwykle nie trwa długo. Grunt to nie popadać w czarną dziurę i zauważać pozytywy w każdej sytuacji... (choć ja sobie z tym nie zawsze radzę, ale okey, smutek też jest ważny, żeby można było wiedzieć czym jest szczęście, prawda?).
Pozdrawiam!
Osobiście kiedy jestem smutna, robię tak, jak pisałaś, dołuję się jeszcze bardziej. Robiłam to przez ostatnie dwa dni, ale dzisiaj stwierdziłam, że zrobię coś innego. Włączę sobie "I got a boy" Girls Generation i pokłamię sobie "śpiewając" z nimi o posiadaniu przystojnego i niesamowitego chłopaka. Próbowałam się nawet dość realnie śmiać z tego, że pod siostrą się rogówka zarwała, ale powiedziała, że mój śmiech jest sztuczny i mam przerwać. Nie rozumiem, bo wydawało mi się, że nie wymuszam śmiechu.
OdpowiedzUsuńStaram się nie myśleć o tym, co mnie dołuje, bo gdybym ciągle o tym myślała, nie wyszłabym z dołku emocjonalnego.
Każdy czasem ma doła i jak każdy przechodzi "bye bye" xd
OdpowiedzUsuńJedno mi chodzi po głowie, czyżbyś wplątała się w gangsterskie porachunki?! xd
moja strzałka poleciała dzisiaj na sam dół, przydałoby się trochę meliski, żebym przypadkiem nie rozpierdoliła czegoś w drobny kurwa mak!!!
OdpowiedzUsuń...yyyy ten no, byłam zdenerwowałam się, tak troszkę tylko
Hm, nie wiem dlaczego, ale mi dołująca muza najbardziej pomaga,względnie taka, którą moi rodzice określają mianem ,,szatańskiej". Nie ma jak posłuchać sobie punk rocka na smutki- odkrywasz w tekstach jaki ten świat jest beznadziejny i właściwie nie jest z tobą tak źle. nie przemawiają do mnie sposoby relaksowania typu ,,włącz spokojną muzykę i przy jej dźwiękach umyj kibel".
OdpowiedzUsuńInna sprawa, nie widzę tez sensu w kreowaniu swojego życia na siłę, czyli przesuwaniu ręcznym owej strzałki w tę czy inną stronę. uważam, że powinniśmy mieć, co obecnie mamy, i nie starać się być cały czas zadowolonym albo zdołowanym. Pełna naturalność, jak ma być źle to niech będzie! I tak większość życia spędzimy w sferze ,,wszystko mi jedno".
masz 100% rację.. ale w sumie się tak zastanawiam, że ja lubię czasem być smutna haha, pewnie to dlatego że zazwyczja tryskam energia optymizmem, i usmiecham się non stop aż sama mam siebie dośc, dlatego dla mnie chwila depresji, smutnej piosenki, czy oglądania filmików na yt jak żolnierze wracają do domu jest fajna na swój sposób :D
OdpowiedzUsuńJedyna rada aby dojść do 100% w skali to zostać piratem ,o jak tu:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=pMhfbLRoGEw
Btw. Jest taka apka na telefon co mierzy nastrój, z taką skalą jak u Ciebie :)
Najważniejsze jest cieszenie się z drobnych sukcesów i z tego, że mamy to co mamy. Im więcej posiadasz, tym mniej Cię cieszy. Zazwyczaj tak to bywa. Natomiast im mniej posiadasz, a więcej dajesz, jesteś szczęśliwcem. Warto odsuwać od siebie negatywne myśli i choć raz poczuć się wspaniale szczęśliwym:)
OdpowiedzUsuńFajny ten nastrojomierz. MUszę zacząć go używać
OdpowiedzUsuńNo, może kiedys miałam nastrój na 100%... Ale jestem pewna, ze wtedy nie myślałam o tym, czy jestem zadowolona czy nie, tylko się cholernie cieszyłam i robiłam dalej to, co robiła. Gdybym zaczęła myśleć, zaraz bym sobie przypomniałą coś niemiłego, wrednogo, lub choćby uwierającego.
Bezmyślność drogą do szczescia, czyżby?
gdyby to było takie proste, to byłoby cudownie...u mnie pojawia się dół raz na jakiś czas tak porządnie, nie wiem jak się cholerstwa pozbyć, żeby tak nie dręczyło.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę wszystko zależy od naszego organizmu i tego jak działa nasz system nagradzania, że tak to określę :D Jednak zawsze można starać się to choć trochę zmienić i zacząć myśleć pozytywnie, zacząć skupiać się na innych rzeczach - niby tak mało, a jak wiele może w naszym życiu zmienić.
OdpowiedzUsuńBina masz rację cały nastrój rodzi się w głowie i wynika z braku przystosowania nas samych do trudnej sytuacji. Sądzę, że gdybyśmy zaczęli myśleć o sobie, jako o królach sukcesu- stalibyśmy się nimi
OdpowiedzUsuńhttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Człowiek jest chyba najbardziej niezrozumiałą istotą.
OdpowiedzUsuńSzacun dla Ciebie, że potrafisz przesuwać tą strzałkę w stronę "zielonego"...u mnie niestety jest za dużo "polskiego smutku", więc jak jest na żółto, to i tak jest dobrze :)
OdpowiedzUsuńu mnie ostatnio króluje czerwień i pomarańcz ale trzeba to zmienić :) świetny blog obserwuję.
OdpowiedzUsuńW ostatnim czasie na moim ''nastrojomierzu'' wskazówka skacze z zielonego na czerwony. Chyba najwyższy czas coś z tym zrobić...
OdpowiedzUsuńO Boże przypomniał mi się okres dojrzewania i depresyjne nastroje z wolną smutną muzyką w tle...
OdpowiedzUsuńNie, lepiej się cieszyć wszystkim do oporu :D
Ech, też mam problemy z ciągnięciem strzałki w zieloną stronę, jak już dopadnie mnie chandra to tak wymęczy, że w końcu sama mam dość swoich myśli i gdybym mogła sama sobie sprzedałabym kopniaka w zadek. Oczywiście w małym paluszku mam wszelkie teorie o podnoszeniu swego nastroju ;)
OdpowiedzUsuńSą chwile w których można chwilowo zapomnieć o złych bodźcach i tylko dla tych chwil warto żyć ... wtedy wskazówka zbliża się do zieloności!
OdpowiedzUsuńChoć ja zamiast "wskaźnika zieloności" częściej wyobrażam sobie paski potrzeb - takie jak w simsach. Każdy pasek odpowiada jakiejś sferze życia ... trzeba o nie dbać by nie spadły do czerwonego bo nasze simsowe alterego może się posikać...
Ten wpis zmusił mnie do rozmyśleń. Tak więc biorę się za siebie i postaram się by wskazówka na moim nastrojomierzu (jak to odmienić?xd) była jak najbliżej setki ;)
OdpowiedzUsuńSprawdzasz się dobrze w roli psychologa!
Ja lubię się czasami podołować i wyryczeć. Nie wiem, czy przez to czuje ulgę ale łatwo mi się zasypia i nie dręczę się dalej złymi myślami.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o przeżywanie szczęścia: wolę być ostrożna. Zdarza się, że w wirze euforii, zapominam o jakiejś choćby drobnej rzeczy i potem są problemy.
Pozdrawiam,
Lina
Każdy z nas, czasami poddaje się czarnym myślom. Ostatnio jak wyszłam z kina po "Drodze do zapomnienia", minorowy nastrój trzymał mnie przez parę dni. W sumie nawet nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńAle ten pomysł z nastrojomierzem jest genialny. Mówią, że jak masz problem z uśmiechem, wystarczy jak się parę razy poszczypiesz delikatnie w policzki. Sprawdź. To rzeczywiście działa. :)
na mój nastrój to i śniadanie czasem może wpłynąć :D
OdpowiedzUsuńja mam takie dni, w których po prostu mogę wszystko :)) i nie patrzę na to ile mi brakuje. Jest jak jest.
OdpowiedzUsuńTu jest właśnie problem z ludźmi, większość ma tendencje do dołowania się, tak jakby stuprocentowe szczęście było czymś złym. Wiesz, ten post dał mi trochę do myślenia. Chyba o to chodziło :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie gdybym skupiła się na pozytywach mój nastrojomiesz częściej wskazywałby zielony kolor.
Ja staram się nie dopuszczać do złego nastroju :) i robię wszystko, żeby było w porządku :D fajny pomysł z tym nastrojomierzem Bino :)
OdpowiedzUsuńJak moja wskazówka zmierza w kierunku czerwonego to włączam sobie Mikę, humor poprawia natychmiastowo, nawet i do 100%! Długo taki nastrój się nie utrzymuje, ale później oscyluje w granicach 80/90% więc jest dobrze!
OdpowiedzUsuńA czasami człowiek potrzebuje takich chwil, z wskazówką na czerwonym. Z doświadczenia wiem, że czasami dobrze jest "poemosić", wypłakać się. Jakoś lżej mi potem
Szczerze mówią zdarzają się takie chwile kiedy jestem w 100% zadowolona z tego co zrobiłam lub z tego co się stało, ale właśnie jest to tylko chwila :>
OdpowiedzUsuńPs: piękne zdjęcie
ja ma tak ze potrafie byc mega zadowalona ,a za 5 min jestem mega wsciekla i tak mam caly czas xdd
OdpowiedzUsuńPosłuchałam Twojej mądrej rady, w ten weekend byłam tylko szczęśliwa. Wiesz, fajne to :)
OdpowiedzUsuńMój nastrojomierz często przekracza 100% :) Ale przyznaję, że czasem, gdy mam gorszy dzień, wolę też pozwolić mu, aby przez chwilę pojawił się na czerwonym polu. W towarzystwie chusteczek i bliskiej osoby szybko się zbieram i znów wskazówka przechyla się w prawo.
OdpowiedzUsuńBo wiesz, każdy tak czasem ma, że się dołuje maksymalnie i myślę, że to normalne - ale zależy od dawki :D Ja zawsze muszę się posmucić, popłakać, żeby potem wyskoczyć w nastrojomierzu na 100 :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że miałam parę momentów, w których wskazówka dobiła 100%. I naprawdę warto się cieszyć na maksa, jeśli coś fajnego się dzieje!
OdpowiedzUsuńnaprawdę fajnie tu masz ;) życzę wytrwałości i dalszych sukcesów! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://magdalenka99.blogspot.com/2014/05/swietokrzyskie-style.html
nowa notka! zapraszam gorąco na mój blog, każdy komentarz i obserwowanie jest odwzajemniane ;)
Łaaa... Aż mi się przypomniała wczorajsza sytuacja na BKWA :D Wmawianie sobie na siłę, że człowiek nie może być zawsze szczęśliwym i robienie z siebie największej ofiary. No cóż, stwierdziłam, że nie ma co tam siedzieć na siłę i psuć sobie humor kolejnymi smutami. Wolę jednak pozytywne blogi, pozytywne fanpejdże i wszystko, co czyni mnie szczęśliwą. Co prawda nigdy nie myślałam o tym jak prędkościomierzu, ale raczej o wielkim naczyniu wypełnionym "płynem szczęścia". I wczoraj miałam się brać za trening, a dziołchy" wypompowały ze mnie wszelką radość i mi się odechciało. Ech... Ale tak jak mówisz, jaki sens jest w dołowaniu się, roztrząsaniu po raz setny problemu. Nie lepiej spiąć poślady i spróbować rozwiązać problem? Uśmiech, Bina :D
OdpowiedzUsuńEch, chciałabym mieć właśnie taką umiejętność wyłączenia się, zresetowania i cieszenie wszystkim wokół - zdarza mi się to niezwykle rzadko, ale i tak częściej niż kiedyś, więc jest progres. Myślę, że mimo wszystko potrzebny jest nam od czasu do czasu taki dzień, kiedy zaszyjemy się z chusteczkami w łóżku z dołującą muzą, żeby następnego dnia ruszyć do działania z uśmiechem na ustach. Mnie to czasem uspokaja, popłaczę, wyrzucę z siebie smutek i jest lepiej. Radość nadchodzi ze zdwojoną siłą ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
dobrze powiedziane! Niestety, nasz organizm z natury nastawiony jest, na to by się bronić w nieprzyjemnych sytuacjach... Na całe szczęście można z tym walczyć, także tego ;)
OdpowiedzUsuńMądrze gada ! Polać jej :D
OdpowiedzUsuńA tak serio... faktycznie obserwacje trafne i w teorii są świetne ale podejrzewam, ze dużo osób dołuje się bo mimo wszystko to lubi... taki paradoks ale wydaje mi się, ze niektórzy z natury kochają być nieszczęśliwi...
jak tu się zmieniło ;o na prawdę mnie długo w blogosferze nie było (matura :<)
OdpowiedzUsuńwłaśnie w ten sposób staram się sobie radzić, w końcu będzie lepiej i wtedy znów będę mogła po prostu cieszyć się chwilą :)
piąteczka :3
Rekordowo po 2 tygodniach urlopu miałem ponad 1000 maili!! I jak je usunąłem to się poczułem jak NOWONARODZONY :)
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo nastrojowy. Ale to skrywam. Raz udanie raz nie. Podobno jak się skrywa nastroje to źle. Ale z drugiej strony jak by facet pokazywał swoje nastroje to by stracił cechy przynależne facetowi? Koresponduję dość długo z jedną osobą. I Ona od razu wie, że u mnie coś nie tak. Ja też wyczuwam u Niej, że coś nie tak. Na pewno lżej jest osobom mało nastrojowym. A jaki mam dziś nastrój. Mieszany. Idę nad Wisłę zobaczyć stan wody :) Bo jest kulminacja podobno. Nie uwierzę jak nie zobaczę.
Fotka Binko bardzo dobra.
Pozdrawiam
świetny post :)
OdpowiedzUsuńaaaaa! Z każdym kolejnym Twoim postem co raz bardziej Cie uwielbiam :D Czytam z zapartym tchem! Jest super. Mój nastrojomierz sięga teraz 90% bo czytam Twoje posty i jem mieszankę krakowską :P
OdpowiedzUsuń