Jestem nieuporządkowana. Moje dni, miesiące, całe moje życie nie ma żadnej rutyny. Żadnego schematu. Po prostu nie cierpię monotonii. Nie wytrzymałabym (nudnego?) życia, które prowadzą miliony ludzi: pobudka codziennie o tej samej porze, praca za biurkiem, lunch, znów tyranie przed kompem i kombinowanie, jaki żart zrobić współpracownikom, powrót do domu (rodziny?!), oglądanie wiadomości a następnie filmu proponowanego przez jedynkę (lub, w moim przypadku, jej francuski odpowiednik), kładzenie się do łóżka, żeby po około ośmiu godzinach rozpocząć rytuał od nowa. Po paru dniach przychodzi weekend, niby się cieszymy, w gruncie rzeczy wiemy jednak, że i tak nie ma nic do roboty, co najwyżej możemy iść z kimś (rodziną?) do parku i na lody, cały czas myśląc o telefonach z pracy i nadciągającym poniedziałku. Ten oczywiście nieuchronnie nadchodzi, pętla się zamyka. 365 dni w roku. No, czasem jakieś święta (z krewnymi, których mamy dość nawet widując ich dwa razy rocznie) lub wakacje, również przepełnione myślami o codzienności... Prawdopodobnie w dni wolne budzimy się nawet o tej samej porze co na co dzień, bo nasz 'zegar biologiczny' się przyzwyczaił.
Proszę, obym nigdy nie wpadła w taką rutynę. Jak na razie nieźle mi idzie, co roku moje życie wygląda kompletnie inaczej. No, od trzech lat. Licząc trzecią liceum (gdzie miałam rewelacyjną klasę, a pięciomiesięczne wakacje po maturze były przepełnione super 'przygodami'), rok na polibudzie (gdzie wbrew pozorom sporo się nauczyłam, obserwowałam ludzi, rozwijałam pasje i cieszyłam się życiem, gdy tylko nie byłam uwięziona w murach wydziału elektrycznego) i teraz rok w Bagietolandii (tu oczywiście wszystko wywróciło się do góry nogami). Każdy dzień wygląda inaczej, co bardzo mi odpowiada. Teraz, w wakacje, jest to jeszcze silniejsze - czekam na zlecenia z pracy (tak nieregularne, jak tylko się da - idealne do mojego kalendarza), poza tym dbam, by kąt w którym stacjonuję nie wyglądał jak królestwo syfu. To chyba jedyne moje obowiązki, mam więc czas na łażenie, jedzenie, spanie... Więc robię to oczywiście w kompletnie przypadkowej kolejności, każda czynność zajmuje mi od 5 minut do 5 godzin, zapewne bardzo sobie szkodzę jedząc o różnych godzinach, ale właśnie to mnie cieszy... Zapisuję cytaty, rysuję, bawię się w krytyka kulinarnego, przewodnika, nerduję, bawię się ciuchami. Mam po prostu potrzebę różnorodności. W każdej kwestii. Dla przykładu, fragment mojej aktualnej playlisty:
Proszę, obym nigdy nie wpadła w taką rutynę. Jak na razie nieźle mi idzie, co roku moje życie wygląda kompletnie inaczej. No, od trzech lat. Licząc trzecią liceum (gdzie miałam rewelacyjną klasę, a pięciomiesięczne wakacje po maturze były przepełnione super 'przygodami'), rok na polibudzie (gdzie wbrew pozorom sporo się nauczyłam, obserwowałam ludzi, rozwijałam pasje i cieszyłam się życiem, gdy tylko nie byłam uwięziona w murach wydziału elektrycznego) i teraz rok w Bagietolandii (tu oczywiście wszystko wywróciło się do góry nogami). Każdy dzień wygląda inaczej, co bardzo mi odpowiada. Teraz, w wakacje, jest to jeszcze silniejsze - czekam na zlecenia z pracy (tak nieregularne, jak tylko się da - idealne do mojego kalendarza), poza tym dbam, by kąt w którym stacjonuję nie wyglądał jak królestwo syfu. To chyba jedyne moje obowiązki, mam więc czas na łażenie, jedzenie, spanie... Więc robię to oczywiście w kompletnie przypadkowej kolejności, każda czynność zajmuje mi od 5 minut do 5 godzin, zapewne bardzo sobie szkodzę jedząc o różnych godzinach, ale właśnie to mnie cieszy... Zapisuję cytaty, rysuję, bawię się w krytyka kulinarnego, przewodnika, nerduję, bawię się ciuchami. Mam po prostu potrzebę różnorodności. W każdej kwestii. Dla przykładu, fragment mojej aktualnej playlisty:
- The Cure "Lovesong"
- 2Pac "Hit 'Em Up"
- Pink Floyd "Wish You Were Here"
- Tede, Chada "Warszawa GnieCie"
- Tenacious D "Tribute"
- Kendrink Lamar "Swimming Pools (Drank)"
- The Darkness "I Believe In A Thing Called Love"
- The Lonely Island "I'm On A Boat"
- Beach Boys "Surfin' USA"
- Eminem "When I'm Gone"
- Eric Clapton "Tears In Heaven"
- Nelly "Grillz"
- Simon&Garfunkel "Sound Of Silence"
...Bina profanuje?
Proszę, żadnej nudy!
Widzę, że zmieniłaś profilowe. Ładnie, bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńoh stop it, you. tak, pokazałam się! :p
UsuńMore! :P
UsuńTwoj ruch.
UsuńNie mam takiej ładnej szyi :P
Usuńpasuję!
UsuńNie wesprzesz estety w potrzebie?
Usuńczego sobie życzysz?
UsuńCo powiesz na oczy?
Usuńok, potem.
UsuńOł je!
Usuń2Pac "Hit 'Em Up" uwielbiam to!:)
OdpowiedzUsuńfuck biggie!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń