poniedziałek, 30 lipca 2018

Nienawidzę niedziel


Witam w poniedziałek, powszechnie nielubiany dzień tygodnia. Wszędzie dookoła poniedziałkowym narzekaniom nie ma końca, a ja leżę, piszę i się uśmiecham. Mój znienawidzony dzień tygodnia już się skończył. Niedziela odeszła w niepamięć i nie wróci tu przez kolejnych sześć dni.

Nie znoszę niedziel, jako osoba, która nigdy w życiu nie miała pracy w regularnym wymiarze godzin, a do tego studiowała zaocznie. Niedziele od wielu lat są dla mnie symbolem ciężkiego dnia, gdy większość twoich znajomych cieszy się tzw. weekendem, a ty zapierniczasz jak dziki osioł czekając na upragniony poniedziałek. W Wietnamie niedziele były najbardziej uciążliwym dniem, bo dzieci nie szły do szkoły, więc spędzały poranki i popołudnia na zajęciach z angielskiego. Na Malcie niedziela jest jeszcze gorsza, bo wiele knajp jest nieczynnych, ale ta, w której ty pracujesz skutecznie ściąga tłumy. Niedziela ma jeszcze tę wadę, że następuje po sobocie, a po sobocie zazwyczaj należy się porządnie wyspać. Niedziela to przekleństwo.

Już jako dziecko miałam problem z niedzielami, zwłaszcza, gdy mijało popołudnie. Pogrążałam się wtedy w zgryzocie, bo od następnego dnia trzeba było iść do szkoły na całe pięć dni. Niedziela była zwiastunem nadchodzącego wysiłku. Dziś niedziela jest symbolem harówy, by ludzie, którzy mają wolne mogli cieszyć się swoim dniem.

 

Niedziela to również na Malcie dzień, gdy ludzie stwierdzają, że puszczanie petard o godzinie 7 rano to znakomity pomysł. Tu co chwila jest jakieś święto, zazwyczaj związane z kościołem, w dzień święty święcą się więc fajerwerki od samego rana. O siódmej w niedziele podskakuję na swoim łóżku, bo eksplozje są masakrycznie głośne i tak mocne, że wszystko dookoła mnie wibruje. To jest skuteczniejsze niż jakikolwiek budzik. Tylko kto potrzebuje budzika w taki dzień o takiej porze? Powtarzam, niedziela to przekleństwo.

Fenomenu porannych fajerwerków nie zrozumiem nigdy, ale to jest po prostu jedna z nielicznych wad życia na Malcie. Wróciłam tu świadomie i odnalazłam się lepiej, niż za pierwszym razem. Pogoda, atmosfera i ludzie, którzy mnie otaczają sprawiają, że po prostu chcę tu być. Jeżeli mogę podjechać kawałek autobusem, aby wskoczyć do morza, przepłynąć się i potem cała zasolona iść do pracy na dziesięć godzin, to znaczy, że mimo wszystko jestem na wakacjach. Nawet w tą przeklętą niedzielę.

Poniedziałek to z kolei bardzo miły dzień. W poniedziałek można odpocząć po niedzieli. Turyści leczą kaca i spalone plecy, których nabawili się w weekend. Ruch w knajpach jest relatywnie mały. Poniedziałek to początek czegoś nowego, katharsis po niedzieli.

W bardzo niezorganizowany sposób pozdrawiam z Malty.
Życzę Wam samych udanych poniedziałków.

13 komentarzy:

  1. Kiedy ja byłam freelancerką, niedziela to był ten dzień, w którym mogłam spać dłużej (bo sklepy zamykano wcześniej, więc nie mogłam pójść do sklepu po odwalonej pracy) i przez to zawsze rozregulował mi się zegar biologiczny.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na mój najnowszy blog modowy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo niedziele powinno się odpoczywać, wtedy są one dużo sympatyczniejsze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Łączę się z Tobą w nienawidzeniu niedziel! Dla mnie od samego rana męcząca jest świadomość, że to ostatni wolny dzień - nie pozwala mi to cieszyć się czasem bo w mózgu mam falę zaprzeczenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do dziś mam problemy z niedzielnymi popołudniami :|

    OdpowiedzUsuń
  5. W moim kalendarzu niedziele mają pozytywny wydźwięk, choć wolę soboty ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Haaah, jakie to zawsze jest zadziwijące, jak bardzo spojrzenie na dni tygodnia nawet może się różnić między ludźmi. Ja do niedziel nic nie mam, staram się wtedy wychillować jak najbardziej przed kolejnym tygodniem. Mam za to problem ze środami, bo czuję kryzys energii, a do weekendu jeszcze ciągle daleko. Co kto lubi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgodzę się! Niedziela, jak i sobota to symbol udręki i nieludzkiego wysiłku. Knajpy są pełne, a Ty pracujesz iumordowana, jak wół resztkami sił musisz sie uśmiechać.

    Ale! sobota i niedziela to też czas, kiedy przynajmniej napiwki wynagradzają Ci wysiłek. Po nich następuje upragniony poniedziałek, kiedy wreszcie możesz odsapnąć. W dodatku... wtedy, kiedy Twoi znajomi wstają rano do pracy (w poniedziałek, wtorek, czy środę), ty wylegujesz się w łóżku z dziką satysfakcją - teraz Twój czas na weekend ;-).


    Ja już się przyzwyczailam do pracy w weekendy.DO tego stopnia, że dla mnie niedziela jest piątkiem, bo poniedziałek jest sobotą ;-). Zmieniłam nomenklaturę dni tygodnia i mi z tym dobrze. Chociaż znajomi gubią sie w moich obliczeniach ;-).

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaprosiłam Cię do zabawy ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla tych co mają wolny weekend, to niedziela też jest dosyć ciężkim dniem, bo już się zaczyna myśleć o pracy ;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie niedziele także kojarzą się z ciężką pracą. Jestem pielęgniarką i często w niedziele przypada mi dyżur, pocieszam się jednym- po niedzieli jest poniedziałek i wtedy od niego zaczynam tydzień, zaczynam coś nowego. Buziaki dla Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tez nigdy nie lubiłam niedzieli. Zawsze wyglądały one dla mnie tak samo, tak samo były rozwalone i nie wyglądały nigdy tak jakbym chciała. Z resztą niedziela zawsze była dla mnie tym ostatnim dniem, uświadamiała mi, że nastepnego dnia poniedziałek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Nominowałam Cię to pewnej blogowej zabawy, szczegóły u mnie na blogu.

      Usuń
  12. Jak chodziłam do szkoły to nigdy nie lubiłam niedziel, bo albo była masa nauki na ten tydzień albo nic nie było i mi się nudziło :)
    Mój blog-klik

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM