Od ponad dwóch miesięcy goszczę znów na Malcie. To mój drugi pobyt tutaj w celach zarobkowo-relaksacyjnych. Jestem szczęśliwa. Jestem po prostu spełniona.
Po raz pierwszy w życiu zdecydowałam się przeprowadzić się gdzieś na własną rękę, bez towarzystwa. Co prawda mój mokry sen o mieszkaniu samotnie nie ma szans się spełnić ze względu na ceny, ale i tak trafiłam znakomicie. Przyleciałam na Maltę bez wielkiego planowania, wiedziałam, że wszystko uda mi się szybko zorganizować. Kilka pierwszych nocy spędziłam u znajomych na kanapie, od razu potem znalazłam mieszkanie i zaczęłam pracę. Odpaliłam jak torpeda.
Na początku absolutnie nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie ma w tym nic negatywnego, nie byłam smutna ani zdesperowana, po prostu nieco zagubiona. Opuściłam Azję w maju. W Wietnamie został facet, z którym spędziłam ponad trzy lata, do czasu, gdy po prostu nie byliśmy w stanie znieść się nawzajem. W Wietnamie zostały też moje marzenia o podróży z Polski do Nowej Zelandii. Potrzebowałam powrotu do Europy bardziej, niż czegokolwiek innego. Musiałam zresetować licznik i nabrać energii i ochoty, by... wrócić do Azji. Jak się szybko okazało, potrzebowałam też pieniędzy na wznowienie podróży. A gdzie mi się tak cudownie żyło, zarabiało, odkładało? Na skalistej wyspie, gdzie słońce zdobi bezchmurne niebo przez trzysta dni w roku. Skoro dałam radę przed poprzednią podróżą, dam radę i teraz. Szybko zdecydowałam o powrocie na Maltę. Solo.
Początek był dziwny. Nie jestem przyzwyczajona to bycia gdzieś sama. Nikt nie przypominał mi o posiłkach albo wczesnym chodzeniu spać, za to znienacka pojawiło się dużo głosów namawiających do kolejnego ginu z tonikiem. Zamieszkałam z dwoma fantastycznymi ziomeczkami, których przypadkowo i spontanicznie poznałam zaraz po przylocie dzięki wspólnej znajomej. Tworzymy znakomitą ekipę, jest ciepło i rodzinnie. Doskonale się dobraliśmy - spędzamy razem czas, gdy mamy na to ochotę, czilujemy osobno, gdy tego potrzebujemy. Utrzymujemy zdrowy poziom artystycznego nieładu. Pomagamy sobie, żartujemy, gadamy o kosmosie. Czuję się jak w domu, mimo, że chłopaków poznałam dopiero dwa miesiące temu. Moim drugim domem jest praca. Brzmi to dość strasznie, ale ja tak naprawdę bardzo lubię swoją pracę. W whisky barze przepracowałam dziesięć miesięcy, wyruszyłam zdobyć Azję i po roku wróciłam. Duża część ekipy się zmieniła, ale ci, którzy mnie pamiętają, powitali mnie z otwartymi ramionami. Szybko zaprzyjaźniłam się z nowymi ludźmi - to miejsce ma to do siebie, że znakomita większość ludzi, którzy tam pracują to fantastyczne mordeczki, ludzie, z którymi można się pośmiać i na których można liczyć. Gdy zaczyna pracować u nas ktoś nowy, szybko okazuje się, że jest ciekawą, godną zaufania osobą. Jeśli okazuje się inaczej, nowy szybko odchodzi, bo nie wytrzymuje presji naszego kółka wzajemnej adoracji. Ekipa trzyma się razem. A ja się bardzo cieszę, że jestem jej częścią.
Czasem czuję się, jakbym nigdy stąd nie wyjechała. Spacery po Valletcie smakują tak samo, playlista w cafe jest identyczna, niektórzy klienci tak samo chamscy, jak zawsze. Większość czasu spędzam w pracy, nie mam praktycznie czasu na rozwijanie swoich pasji. Za rysowanie zabieram się raz w tygodniu w dzień wolny, na blogu pojawia się jeden wpis w miesiącu, książki leżą odłogiem. W wolnym czasie najczęściej siedzę i myślę niczym Beata Kozidrak, napawam się maltańskimi plażami albo spotykam się z innymi wolnymi elektronami. Wszystko jest tak, jak powinno być. W nowym roku planuję polecieć do Tajlandii, czyli do ostatniego miejsca, które odwiedziliśmy w poprzedniej podróży. Stamtąd chcę pojechać do państw ościennych, zwiedzić Malezję, Indonezję i dotrzeć wreszcie do upragnionej Australii i Nowej Zelandii. Solo. Chyba.
Słoneczne pozdrowienia, nieustająco zapraszam na Maltę.
Znów mi imponujesz! Odwagą! Trzymam mocno kciuki za Ciebie. Cieszę się, że znalazłaś swoje miejsce na ziemi i czujesz się szczęśliwa! Oby tak dalej. :)
OdpowiedzUsuńMi też Binka imponuje :) <3
UsuńTrudno mi wyobrazić sobie bycie solo, już teraz po 10 latach bycia z moim mężem ale...to zawsze jest możliwe. To trochę inne życie. którego na nowo się uczymy ale...jeśli nie można być szczęśliwym razem, to nie ma co się męczyć. Solo jest, jak mi się wydaje, tak samo wspaniale, radośnie i może być odważnie.
OdpowiedzUsuńW ogóle sama powoli szykuję się na pierwszy kontakt z Azją, co prawda tylko na wakacje ale...kto wie, może mi też się spodoba?:D
Btw, wyspy chyba w ogóle są genialne :D
jesteś niesamowita Bina! podziwiam Cię bardzo i mam nadzieję, że wszystkie podróżnicze i inne marzenia Ci się spełnią
OdpowiedzUsuńOdkąd Cię poznałam to mówiłam, że Cię podziwiam i chciałabym mieć tylko odwagi. Ale jak czytam o tym, że sama wróciłaś z Azji na Maltę i być może sama wyruszyć dalej to aż mnie ciarki przechodzą. Ja mam problem, żeby samej do sklepu iść za rogiem :D
OdpowiedzUsuńKochana, życzę Ci, aby wszystkie Twoje plany się spełniły! Może kiedyś uda się spotkać i przelejesz na mnie chociaż odrobinę tej odwagi, pewności, luzu :)
Powtórzę to co wyżej już napisali, ale podziwiam Cię za odwagę. Zawsze uważałam sie za osobę bardzo skrytą, nie lubiącą wychodzić ze swojej strefy komfortu, dlatego pewnie nigdy nie zdecydowałabym się sama gdzieś pojechać za granicę do pracy, a co dopiero wybrać się w podróż do Azji. Ba! Miałabym problem, żeby w ogóle do pracy za granicę pojechać, nawet z kimś. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa na Malcie. Trzymam kciuki za Twoje plany podróżnicze :)
OdpowiedzUsuńJa to bym chyba umarła ze strachu...
OdpowiedzUsuńPodziwiam za odwagę i tak pozytywne podejście do życia. Ty osiągniesz ogrom. Podoba mi się, jak patrzysz na świat i cieszysz się tym, co posiadasz. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę spełnionych marzeń. :)))
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu odwiedzić Maltę, bo jakoś do tej pory nie było mi po drodze. Ale przyznam, że nic bardziej mnie do tego nie zachęca, niż Ty :) I jak już wielokrotnie pisałam - podziwiam Twój styl życia, podejście do podróży i świata dookoła. A jednocześnie za każdym razem mam wrażenie, że ja na takie akcje, to jednak zbyt stetryczała jestem :D Tak czy siak, czekam na kolejne teksty. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńGratuluje odwagi.
OdpowiedzUsuńJeżeli pracę uważasz za swój dom to powiem w skrócie: szczęściara :) Zwłaszcza, że dzieje się to na Malcie, którą uwielbiam. Ja mam plan wrócić do Australii i NZ, więc motywy odkładania pieniędzy mamy obecnie bardzo zbliżone :) Powodzenia w jak najszybszej realizacji marzeń, a życie pewnie jeszcze nie raz Cię zaskoczy.
OdpowiedzUsuńjaaa cieszę się, że mimo wszytsko ejsteś szczęśliwa i spełnina;) i czujesz się na Malcie jak u siebie <3 bardzo się cieszę! i aż sprawdzę loty doMlty haha może akurat Cię złaipę ;D
OdpowiedzUsuń