poniedziałek, 4 lipca 2016

Urban game


...bo stwierdziłam, że gra miejska brzmi dziadowsko. Urban game to zabawa w szukanie wskazówek w terenie, ukrytych wiadomości, podpowiedzi. Dążenie do celu gry.
A przynajmniej tak mi się wydaje, że na tym właśnie polega urban game, ktoś kiedyś mi o tym opowiadał, nie jestem pewna, cóż.

Od początku. Kiedy byłam mała (punkty ujemne za rzewne rozpoczynanie wpisu) lubiłam szykować rodzicom laurki na wszelkie okazje, czasem również kompletnie bez okazji. Kilka takich okazów dalej gdzieś jest. Ale ile można wręczać identyczne laurki w ten sam, nudny sposób? Pewnego dnia wymyśliłam, że zamiast laurki dam mamie karteczkę z nazwą jakiegoś mebla albo miejsca w domu. Szafka koło lodówki, parapet w sypialni, kanapa, biurko. We wskazanym miejscu była oczywiście kolejna podpowiedź, nagrodą za przejście całej gry było znalezienie mnie za drzwiami mojego pokoju (hmmm, ta dyskrecja, gdy przez całą zabawę podążałam megapodekscytowana za mamą, by zobaczyć, czy znajdzie wszystkie karteczki, a gdy znalazła ostatnią, to leciałam na zbity pysk ukryć się w miejscu na niej podanym), z laurką w dłoniach. Fajne, nie? Wiadomo, gra była upierdliwa, ale jej przygotowanie było rewelacyjną zabawą, a moje wysiłki były zawsze doceniane.
Ha, pamiętam, jak moja młodsza siostra spapugowała po mnie ten pomysł (jak każda młodsza siostra ever) i schowała kartkę "łożko rodziców" w łóżku rodziców, h3h3h3.

Niedawno pomysł zaplanowania podobnej gry jakoś losowo przeszedł mi przez myśl. Pokrążył chwilę po mojej głowie, przez jakiś czas szukał wyjścia, ale jednak zdecydował się zostać. Zaczął kiełkować... i urósł do znacznych rozmiarów. Postanowiłam znów, po latach, stworzyć grę w szukanie podpowiedzi, ale nie w domu. W całym mieście.

Valletta, jak wspominałam tutaj, jest raczej kieszonkowym miastem. Na dodatek po jego głównych ulicach poruszają się dziennie tysiące ludzi, ale wystarczy oddalić się o 30 metrów i jest kompletnie pusto. Opuszczone budynki, opustoszałe plaże, sekretne miejsca do picia browarów i podziwiania zachodów. Smutną, acz charakterystyczną cechą wielu mało znanych miejsc w Valletcie jest to, że zawsze są tam te same śmieci. Idziesz na plażę z oczkiem wodnym i wiesz, w którym miejscu zastaniesz butelkę po ice tea oraz gdzie leży korek od wina. Raz siedząc sobie właśnie tam otworzyłam z hukiem browar. Kapsel odbił się od skał gdzieś nade mną i spadł kilka metrów dalej. Byłam pod wrażeniem swojego wyczynu i z daleka podziwiałam ów kapsel, który zresztą został zbadany przez kraba przechadzającego się brzegiem w poszukiwaniu pożywienia. Podniósł kapsel, trochę go poobracał, spróbował, olał. Nieważne. Miałam zabrać ten kapsel, bo nie jestem śmieciarą, ale akurat wygodnie rozsiadłam się na gniotących w dupę skałach i nie chciało mi się wstać. Potem oczywiście zapomniałam. Następnego dnia kapsel był nietknięty. Wzięłam go do ręki. Skoro nikt nie przejmuje się losowymi rozrzuconymi przedmiotami. to czy ktoś znajdzie ukryty przeze mnie liścik? Jasne, kapsel czy pusta butelka to śmieci, nikt się do nich nie chce dotykać. Zwitek papieru może być bardziej kuszący, ale założyłam, że uda mi się ukryć wszystkie podpowiedzi tak, bo tylko adresat je odkopał.

Tym razem zabawa nie została przygotowana dla mamy czy taty, a prezentem nie była laurka. Zabawa przeniosła się z domu do miasta, laurka zmieniła się w zestaw domowych głośników, których tak bardzo nam w naszej maltańskiej chatce brakowało. Obdarowany został mój towarzysz byłych oraz nadchodzących wojaży, najlepszy ziom do picia browarów i grania w karty, druga połowa ekipy maltańskiej, czyli po prostu mój ukochany. Wręczyłam mu papierek z najgorszą smutną karykaturą gościa z Piły... i zabawa się zaczęła.


 Początek był niewinny. Poinformowałam w liściku, że w lodówce znajduje się czekolada. Czekolada z kolei zawierała wskazówkę do piwa w zamrażalniku... I notatkę "chyba już wiesz, na czym będzie polegała ta zabawa". Kolejna karteczka informowała, że przenosimy się na zewnątrz. Na plażę! Należało odszukać serce wyryte przez Japońców w skale. Jest jedno takie w Valletcie i główny bohater gry od razu wiedział, dokąd się udać. Nikt nie wie, czym oni je wykuli, bo jest cholernie głębokie. Podpowiedź zawierała też rysunek barana, który widnieje na kapslach piwa, które lubimy sobie spożywać. W pobliżu serca w skale niby przypadkowo walał się taki właśnie kapsel. Leżał koło kępki śródziemnomorskich zarośli, w których ukryty był liścik (proszący o zabranie kapsla, nie śmiecimy).


Droga do sukcesu prowadziła następnie przez opuszczony domko-składzik ozdobiony przez hooligansów napisem RIOT, szczelinę w murze, kupkę kamieni w zagięciu murka, a nawet pewien bardzo konkretny krzak. Każde z tych miejsc wydawało się przypadkowe, losowa osoba raczej nie zabrałaby się za eksplorację gałęzi krzaku w poszukiwaniu przywiązanej karteczki, nie zaglądałaby też w wyrwy w murze ani nie ruszała randomowego stosu kamieni. Chowaniu wszystkich podpowiedzi towarzyszyło dużo emocji - co, jeśli wiatr zdmuchnie liścik? Jeśli zabierze go jaszczurka, kot, albo, co gorsza, obleśny gołąb? Może jakieś bawiące się dziecko natknie się na wskazówki? Z drugiej strony byłam bardzo z siebie dumna, czułam, że wszystko przetrwa na swoim miejscu przez niecałe 24 godziny, czyli do momentu rozpoczęcia zabawy. Jak się później miało okazać, tak właśnie się stało.



Nieszczęsny bohater gry trochę się wkurzał i marudził, bo "wysłałam go w taki upał biegać po całym mieście", nie wziął ze sobą wody, bo nie spodziewał się takiej skali przedsięwzięcia. Wkurw osiągnął szczyt, gdy ostatnia podpowiedź zapraszała z powrotem do domu, a prezent był ukryty pod łóżkiem. Oczywiście nie mogłam odpuścić sobie napisania "ha, widzisz, mogłeś w ogóle nie wychodzić z domu". Na szczęście znalezienie upragnionych głośników, napicie się wody i odsapnięcie sprawiło, że obdarowany mimo wszystko był bardzo zadowolony. Swoją drogą, to zabawa miała być super, a prezent tylko wisienką na torcie, no ale cóż.

Życzę wam kreatywnie spędzanych dni,
róbcie fajne rzeczy, cieszcie się
i uszczęśliwiajcie innych.

26 komentarzy:

  1. nigdy czegoś takiego nie robiłam, ale bardzo często zostawiam liściki w książka z bibliotek - a na nich jakieś cytaty, listy piosenek albo jakiś wiersz. Sama nie wiem czemu to robię, ale zawsze sprawia mi to dużą przyjemność :D blisko rok temu, w Krakowie, rozklejałam nocą fragmenty poezji na słupach... nie wiele z tego zostało ale widziałam na insta i twiterze że były osoby, które to zauważyły :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy byłam dzieckiem uwielbiałam takie zabawy. W zeszłym roku zorganizowałam z siostrą coś takiego dla moich braci- na końcu zabawy czekały na nich urodzinowe prezenty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Yah, sama bym się w to pobawiła :D Nawet w tym upale bym latała, genialne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam gry miejskie :) Miałam okazję, w kilku brać udział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny pomysł, w moim mieście coraz więcej jest takich akcji, ale zrobienie takiej akcji ukochanemu? gdybym ja robił taką akcje narzeczonej to chyba przez całe euro miałbym wolny telewizor i komputer

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, Twojej siostrze nie do końca się udało spapugować Twoją zabawę :D Ale musiałaś być uroczym dzieciakiem! :)

    I świetny pomysł z przeniesieniem gry do dorosłego życia!

    OdpowiedzUsuń
  7. haha, naprawdę super pomysł, zwłaszcza końcówka...:D Kto wie, może też udałoby mi się zastosować taką długą drogę do prezentu?/Karolina

    OdpowiedzUsuń
  8. Nigdy nie brałam udział w grach miejskich, ale zawsze chciałam czegoś takiego spróbować. Za to mam za sobą parę gier terenowych. W każdym razie pomysł na prawdę mi się podoba! Jest to doskonały pomysł, aby zrobić takie coś drugiej osobie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam takie zabawy! Bardzo chętnie bym się z kimś w coś takiego pobawiła, ale nie mam ani gdzie ani z kim... Moi znajomi jakoś nie palą się do tego typu rozrywek (ale co oni tam wiedzą!). Zazdroszczę! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny świetny świetny pomysł! Raz uczestniczyłam w takiej grze miejskiej (ja wolę polskie określenie ;)) i to była super zabawa!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojej, a mogłaś po prostu napisać że to takie podchody, bo na początku tego tłumaczenia miałam mindfuck i nie wiedziałam o co chodzi XDDDDDDD Dopiero potem wszystko wskoczyło na swoje miejsce - tak, tak, mój ogar.
    Szkoda, że Twój poszukiwacz głośników (xd) się wkurzył, ale faktycznie mogłaś ostrzec, żeby wziął ze sobą wodę xddd Aleeeee pomysł super. Ja bym się cieszyła, gdyby ktoś mi coś takiego zorganizował.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojacie! Uwielbiam takie zabawy i o ile zawsze uczestniczę w tych organizowanych przez moje miasto, to takich 'osobistych' nikt mi jeszcze nie zorganizował :) Z pewnością to jest świetna zabawa i wiem, że sprawia wiele przyjemności :) No i ten dreszczyk emocji! :D Świetnie to wszystko zorganizowałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale fajna zabawa! Na Malcie masz pole do popisu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciekawy pomysł :) szkoda, że mój chłopak miał urodziny w zeszłym tygodniu, bo zrobiłabym coś podobnego :) No nic, zostaje przyszły rok :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialna zabawa! Sama chciałabym uczestniczyć w czymś takim. :D Może sama wykombinuje kiedyś coś takiego dla mojego B.? :D

    OdpowiedzUsuń
  16. no szczerze Ci powiem, że chyba mnie skusiłaś i zainspirowałaś :D bo sobie coś podobnego wymyślę :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow, takie mega podchody. Bardzo kreatywny pomysł miałaś w dzieciństwie :) mama miała świetną zabawę, a siostra niemożliwie zgapiła :D. Muszę przyznać, że to dobry pomysł na oświadczyny :D gdybym tylko była facetem...;)
    Pozdrawiam i zapraszam do wspólnej obserwacji :).

    OdpowiedzUsuń
  18. W tym przypadku obejście muru to raczej jedyne wyjście :D.

    Pomysł na grę można wykorzystać jako jedno z ciekawszych wydarzeń na wyspie. Bina byłabyś najlepszym pracownikiem w dziale promocji miasta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog będzie dostępny pod nazwą komorkanerwowa :D

      Usuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kylie ma w swojej ofercie czarne pomadki, więc może kiedyś się skusisz :D ale wydaje mi się, że czarna szminka będzie Ci nawet pasować, bo jesteś brunetką i w dodatku wiecznie opaloną :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Brzmi trochę jak multicache, z tym, że zazwyczaj nie ma tylu etapów i każdy może szukać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ooo uwielbiam takie gry :D Kiedyś w urodziny zorganizowałam coś takiego swojemu chłopakowi - miał niezły ubaw i do tej pory wspomina to jako jedną z lepiej zorganizowanych niespodzianek :)

    OdpowiedzUsuń
  23. zawsze chciałam wziąć udział w takiej grze i nigdy się jakoś nie składało.. Ale, Twój opis bardzo zachęca! :D

    weronikarudnicka.pl

    OdpowiedzUsuń
  24. Pomysł z zabawą miejską był świetny! Twój luby mógł sie trochę zdenerwowac za ten upał i brak wody, ale ja na jego miejscu pod ta cienką warstewką irytacji byłabym bardzo zadowolona z takiej rozrywki! *.*

    OdpowiedzUsuń
  25. Bawiłem się kiedyś w coś podobnego, mieliśmy między szkolny konkurs "gry miejskiej"... Taki swoisty wyścig, który zresztą moja szkoła wygrała ;) a teraz bawię się w geocaching, można powiedzieć że nieco podobna dyscyplina... Zastanawiam się czy na Malcie też funkcjonuje (?)

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM