Witam z Malty. Moje patchworkowe życie powróciło na dawny tor. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy zostanę tu na dłużej, ale serce podpowiadało mi, że odnajdę się tu i spotka mnie tu dużo dobrych rzeczy. Słoneczna wyspa powitała mnie tak fantastycznie, że czuję się, jakbym nigdy stąd nie wyjechała.
Maltę opuściłam w maju 2017 roku, a w czerwcu rozpoczęłam z Siwym autostopową podróż po Azji. Dotarliśmy do Wietnamu, gdzie przez pół roku uczyliśmy dzieci angielskiego. Mieliśmy następnie zmierzać na południe w kierunku Australii i Nowej Zelandii, ale nasze drogi się rozeszły. Siwy zapuścił korzenie w Wietnamie na dobre, a ja potrzebowałam się przewietrzyć po ciężkiej wietnamskiej atmosferze palenia śmieci i jeżdżenia na śmiercionośnych skuterkach. Poleciałam do Europy. Trzy tygodnie spędziłam w Warszawie. Nigdy nie bawiłam się w tym mieście tak dobrze, jak po powrocie z Azji. Warszawa oczarowała mnie pełnym słońcem a także zaskoczyła swoją urodą. Po raz pierwszy w pełni doceniłam piękne ulice, bulwary, drzewa, parki, plażę i chlanie na schodkach. Stolica cały czas niesamowicie się rozwija, upolować tam można bardzo tanią i pyszną pizzę, burgery z kalmarami czy schabowego. Polskie jedzenie smakowało jak ambrozja, zalewałam je prawdziwym nektarem, czyli krajowymi browarami. Codziennie spotykałam się z przyjaciółmi, nie było czuć, że nie widzieliśmy się aż przez rok. Warszawa kompletnie wchłonęła mnie oraz część moich wietnamskich oszczędności, ale jeszcze w Azji się na to przygotowałam. Kupiłam bilet na Maltę. W jedną stronę.
W Malcie zakochałam się podczas rocznego pobytu zarobkowego przed podróżą. Praca w ciekawym miejscu, kontakt ze świetnymi ludźmi, maksymalny relaks, plaża i słońce na co dzień, a do tego oszczędzanie kasy na wycieczki? Zadziałało za pierwszym razem, teraz też się uda. Wbiłam się w Maltę jak nóż w masło, w trzy dni znalazłam mieszkanie i pracę i weszłam na wysokie obroty. Biegam z tacą jak szalona, doglądam klientów i zgarniam napiwki, piję browary na murku z widokiem na morze, relaksuję się w chińskim ogrodzie i spotykam coraz więcej znajomych twarzy. Malta jest niezwykła, wszystko tutaj zdaje się samoistnie układać. Cieszę się każdym dniem.
Co dalej? Cóż, w swoim życiu lubię to, że nigdy nie wiem, co będzie się działo za kilka miesięcy. Zarys planu przedstawia się następująco: z początkiem nowego roku, zmotywowana i z pełną sakwą znów pojadę do Azji, by dopiąć swego - dotrzeć do Nowej Zelandii. Nie udało się za pierwszy razem, uda się teraz. Podróż zakończyła się ostatnim razem w Azji południowo-wschodniej, a konkretnie w Bangkoku. Od tego właśnie miasta chcę wznowić swoją podróż i kierować się na południe.
Pozdrawiam z niezwykle czarującej Malty i przesyłam trochę słońca, którego mam tu pod dostatkiem. Peace&love.
Ooo, w końcu napisała :D Malta przez Ciebie zaczyna mi się mega pozytywnie kojarzyć, chociaż sama bym tam nigdy nie pojechała - przecież tam jest ciepło, blee :P
OdpowiedzUsuńFajnie, że znowu coś napisałaś! Zawsze, jak czytam Twoje posty, mam ochotę wskoczyć w pierwszy lepszy samolot i wybrać się w podróż. Świetnie, że masz odwagę, aby w ten sposób podróżować.
OdpowiedzUsuńNo i koło się zatoczyło ;)
OdpowiedzUsuńAleż się naczekałam na wpis u Ciebie. Czas leci jak szalony, mam wrażenie, jakbyś JESZCZE nie opuściła Malty, a tu bum - już na nią wróciłaś. A przecież to rok minął, szaleństwo. Szalej, baw się i planuj. Zanim mrugnę znów będziesz w podróży!
OdpowiedzUsuńCudownie widzieć Cię znów na Malcie! Nieźle to się porobiło z tymi Twoimi podróżami, ale tak jak mówisz - świetne jest to, że wszystko kształtuje się tak płynnie. Wyczekuję dalszych niusów o życiu na tej wyspie - już niedługo dołączy do Ciebie tam moja inna serdeczna koleżanka. Świat jest taki duży, a tak mały.
OdpowiedzUsuńA ja się właśnie dziś pożegnałam z pracą w Wawie i we wtorek będę na Malcie. W tej chwili panikuję nad burdelem, który muszę usunąć do jutra rana, a później się zobaczy. Pewnie gdyby nie Ty nigdy bym nie zwróciła uwagi na tę wyspę ;)
OdpowiedzUsuńWidać, że Malta Ci służy :))
OdpowiedzUsuńWidać, że Malta Ci służy :))
OdpowiedzUsuńOraju ♥ Jak mi się marzy Malta! To jest moje miejsce docelowe, gdzie chciałabym spędzić rok, może dwa, a jak mi się spodoba, to zostać na stałe :) Widać, że to też Twoje miejsce :)
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu Malta kojarzy mi się z Tobą :) Podziwiam Twój sposób na życie, chociaż brzmi dla mnie jak zupełna abstrakcja, tak odległa, że aż niemożliwa (w sensie, niemożliwa dla mnie, bo ja jestem bojaźliwym piecuchem). Ale i tak chyba najbardziej w tej notce podoba mi się fragment o Warszawie. Tak inaczej się czyta, jak piszesz o tym, co znajome... I nie mam na myśli tylko chlania na schodkach :) Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam na Mlacie, ale chętnie bym ją odwiedziła :) kto nie marzy o podróżach? ja o nich śnię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko myszko :*
mmam nadzieję, że jak dotrę na Maltę to tam będziesz;D
OdpowiedzUsuńInspirujesz. Tyle już się zdążyło wydarzyć od Twojego ostatniego pobytu na Malcie, a tu wszystko od początku. Życzę Ci tej Nowej Zelandii, jak diabli. Ja byłam własnie w tym roku i powiem krótko. Jedyne czego teraz chcę to znowu tam wrócić. Powodzenia ze wszystkim.
OdpowiedzUsuńwow, nigdy nie byłam na Malcie a słyszałm o niej sporo dobrego :-)
OdpowiedzUsuńNa Malcie jeszcze nie byłam, ale słyszałam, że jest tam pięknie. Mam nadzieję, że niebawem uda mi się odwiedzić to miejsce :)
OdpowiedzUsuńCzyli historia się powtarza :) Ciesz się życiem na Malcie nadal :)
OdpowiedzUsuń