Rzeczy mnie ograniczają. Do takiego wniosku doszłam ostatnio na lekkim kacu. Posiadanie dużej ilości różnorodnego stuffu jest zgubne. Nie chcę mieć rzeczy. Jasne, parę z nich się przydaje, jak na przykład paszport, śpiwór, plecak, szczotka do zębów, kilka gaci, kucowa pieszczocha, czerwona szminka czy jednoczęściowy dres. Wiele więcej mi jednak w życiu nie potrzeba. Mamy tendencję do przywiązywania się do swoich rzeczy. Rzeczy. To są przedmioty, nic ważnego, a my płaczemy, jak podrze nam się sukienka, zepsuje telefon, czy zniszczą buty.
Zawsze myślałam, że posiadanie wielu ciuchów będzie fajne. Zawartość szafy mnożyła się, a ja i tak chodziłam ciągle w dziesięciu t-shirtach, dwóch parach jeansów i jakichś leginsach. Reszta ubrań noszona była raz na miesiąc (wariant optymistyczny), raz na parę miesięcy (wariant standardowy) lub raz na rok. Albo najlepiej nigdy (wariant pies ogrodnika). Trzymałam je myśląc, że kiedyś przyjdzie na nie pora... Mijał rok, czas na kolejne porządki, a pora jakoś nie przyszła. Stwierdziłam, że równie dobrze mogłabym nie mieć tych ciuchów wcale. Komuś innemu pewnie przydadzą się bardziej.
tajemniczy album znaleziony w tajemniczej szufladzie
W pokoju masa bibelotów. Robię regularnie porządki i wywalam niepotrzebne rzeczy - a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Okazało się, że od dawna nie robiłam dogłębnej analizy tego, co posiadam. Milion par kolczyków - a chodzę prawie ciągle w jednych. Kilka kolorowych kredek do oczu - a jak już się maluję, to na czarno. Jakieś figurki, stare mapki narciarskie, ozdóbki, sterty długopisów... Koniec z tym. Sprawdziłam, który długopis pisze, wywaliłam wszystkie niedziałające. Tego się nigdy nie robi. Po prostu masz ten kubeczek długopisów na biurku, chcesz coś napisać, wyciągasz jakiś, nie działa - odkładasz z powrotem i bierzesz inny. Albo podświadomie masz zakodowane, że działa tylko ten z czerwoną skuwką, więc automatycznie po niego sięgasz.
Zdobyłam się na odwagę i spenetrowałam tajemniczą szufladę w komodzie, do której zaglądałam raz na tysiąc lat szukając jakiegoś zaginionego złotego Graala. Szuflada była pełna rzeczy, które absolutnie do niczego mi nie były potrzebne, ale były tam, bo... no właśnie, bo co? Mają wartość sentymentalną... albo i nie. Niczym Agnieszka Chylińska powiedziałam sobie dość i postanowiłam pozbyć się gratów. Okazało się, że wcale nie jest to takie proste. Miałam na przykład notatniczek, który przyniosłam kiedyś z pracy, dostałam go w prezencie. No i co tu z nim zrobić? Ja nie będę w nim pisać, nikt go nie chce, bo jest brzydki. Notatniczek trafia więc do szuflady z nieużywanymi rzeczami i śpi tam sobie, czekając na lepsze czasy. Prawdopodobnie będą to czasy czystek, gdy zakurzony i pożółkły notesik trafi po prostu na śmietnik.
3/4 zawartości szafy oddałam biednym. Sprzedałam parę gratów i książek. Wywaliłam górę szmelcu, który jeszcze niedawno trzymałam, bo wydawało mi się, że jest w jakiś sposób ważny albo przydatny. Albo - największa pułapka - szkoda mi było go wyrzucić. Tym razem wyłączyłam emocje i czuję się lżejsza. To, co mi pozostało, da się łatwo spakować. O to chodzi. Przecież gdy podróżuję, to mam przy sobie tylko plecak. Wszystkie potrzebne graty mieszczą się w objętości 50 litrów. Można zjeść, umyć się, nawet przespać. Niekoniecznie korzystając z wygód cudzych domów. Skoro jestem w stanie przez miesiąc nosić cały essential na plecach, to czy naprawdę potrzebuję więcej rzeczy?
Luz w pokoju spowodował również luz w myślach. Szczerze polecam pozbycie się 75% posiadanych rzeczy. Same korzyści.
Bardzo dobrze Cię rozumiem i staram się co roku wziąć ten wór na śmieci, a co trzy lata właśnie z siedem i w amoku wywalam wszystko, co nie jest mi potrzebne. Jedyny problem polega na tym, że ciężko mi przekonać rodziców, że taka czystka powinna również dotyczyć przedpokoju/przestrzeni pod schodami/strychu, a wolałabym ich gratów bez ich wiedzy nie wyrzucać :P
OdpowiedzUsuńChoć pewnie i tak nie odczuliby ich braku...
Pozdrawiam! (I chyba zaczynam powoli wracać do blogosfery)
też regularnie wywalam zbędne rzeczy, a ciągle czuję się troszkę osaczona, chciałabym dojść do niezbędnego minimum przedmiotów, które będą mi dobrze służyć
OdpowiedzUsuńza jakiś czas się pewnie przeprowadzę i to chyba będzie decydujący moment - zabiorę max. 50% wszystkiego:)
Ja tak zrobilam przed wyjazdem do UK. Musialam, mialam przeciez zabrac ze soba tylko jedna walizke! Bibelotow nie zbieram od czasu szkoly sredniej, od zawsze nie znosze nieprzydatnych rzeczy, ktore tylko zbieraja kurz;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie potrafię wyrzucać rzeczy, wszystko się może przydać. Jednak rozumiem twoje podejście i się z nim zgadzam. Może powoli przekonam się do tego typu porządków
OdpowiedzUsuńja w sumie też pozbyłam się całego dorobku przyjeżdżając do Berlina z jedną torbą ... XD fajne to było uczucie :D
OdpowiedzUsuńU mnie w domu rodzinnym TO zaszło już za daleko, moje graty -potrzebne czy nie- są zapakowane w stertę pudeł... Na całe szczęście nie mogłam tego wszystkiego przytargać ze sobą do Niemiec :)
OdpowiedzUsuńWow, naprawdę podziwiam. Mi się udało pozbyć może z 20 % niepotrzebnych rzeczy. Ta walka z myśleniem, że dana rzecz jeszcze kiedyś się przyda. A tak naprawdę tylko zabiera nam przestrzeń życiową na ileś tam miesięcy, czy nawet lat. Trzeba pozbyć się cholerstwa jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńJakże się cieszę, że pozbyłam się tego problemu wraz z dorastaniem. Pamiętam oddawanie ulubionych zabawek i wyrzucanie tych zepsutych. Serce mi się krajało. Ale tylko przez chwilę, potem byłam szczęśliwa, że nie mam tak wielu tych RZECZY w pokoju. Albo inna sprawa - miliony rysunków i karteczek na biurku. Nie dało się otworzyć szafki bo zasypywała cię lawina papieru. Trzy dni mi zajęło zanim wszystko przejrzałam i 3/4 wyrzuciłam. Cieszę się, że te wszystkie porządki mam już dawno za sobą, bo dzięki nim wreszcie doceniłam przewagę porządku nad "artystycznym nieładem". I obecnie mam wiele pustych szuflad i szafek w pokoju, co również mnie denerwuje, bo nie lubię swoich mebli, ale to inna sprawa :)
OdpowiedzUsuńŚmieję się natomiast z mojej mamy, która boi się wyrzucać RZECZY i jest o wiele bardziej przywiązana do swoich dupereli niż ja czy brat do swoich. Ale to i tak małe piwo - mój dziadek jest takim zbieraczem, trzyma wszystkie rzeczy, bo "kiedyś mogą się przydać", naprawdę straszne ;_; To jest dopiero ograniczenie RZECZAMI.
Wpisz sobie w google "syllogomania" - rodzi się pytanie, czy to Ty kontrolujesz rzeczy, czy rzeczy kontrolują Tobą XD
Brawo Bina! Okazałaś się bardziej radykalna w tej kwestii ode mnie, ale ja od dawien dawna nie podróżuję z plecakiem ;))
OdpowiedzUsuńStaram się robić regularne porządki i także pozbywać się dla mnie zbędnych już rzeczy. Różnie bywa z ilością, bo tego typu rzeczy mam już niewiele, a więc jest dobrze :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za to, że wywalilaś sporo pewnie sentymentalnych rzeczy. Dobrze, że oddałaś ciuchy dla biednym, Im się na pewno one przydadzą i się ucieszą - a i Ty jesteś z siebie zadowolona, że się ich pozbyłaś na dobry cel. Być może i ja niebawem zrobię coś takiego ze swoją graciarnią, fajnie by było. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pozbywać się niepotrzebnych rzeczy, tak samo mam z ciuchami. Przychodzi dzień kiedy wywalam wszystko na środek i babram się w krajobrazie po bitwie.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu wyrzucam wiele rzeczy bez zbędnych emocji choć muszę przyznać, że do części rzeczy mam jednak sentymentalna. Pozwoliłam zostawić sobie kilka kartek od przyjaciół i wszystkie szkolne dyplomy i świadectwa jednak systematycznie wyrzucam ubrania, sprzedałam trochę książek, wyrzuciłam wszystkie pierdółki które tylko zajmowały miejsce na półkach i jest mi lepiej. :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj robiłam generalne porządki :) fajne uczucie :) tak czysto i... pusto, nagle tyle miejsca się zrobiło :0
OdpowiedzUsuńNaucz mnie tego! Ja ciągle "nie, to nie, zostawię sobie". Na cholerę? Nie wiem, nie mam sumienia wyrzucić czegoś, mimo, że jest mi zupełnie nie potrzebne. Jestem jak dziecko, pomimo dojrzałego wieku w dowodzie.
OdpowiedzUsuńRaz na jakiś czas reaktywuję projekt "wyrzucam rzeczy brzydkie i niepotrzebne", niedawno oddałam całą siatę książek do okolicznej biblioteki, kilka położyłam w miejscu publicznym, a jedną na próbę w ramach bookcrossingu - wszystkie zostały zabrane w trymiga. Ciuchy praktycznie znaszam do końca więc nie mam co rozdawać, kolczyki albo bibeloty biorę na wymianki.
OdpowiedzUsuńI po takim pozbyciu się rzeczy dosłownie łatwiej mi się oddycha :)
ja szukam u siebie wolnego czasu na własnie takie gruntowne porządki. Pewnie nastąpi to jakoś w czerwcu, dopiero.
OdpowiedzUsuńZ tymi kolczykami uświadomiłam sobie, że mam tak samo. Mam mnóstwo kolczyków, przeróżnych. A noszę 2 pary na zmianę.
Z ubraniami jeszcze gorzej :(
Zauważyłam sprzeczność między mną i siostrą, kiedy szykowałyśmy pokój do remontu. Ona płakała i rozczulała się nad każdą pierdołą, a ja zostawiłam sobie książki (chociaż też okrojone), elektronikę, 40% ubrań. Reszta w śmietnik. Odetchnęłam z ulgą...
OdpowiedzUsuńZauważyłam ostatnio, że mam dwie dusze... Dusza domowa potrzebuje masy rzeczy, dwóch par dżinsów, kremów, ciepłych obiadów, kilogramów kanapek do szkoły, nosi w plecaku zapasową kawę, karty do gry, gumki do włosow, opaskę, bandanę i miliard innych rzeczy. Dusza podróżnika wymaga jedtnie bułek z Biedronki i jednej czarnej koszulki dziennie. W porywach szaleństwa bandanki. Właśnie wróciłam z "rajdów" po Bydgoszczy i zauważyłam tę zasadniczą różnicę- przez dwa dni nie jadłam obiadu i nawet tego nie zauważyłam. Mało spałam, ale tego nie zauważyłam. gdy gdzieś jadę, zmieniam się w innego człowieka...
OdpowiedzUsuńNie mam chyba dużo rzeczy. Mam taką "tajemną szufladę" z dziwnymi gratami, ale przeważnie naprawdę mi się przydają. Jedyne moje zbędne ubrania to sukienki, któe mama kupuje mi na ważne uroczystości (sztuk dwie :P ). jedyne, czego mam dużo, to książek i płyt, ale one są dla mnie szalenie ważne. Nie maluję się i mam malutko kosmetyków. Nie zbieram bibelotów.
Bałagan i tak zawsze mam w pokoju :D No cóż.
pozdrawiam
Poczułam wyrzuty sumienia w związku z moją szafą, w której czystki robię od paru miesięcy :((
OdpowiedzUsuńJa nie potrafię się pozbywać rzeczy. Do wszystkiego się przywiązuje...co koliduje z moją duszą minimalistki ;p
OdpowiedzUsuńja się zbieram od dłuższego czasu. co jakieś pół roku robię taki przegląd książek, oddaję/sprzedaję sporą część nich, ale muszę koniecznie zabrać się za cały pokój. za wszystko co mam.
OdpowiedzUsuńJa chomikuje wszystko, chodz sama nie mam pojecia po co mi to wszystko. Gdybym zostawila same naprawde potrzebne rzeczy pewnie zostalabym z niczym.:D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w pełni. Człowiek zwykle nie potrzebuje aż tylu rzeczy ile posiada. Chociażby ubrań. Dlatego też nie rozumiem kobiet, szczególnie tych które znam i które kupują milion kiecek, z czego przy dobrych wiatrach zakładają kilka z nich raz do roku, jeśli nie rzadziej.
OdpowiedzUsuńChociaż.... moje półki pełne są książek, do niektórych z nich nie wrócę już więcej ale.... to przecież coś innego prawda :D? prawda......? Bo w przeciwieństwie do ciuchów niosą ze sobą przesłanie :D
Oj, chyba najwyższa pora zrobić porządek :)
OdpowiedzUsuńRobię takie porządki u siebie raz na jakiś czas, ale i tak mam masę niepotrzebnych bzdetów :) cóż, mam nadzieję, że jak będę się przeprowadzać to ta ilość bibelotów drastycznie się zmniejszy :)
OdpowiedzUsuńHmm... Bina, a czy słyszałaś o takim miejscu jak Auroville? Myślę, że tam rozwiązali problem szeroko pojętego "posiadania". Kiedyś pojadę tam to sprawdzić, no chyba, że mnie w tym uprzedzisz ;)
OdpowiedzUsuńPS.
W okolicach Sanok-a nie -u (musiałem hehe)
Łoł no to pięknie, z ciekawości zapytam jak wrażenia i wspomnienia?
Ja takie wielkie porządki zrobiłam jakoś w styczniu. Opróżniłam wszystkie szuflady, szafy, pufy i pudełeczka stojące na wierzchu. Przeryłam całość, posegregowałam i tak jakimś cudem z pełnych szuflad zrobiłam taką czystkę, że na końcu nie miałam co tam wkładać. Ależ byłam dumna! :D (do następnego razu, aż znów zorientuję się, że nieźle zasyfiłam przestrzeń wokół siebie. :P)
OdpowiedzUsuńJestem sentymentalna, więc zatrzymuję mnóstwo rzeczy w pokoju. Z jednej strony jak gdzieś wyjeżdżam nie potrzebuję takiej ilości gratów, ale jak jestem w domu to mam wokół siebie mnóstwo takich bzdetów. Wiekszość jest mi po prostu żal wyrzucić, bo stwierdzam,że zawsze mogą się przydać. Prawda jest taka,że takie rzeczy leżą sobie na dnie szafy i wydają się być całkowicie bezużyteczne. Dlatego wiem,że przydało by się i u mnie zrobić porządki.
OdpowiedzUsuńDawno nie trafiłam na bloga czy post, który tak by mnie zainteresował! Poza tym, że cudownie lekko się czyta, to znalazłam też myślenie podobne do mojego! W poprzednie wakacje, zaraz po maturze, zrobiłam to samo! Postanowiłam zacząć od nowa, wyrzuciłam pół szafy - dosłownie, zostały mi dwie półki i kilka wieszaków ubrań - wyrzuciłam jakieś papiery, pamiątki, miśki i inne takie rzeczy! I to prawda, było mi tak lekko... prawda jest taka, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nawet, jeśli mamy do czegoś sentyment, to zapominamy o tym. Kiedy daną rzecz zobaczymy, dopiero sobie przypominamy. Uświadomiłam sobie, że lepiej sentymentów szukać w muzyce i na zdjęciach. Przedmioty są bezużyteczne. NAPRAWDĘ. Nie raz myślałam co bym ze sobą zabrała, gdyby w moim domu wybuchł pożar. Co mogłabym zabrać? Komputer? Książki? Może ulubione trampki? Oczywiście, że nic. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A bez NICZEGO też jesteśmy w stanie przeżyć, jeśli tylko są ludzie gotowi nam pomóc.
OdpowiedzUsuńZa bardzo przywiązuję się do wszystkich i do wszystkiego, żeby robić takie porządki. Jasne, fajnie mieć tak mało rzeczy i nie być przez nie ograniczanym, ale nie umiem się ich pozbyć...
OdpowiedzUsuńNo wiem właśnie, ale niby nie powinno się wierzyć stereotypom i oceniać kogoś na podstawie opinii innych, ekhem.
UsuńOsobiście jestem beznadziejna w wyrzucaniu rzeczy, jakiś czas temu w akcie desperacji poprosiłam o pomoc koleżankę - skończyło się moim krzykiem, że tego ma absolutnie nie wyrzucać! tamtego też nie! w ogóle niczego! Mam nadzieję, że rozdają nagrody w kategorii zbieracza najmniej potrzebnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńWidzę, że ktoś tu złapał bakcyla minimalistki :) A, widzisz, ja jakoś 2 lata temu przeprowadziłam taki minimalizm w moim domu (moja mama to nazywa - odwracanie domu do góry nogami) i podobnie jak Ty, czułam się lżejsza, umysł spokojniejszy. Mniej rzeczy do wyniesienia w czasie pożaru XD Sam zresztą Sokrates mawiał : Uwielbiam odkrywać, bez ilu rzeczy jestem doskonale szczęśliwy :)
OdpowiedzUsuńoj też by mi się przydał taki porządek w pokoju, jestem typem chomika i staram się to zmienić, czasem się udaję, ale nie zawsze się da, mam ten sentyment, np. trzymam jeszcze segregator z karteczkami z dzieciństwa i nie potrafię się tego pozbyć :D
OdpowiedzUsuńja tak mam jak zaglądam do garażu, czy szopy z narzędziami i materiałami, zawsze jest żal wyrzucić
OdpowiedzUsuńja własnie sie musze pozbyc tych zbędnych rzeczy.. eh ;)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest... Ale trudno się zabrać za takie porządki.
OdpowiedzUsuńMatko, jak strasznie się cieszę, że udało mi się odgrzebać Twojego bloga spośród czytanych kiedyś przeze mnie regularnie blogów. Bo tak jak na moment (półtorej roku? :o) zniknąłem z bloggera, tak i zniknąłem z czytanych przeze mnie blogów. I jak już tutaj dotarłem to bardzo pozytywnie się zaskoczyłem! Kurde, jak tutaj się dużo zmieniło, jestem pod ogromnym wrażeniem, naprawdę!
OdpowiedzUsuńA co do samego tekstu, nie potrafię zdobyć się w sobie, by zrobić w pokoju takiego 'remanentu'. Myślę sobie "to się kiedyś może przydać" (tak, pułapka - szkoda mi wyrzucić <3) i chop do szuflady. Mój pokój to taki mały śmietniczek - gdybyś się mnie zapytała o jakąkolwiek rzecz, założę się, że po ostrych poszukiwaniach znalazłbym ją w swoim pokoju. Także zazdroszczę i podziwiam!
Pozdrawiam ;)
Wahah, tak tez myślałam :D a co do posta, to juz ci na fb pisałam co o tym sadze. Piateczka!
OdpowiedzUsuńNiedawno miałam remont w pokoju i udało mi się powyrzucać z osiem kartonów różnych rzeczy i ubrań moje oraz siostry, jestem dumna! :)
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki Bina :)
I od razu lżej, co? Ja mam to samo - pozbędę się nagromadzonych gratów i od razu lżej... w głowie, na duszy, w domu, w torebce, gdziekolwiek...
OdpowiedzUsuńale pewnie nie byłaś aż taka do przodu i nie przepisywałaś wszystkich opcji do zeszytu!!!!! :D
OdpowiedzUsuńPosiadanie mniejszej ilości rzeczy jest wygodniejsze. Mniej zastanawiania się co włożyć lub jakim kolorem pomalować, mniej sprzątania... same zalety :D
OdpowiedzUsuńNie potrafiłabym pozbyć się rzeczy, które maja dla mnie jakiś sentyment. Trzymam mnóstwo gratów np. stare zeszyty, złote myśli, scenariusze przedstawień z podstawówki;p. Choć nie przywiązuje się do ubrań, akurat co dziwne nie mam problemu z tym by je komuś oddać .
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam tenedencję do chomikowania wszystkiego. Bo się przyda. Oczywiście nigdy się nie przydawało. Teraz co jakiś czas robie generakne porządki i wywalam to, czego nie potrzebuję, w czym nie chodzę itp. To działa oczyszczająco. Nie tylko luz w szafach, ale przede wszystkim w głowie.
OdpowiedzUsuńNapisałam podobny post, a teraz patrzę i Ty o tym piszesz, ja staram się regularni sprzątać, nie lubię gratów.
OdpowiedzUsuńCiekawe plany autostopowe. Widzę, że zapuszczacie się coraz dalej, co jest na pewno świetną przygodą. W przyszłym roku pewnie będzie was trzeba szukać gdzieś w Chinach :P
OdpowiedzUsuńCo do radykalnych porządków, wiem że u mnie by sie to kompletnie nie sprawdziło. I nawet nie mówię o rzeczach niepotrzebnych. Raczej mam na myśli te gratki o wartości sentymentalnej, pocztówki, pamiątki z wakacji, figurki, które za młodu (za dziecka?) namiętnie zbierałam i duże ilości książek.
Ciuchy zawsze chętnie przetrzebię, tak jak koło miesiąca temu zrobiłam porządek w szafie. Wszystkie swetry zimowe i podkoszulki, w których nie chodzę i chwilowo chodzić nie będę, poszły to reklamówek i na górną półkę. I nagle dotarło do mnie, że mało mam letnich rzeczy! Nie ma to dla mnie znaczenia, kiedy siedze w domu i chodzę przez kilka dni w tych samych legginsach i podkoszulku. Problem rodzi się, kiedy muszę regularnie wychodzić. Na szczęście wakacje, pomartwię się w październiku ;p ewentualnie jak mnie w końcu przyjma na ten staż!!! Albo do pracy. Cokolwiek.
Jako że na codzień sobie mieszkam w mieszkanku wynajmowanych w Katowicach, to i tak mam o wiele mniej gratów. Wyprowadzka do Katowic wymusiła na mnie zabranie tylko najpotrzebniejszych rzeczy. Choć nie ukrywam, że za te trzy lata, sporo pierdół nazbierałam.
Ostatnio na przykład zrobiłam porządek w materiałach papierowych. Bardzo lubię chomikować ładnie zaprojektowane ulotki, foldery, mapy i wizytówki. Bo zawsze można się nimi zainspirować. Tylko zauważyłam, że jakoś rzadko sięgałam po nie. Dlatego zrobiłam im sesję zdjęciową z prawdziwego zdarzenia! Mam dokumentację fotograficzną na lapku, papier wywaliłam i zawsze to mniej śmieci :P
Mam plan przetrzebić moje muzyczne zasoby, bo coraz więcej piosenek mnie irytuje i je przełączam jak słucham.