Przez większość czasu obserwuję. Nawet, jeśli czynnie biorę udział w jakiejś sytuacji. Przyglądam się jednocześnie i z punktu widzenia pierwszoosobowego narratora i bezstronnego widza. Doświadczam. I czasem po prostu nie dowierzam.
Ostatnio w pracy (-3 za nieciekawe rozpoczęcie akapitu) byłam świadkiem pewnego zdarzenia. Nie będę zagłębiać się w szczegóły, ale w zakresie moich obowiązków było doglądanie stojaka z balonami, które służyły jako reklama naszego pracodawcy. Reklama marna, bo na balony rzucają się dzieciaki, a rodzice oczywiście nie zwracają uwagi na nasze usługi - co z tego, że na balonie jest nasze logo, liczy się tylko to, że bachor dostał to, co chciał, i chwilowo się nie rzuca i nie krzyczy.
Swoją drogą, co jest magicznego w balonach? Przez parę dni siedziałam z tymi balonami i nie mogłam się nadziwić. Zwykłe, jednokolorowe, bezkształtne balony, a dzieciaki rzucają się na nie co najmniej, jakby były wypełnione cukierkami. Oczy im się świecą do tych balonów, patrzą na nie z prawie lubieżnym pożądaniem. Dzieci uwielbiają balony. Uwielbiają absolutnie bezużyteczne, napompowane kawałki gumy, z którymi nic nie można robić (może poza nawalaniem młodszego brata po dyńce), od których elektryzują włosy, które trzeba za sobą nosić, i które na dodatek ryzykują wybuchem. Gdy gówniarz widzi innego gówniarza z balonem, to sam też chce taki gadżet. Jeśli mamy balony w różnych kolorach do wyboru, to oczywiście najcenniejszy jest ten, którego jest najmniej. Ach, psychologia. Ble, dzieci.
Podszedł do mnie dzieciak. Spory. Taki.. ogarnięty. Sięgał mi gdzieś do klaty. To był naprawdę olbrzymi dzieciak w porównaniu do tych wszystkich małych śmierdzieli naokoło. Dzieciak zapytał, czy mamy balony. Mamy, dziecko, patrz, tam. Pokazuję mu oddalony o parę metrów stojak. W tym momencie podpełzł do mnie jakiś karzełek i z bezgraniczną radością na twarzy zapytał, czy on może dostać niebieskiego balona. Odwzajemniłam bezmyślny uśmiech i powiedziałam, że oczywiście. W tym momencie duży dzieciak, z którym konwersowałam przed chwilą ocknął się - a ile jest niebieskich balonów? Nie musiałam odpowiadać, z daleka widać było, że został jeden, jedyny. Dzieciak powiedział, że w takim razie on go chce i pognał w kierunku balonów. Mały smark, który chciał niebieskiego balona pobiegł za tamtym, ale jego nieskoordynowane ruchy nie pozwoliły mu nawet zbliżyć się do wygranej w wyścigu z dzieciakiem, który miał spokojnie z 10 lat, a na dodatek był wielki. I gruby. Na moje (nie)szczęście, niebieski balon był na samej górze stojaka, poza zasięgiem tłustych palców dzieciaka. Zdjęłam go i podałam maluchowi, który strasznie się ucieszył i niezdarnie odmaszerował. Gruby prawie się popłakał, co mnie trochę zdziwiło, na dodatek zostałam zrugana od góry do dołu przez babcię wielkiego dzieciaka, że przecież on prosił pierwszy, że jestem niemiła i że tak się nie postępuje.
Whoa.
Zacznijmy od podstawowej kwestii: dlaczego dałam balona małemu dziecku, ignorując jego grubego konkurenta? Bo tamten był młodszy? Otóż nie. Nie wiem, jak się postępuje z dziećmi, a na dodatek sama, jako starsza siostra często byłam poszkodowana, bo małej wolno było więcej. Oj ustąp jej, jest młodsza. Ona pierwsza wybierze, bo jest młodsza. Młodsza, bardziej uprzywilejowana. Naturalnie nigdy mi się to nie podobało, więc nie zamierzam faworyzować młodszych dzieci. Moje zachowanie przy stojaku z balonami było podyktowane prostą logiką. Duży dzieciak prosi o balona? Spoko, jest dużo balonów. Mały dzieciak prosi o niebieskiego balona? Niebieski balon zostaje zarezerwowany dla małego dzieciaka. Simple as that. Gruby źle rozegrał sprawę, gdyby od początku poprosił mnie o niebieskiego balona, to dostałby niebieskiego balona, a ja zamiast z jego agresywną babcią musiałabym użerać się z rodzicami płaczącego malucha. I tak źle, i tak niedobrze. Cóż. Może gruby nauczy się, jak się załatwia sprawy i jak się wyraża swoje prośby. W końcu jest już duży. I gruby.
Zachowanie babci grubego trochę zbiło mnie z tropu. Zachowywała się, jakby jej wnuczek był w wieku pozostałych kręcących się w okolicy dzieci (2-5 lat) i nie był w stanie nic zrobić sam. Nie chodzi mi o sprawy w stylu "jesteś starszy, ustąp małemu dziecku", ale chociażby o to, że balony są beznadziejne i bezużyteczne i że dziesięcioletni dzieciak powinien już to wiedzieć i nie odstawiać wieśniackiej walki o niebieski balon.
Well, znowu wyszłam na tą złą. A może ja po prostu nie lubię grubych dzieci.
haha, tez cos mam z tymi grubymi dziecmi, odstraszaja mnie.
OdpowiedzUsuńale nie o tym notka. z tymi balonami zauwazylam tez jakos ostatnio ze one chyba maja jakas moc, bo byłam w mcdonaldzie kolezankami i pan dał nam balona, bo ostatni i nie zadnych dzieci wokół. Po jakichs 15 minutach weszły 2 rodzinki z dziecmi. Nie byli razem. Jedna rodzinka usadowiła się obok mnie i dziecko zobaczyło balona. Oddałam. Za jakąś chwile pan z obsługi dostaje wielka burę od tamtej rodzinki ze czemu tamci maja balona a ich kochane dziecko nie ma balona?! Ojezu. No mozna ładnie p o p r o s i c ale nie krzyczec na całego maca oO ale ze....o balona? Przeciez dziecko dostało CAŁEGO happy meal'a! z lepsza zabawka od balona.
Hmmm... A ja widziałam dziś małego pulpecika w wieku ok 4-5 lat i powiem,że bardzo ładnie się zachowywał, był uroczy przed gabinetem dentystycznym (!) i myślę,że to nie do końca chodzi o dziecko a o wychowanie. Bo jeśli miał koło 10 lat to już zakrawa o upośledzenie, ale nie wrodzone, tylko spowodowane środowiskiem rodzinnym dziecka. Zachowanie babci to idealnie pokazuje jak robią z niego kalekę. U dziewczynek tego jest mniej (tak myślę) ale jak jest chłopiec... To matki, babki wyręczają go, rozpieszczają a potem wyrasta na faceta co ciężko mu talerz odnieść i on nie odkurzy i nie posprząta, a w czasach szkolnych sam nie zawiążę buta i się nie ubierze. Zdarza się przecież, że są chłopcy w wieku 10 lat co chodzą w pieluchach!! Czy to wina dziecka? wina wychowania...
OdpowiedzUsuńHaha :D W ogóle za dziećmi nie przepadam :D Tzn lubię moją chrześnicę i chrześnicę mojego brata. Wkurza mnie ta bieganina w sklepach, nieraz zostałabym stratowana przez dziecko na rowerku. Nie mówię, że dzieci są złe. Tylko czasami są nieznośne, a rodzice trochę nie ogarniają. Własnie sklepy na przykład - rozumiem, że czasem nie ma się z kim dziecka zostawić, ale często jest tak, że rodzice wybiorą się z dzieckiem na zakupy. Ale nie takie - wejść, wziąć, co trzeba i wyjść, tylko takie kilkugodzinne. A dziecko zmęczone, znużone, albo płacze, albo się nudzi i wydurnia. Wkurzające to. :D
OdpowiedzUsuńEj! Ciągle podkreślasz, że on był gruby...To trochę przykre. No bo...ja odebrałam to tak, że nie dałaś temu starszemu dziecku balona, bo było grube (?). Pewnie nie to miałaś na myśli, ale tak jakoś mi się pomyślało:) Co do balonów...no jest w nich jakaś magiczna moc. Są kolorowe, leciutkie i pękają. Można grać w balonową siatkę, albo nożną, można sobie iść ulicą z balonikiem i szpanować:D
OdpowiedzUsuńksiazkoteka.bloog.pl
Pomyślałam dokładnie to samo, jeśli chodzi o podkreślanie, że dzieciak był gruby. Wybacz, Bina :p
UsuńMnie zawsze jarały balony wypełnione helem, bo same się unosiły a że ja mam wysoko sufit w salonie (10 metrów?), to głupia go puszczałam, a potem nie dało się go ściągnąć XD Poza tym jakjakjakjakjakjak można uważać, że z balonami nie da się nic zrobić? A WOJNY NA BALONY WYPEŁNIONE WODĄ?! Przecież to jest super zabawa ♥ Nigdy nie dostałaś balonem z wodą w twarz? Ja dostałam, to jest super przyjemne gdy na dworze jest 30 stopni :D Polecam!
Hmmy, jako dziecko lubiłam takie latajace balony wypełnione helem bo ich nie dostawałam :P Moi rodzice są praktyczni i niebogaci i chyba tylko raz w życiu miałam balona, który sam latał. I nie uwierzysz, jaka to była radocha. Teraz też bym sobie chętnie kupiła takiego balona, tylko po to, żeby nacieszyć się czymś, za czym kiedyś tęskniłam. A zwykłe balony są praktyczne, jak chcesz się powygłupiać, jako dziecko mialam z tym masę radochy. Więc balony są pożyteczne :D
OdpowiedzUsuńDlatego nie lubie dzieci. Bo za dzieckiem, które jeszcze da się "naprostować" stoi jego spacyfikowany przez małego, zakochany na śmerć rodzic, który gotowy jest mnie zabić, jak tylko jego dzieciak się poskarży. Czasami jest gorzej, i za dzieciakiem stoi rodizc choelryk, który ciągle drże na małego ryja bez powodu i tresuje jak psa- tego też nienawidzę. Współczuję Ci roboty z dzieciakami i rodzicami, naprawdę. To morderczy duet :P
pozdrawiam
Hahaha. Dyskryminacja kilogramowa, widzę ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba było przebić niebieskiego balona!;) Dzieciaki są obleśne.
OdpowiedzUsuńBina ta Twoja logika mnie rozbraja;d ale jestem panią pedagog to się nie wypowiem;p
OdpowiedzUsuńJa dzieci nie lubię w ogóle i nie rozumiem. Logika imponująca, osobiście też bym obdarowała młodszego, ale głównie w celu uniknięcia histerii ze strony tegoż xD
OdpowiedzUsuńOstatnio też miałam przygody z balonami i dzieciakami! Jednym słowem masakra:)
OdpowiedzUsuńpowiem szczerze że ... sama dzieci nie lubię, jezu jak ja ich nie cierpię... no poza moimi, reszta wydaje mi się taka... rozwydrzona...
OdpowiedzUsuńPoprawiłaś mi humor :D
OdpowiedzUsuńNienawidzę, kiedy ktokolwiek traktuje dziecko celowo zaniżając jego wiek. W sensie 'wiem że masz już 10 lat ale mamusia zawiąże Ci buty i założy majtki na dupkę' no paranoja. Dlatego zeźliła mnie ta babcia najbardziej :P
Ja lubiłem balony, kiedy byłem mały - podobało mi się w nich to, że były mało podatne na grawitację, w przeciwieństwie do piłek, i to, że po pyrgnięciu szybko leciały w górę a później się czekało aż będzie na tyle nisko, żeby go znowu pacnąć... A to, że elektryzowały - najlepiej, każdy dzieciak lubi wyglądać jakby go piorun trzasnął. I można je przyelektryzować do sufitu. I piszczą, jeśli je dobrze potrzeć. Balony FTW :P
OdpowiedzUsuńJestem gruba, a też nie lubię grubych dzieci. Wszystkie, które do tej pory spotkałam były chamskie i niewychowane. Wiem, hipokryzja. :D
OdpowiedzUsuńJa jestem absolutnie typem obserwatora :)
OdpowiedzUsuńmnie tam nadal baloniki cieszą a 18 prawie na karku hahah xd
OdpowiedzUsuńHm, pewną logikę dostrzegam. Do balonów zniechęcił mnie fakt, że takim ohydnym balonem każą nam grać w siatkówkę. W tym wieku balon to chyba jakiś symbol odchodzącego dzieciństwa :D w każdym razie jest popularnym prezentem na 18nastkę i co rusz łazi ktoś po szkole z różowym balonikiem przywiązanym do nadgarstka (bo pisać trzeba...).
OdpowiedzUsuńNie lubię dzieci, bo są bardzo przewidywalne. Dzisiaj zobaczyłam, siedząc sobie pod mostem, dwóch smarkatych wbiegających z chytrymi minami na most. Zaraz wiedziałam, ze chcą coś z mostu zrzucać i tylko się przyglądałam, co zaraz pluśnie :D
Lubię dzieci, ale niektóre zachowania są irytujące. W tej sytuacji postąpiłabym podobnie. Po tym starszym dziecku widać, że lubi postawić na swoim i musi mieć wszystko, czego zapragnie...
OdpowiedzUsuńAriana nie jest aż taka zła, ale denerwuje mnie jej śpiew w 'Problem', gdy śpiewa: I should be wiser and realize that I've goooooooot! :D
OdpowiedzUsuńZwracam dużą uwagę na makro, w sumie jeśli już liczę kalorie (rzadko), to tylko ze względu na składniki, żeby nie było za mało białka i tłuszczu, bo z tym mam problem, węgle są ok. Ale poza tym to tego nie robię, nie zamierzam sobie psuć humoru, a liczenie niezbyt dobrze mi się kojarzy ;) I jeśli czuję, że zjadłam mało, to też liczę, żeby wiedzieć co mam jeść i czy np. zjeść jeden posiłek więcej. Zresztą to wszystko jest i tak orientacyjne i na oko, nienawidzę odmierzać i nie zamierzam bawić się w aptekę xd
OdpowiedzUsuńWieeem, już mi minęło :) Tylko trochę nie wyrabiam ze szkołą, ludzie myślą że się nie staram, bo mi nie wychodzi, a ja się uczę dużo. Z tym że co z tego, nauczyciele i tak w to nie wierzą, hehe. A ja już mam gdzieś co oni myślą, wiem swoje xd No i mamy weekend :D
Całuję ♥
...a to już jest kwestia osobistego gustu. Przyznam się, że ten jest jednym z moich ulubionych lakierów :)
OdpowiedzUsuńehh szczerze? to ja nie lubię dzieci i unikam kontaktu z nimi ;) wyjątkiem są dzieci mojej siostry, bo to rodzina ale np. dzieciaki, które spotykam w pracy, to mam ochotę.... możesz się domyślić co ;))
OdpowiedzUsuńJa byłem w metrze dzień po oficjalnym otwarciu i tłoku nie było. Jechałem potem jeszcze raz na Pragę do znajomych. Ta linia będzie jednak dużo mniej obsadzona niż pierwsza linia. To już widać.
OdpowiedzUsuńBalony jako dziecko bardzo lubiłem. Teraz po twoim tekście to się zacząłem zastanawiać DLACZEGO??? Ale nic nie wymyśle. Pamiętam natomiast jak balony w domu stały się pomarszczone, starawe to się ich bałem. Takie balonowe spojrzenie w dzieciństwo. Swoim postem obojętnie o czym przypominasz mi sytuacje z życia. I jest powiedzenie ROBIĆ KOGOŚ W BALONA. Skąd to się wzięło? Też pracuję z ludźmi. Ale raczej pełnoletnimi. I mógłbym pisać ENCYKLOPEDIĘ ZACHOWAŃ :)
Pozdrowienia z wiosennej Warszawy
Czasem za bardzo dziadkowie wyręczają dzieci albo traktują je jak o wiele młodsze a to trochę krzywdzące zachowanie. A balony lubiłam jako dziecko. :)
OdpowiedzUsuńHa ha uśmiałam się, bardzo fajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńHm... bo małe jest słodkie? ;>
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam! Zawsze "ustąp jej", bo "ty jesteś mądrzejsza" a w rzeczywistości "ustąp temu bachorowi, bo nie przestanie ryczec i obie zwariujemy". Sprawiedliwość górą!
OdpowiedzUsuńTak żem w trakcie czytania się zastanawiała, czy jednak większy dzieciak nie poprosił cię o niebieskiego balona, a ty zataiłaś przed nami tą ważną informację... Ale postąpiłabym dokładnie jak ty mały chciał niebieskiego, większy po prostu balona. Dałaś mu różowego? :>
OdpowiedzUsuńPS Jestemww Holandii! :)
Blog Poppy dziękuje! :)
OdpowiedzUsuńNa pewno będę pisać dalej :)
Ja ogólnie nie mam podejścia do dzieci, i chyba za nimi nie przepadam, ale dzielenie je na grube i nie jest przykre. Bardzo.
OdpowiedzUsuńza dzieciaka nie lubiłem balonów - w ogóle to jakieś dziwne twory :D
OdpowiedzUsuńEj balony są zajebiste ! haha serio je uwielbiam i jak dorwę gdzies jakiś z helem to lata sobie rpzy biurku i lozku tyle ile da rade :D Jestem dziecko, ale na szczęście nie grube haha ;DNa Twoim miejscu zrobiłabym to samo, ale pewnie dlatego, że lubię małe słodkie bachorki, a nie już większe duże dzieci ktore mysla ze są wladcami tego swiata a ja mam robic co tlyko zechce pfff
OdpowiedzUsuńW sumie to się uśmiałam z tej Twojej opowieści! O dzieciach się za bardzo nie wypowiem, nie posiadam jeszcze, chociaż czasem obserwując rzeczywistość to zastanawiam się czy chcę w ogóle mieć. No ale dzieci jak dzieci, różne są, co za różnica czy grube czy chude? :)
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam balony. Dopiero teraz do mnie dociera ,że one rzeczywiście są bezużyteczne. Jednak jak pisałam, zawsze je lubiłam, tak po prostu. Na Twoim miejscy pewnie zrobiłabym tak samo. W końcu skoro to mniejsze dziecko prosiło o niebieskiego balona to powinno je otrzymać. To większe z kolei albo nie sprecyzowało swojego pytania albo dopiero później zauważyło,że jest tylko jeden taki balon i dlatego on chce go dostać. Właściwie są dwie opcje, przynajmniej moim skromnym zdaniem.
OdpowiedzUsuńJak byłam dzieckiem z moim bratem to też słyszałam zawsze ustąp, bo on młodszy bla bla bla i w kółko tak samo.
OdpowiedzUsuńJa lubię balony cały czas mimo tego, że do niczego się tak naprawdę nie nadają. Po prostu są fajne haha.
Sama pewnie dałabym niebieskiego balona młodszemu dziecku, może dlatego że młodsze a bardziej dlatego, że ono prosiło o tego balona. Ten większy pytał po prostu o balony dopiero później o niebieskie.
W odpowiedzi na Twój komentarz u mnie to w projektowaniu życia mam bardziej na myśli projektowanie głównych założeń, głównego celu do którego chcę dążyć i tego aby decyzje czego chce były świadome a nie kierowane przez kogoś, bo ktoś mówi co ja powinnam zrobić.
Twoja miłość do dzieci bije z tego wpisu na kilkaset kilometrów :D
OdpowiedzUsuńJa też dałabym niebieskiego balona maluchowi - ale chyba dlatego, że ja od czasu pracy jako lekarz uwielbiam maluchy (kiedyś nienawidziłam dzieci), a dużych, grubych i rozpieszczonych dzieci nie trawię - a z Twojego opisu ewidentnie wynika, że duży chciał niebieskiego balona tylko dlatego, że był to ostatni niebieski i wcześniej poprosił o niego maluch. Pewnie myślał, że jak zwykle dostanie wszystko to co chce. Zresztą, to była dla niego dobra lekcja na przyszłość - nie zawsze dostajemy to, co chcemy.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
no cóż widać, że nie lubisz pracy w której musisz zadowalać maluchy i ich opiekunów balonami i że wolisz ambitniejsze zadania, ale jak widzisz w każdej pracy zdarzają się trudniejsze sytuacje tak jak ta którą opisałaś, ten grubszy dzieciak wydawał się, że chce dostać niebieski balon tylko dlatego, że usłyszał, że mały go chciał, taki złośliwiec z niego, postąpiłbym chyba tak jak Ty i myślę, że to właściwy wybór
OdpowiedzUsuńJa chyba jestem juz w takim wieku ze coraz mniej rozumiem myslenie dzieci i nie wiem co takiego jest w balonach...co innego balon na hel (do tej pory troche mnie jara, swoja droga) ale z takiego normalnego to zadna zabawa dla 10letniego dziecka....
OdpowiedzUsuńA może w ten sposób odmieniłaś życie wielkiego grubasa? Może dzięki tej "porażce" zapragnie być mniejszy i chudszy ... żeby móc dostać kiedyś "niebieskiego balona"...
OdpowiedzUsuńTaki żarcik - babcia i tak zabierze go do McD i będzie jeszcze większy i jeszcze grubszy a niebieski balon zawsze będzie dla niego traumą.
Pozdrawiam!
Postawa zarówno babci, jak starszego chłopca sugeruje jasno syndrom jedynaka nierzadko cechujący się rozpieszczeniem. Dziecko zawsze dostające to, czego chce, a przez co żyjące w przeświadczeniu, iże należy się jemu wszystko o czym zamarzy, zawsze żarłoczniej spoglądać będzie w stronę niebieskiego balonika. Dodatkowo warto wspomnieć o idącym w parze faworyzowaniu pociechy, niejako zakorzenianiu w umyśle dziecka kolosalnego ego, co w swej konsekwencji płodzi ujmy takie jak brak umiejętności pogodzenia się z przegraną, ergo rozkapryszenie oraz rozbisurmanienie. Biorąc pod uwagę sposób w jaki zachowali by się rodzice młodszego chłopca przywodzi na myśl wróżenie podobnej przyszłości, co w przypadku dziesięciolatka. Niestety najczęściej rodzice żyją w małym światku myśląc i traktując swe pociechy niczym kury znoszące złote jaja. Swoją drogą dziesięć lat to wciąż kredki w głowie. Z moich obserwacji wynika, że dziecko stabilizuje się w tej materii mniej więcej w wieku 12 lat, kiedy zaczyna dorastać.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie mam nic przeciwko w nazywaniu rzeczy po imieniu. Grube dziecko jest grubasem, jest spasione, niemniej w tak wczesnym okresie winę ponosi nie gówniarz nieuświadomiony o konsekwencjach, lecz rodzic odpowiedzialny za wychowanie, zdrowie et cetera. W podobnym wieku również ważyłam swoje, albowiem mama ładowała we mnie ile wlazło, nigdy mi również nie odmawiając niczego. Z kompleksami zmagam się po dziś dzień, patrząc na swój tok rozumowania w tym aspekcie obawiam się wręcz anoreksji. Dziecko chłonie świat jak gąbka, podobnie z postrzeganiem innych osób, uczy się. W momencie, kiedy tabun stoi nad nim wyzywając je od spaślaków, w momencie, kiedy dziecko nie rozumie dlaczego, nie potrafi sobie tego wytłumaczyć, wówczas przejmuje ich BŁĘDNY tok rozumowania, jakoby było gorsze przez wzgląd na tusze.
Nierzadko na zawsze.
nie ma co ukrywać, część dzieci jest beznadziejna, ci wszyscy głupi dorośli skądś muszą się przecież brać;)
OdpowiedzUsuńA ja w pełni rozumiem Twoją postawę i nie uważam, że zrobiłaś źle. Wręcz przeciwnie. Takim dzieciom przydaje się nauczka i w sumie lekcja pokory. Poza tym 10 lat, to faktycznie nie zasługuje już na tego balonika, bo już się zdążył nabawić wcześniej nie raz nim i prawdopodobnie by się go zaraz potem pozbył,a taki młodszy możliwe, ze dłużej by się z nim nie rozstawał i może bardziej docenił posiadanie tego wymarzonego baloniku. A to, że jest gruby to już inna kwestia. Swoją drogą boję się grubych dzieci.
OdpowiedzUsuń