Lubię sobie wypić piwo. Czasem dwa. Ewentualnie siedem. Jak jednak rozegrać to w Paryżu, w którym cena pinty (ach, te angielskie wymysły!) często przekracza co najmniej dwukrotnie cenę lampki wina?
Pierwszą myślą jest przywiezienie browarów z Polski, co oczywiście jest pomysłem dobrym i skutecznym, ale jego efekty utrzymują się bardzo krótko, bo ile piwa można przewieźć za jednym zamachem? Trzeba szukać alternatywnych rozwiązań. Kupowanie piwa w sklepie to olbrzymia zagwozdka. Wybór dziesięciokrotnie mniejszy niż u nas, a jednak ciężko się zdecydować. Francuzi uwielbiają jakieś niestandardowe rozmiary piwa - podczas, gdy u nas widzi się prawie wyłącznie półlitrowe butelki i puszki, tam do dyspozycji mamy głównie butelki 0,75l (bardzo niewskazane jest picie z takiej butelki z gwinta, mimo, że to tylko półtora piwa - uchodzi się wtedy za Polaka Cebulaka Alkoholika..taka butla służy do rozlewania piwa do szklanek, a piwa starczy dla wszystkich, przecież ta butelka jest taka ogromna) oraz sześciopaki. Sześciopaki! Problem w tym, że jest to sześć małych piw, 0.25l. Te butelusie są takie urocze. Sześciopak jest więc w rzeczywistości trójpakiem trzypakiem odpowiednikiem trzech piw. Znów, kupienie całego sześciopaku tylko dla ciebie (oh come on guys, to są tylko trzy piwa!) miażdży twój szacun wśród Francuzów, o który przecież tak zabiegasz. Elyta. Kolejnym rodzajem piwnych wyrobów są półlitrowe puszki (idealnie! - jestem taka osiedlowa, piję tylko w puchach browar). Normalni producenci jednak takich nie robią... W puszkach znajdziemy piwa wysokoprocentowe, tak zwane bières de clodos, czyli piwa kloszardów. Cóż, ich cena jest kusząca w porównaniu z overly expensive sześciopakami i dużymi butelkami, zdarzyło mi się więc po nie sięgnąć. Szacun znów leci na łeb na szyję. Najbardziej przy jedenastoprocentowym Amsterdamie.
Dobra, to może zamiast kupować browary pójdziemy jednak do baru? W sklepie lepiej kupić butelkę wina za grosze. Picie piwka w barze ma ten swój niepowtarzalny klimat, może warto podreptać do jakiejś knajpy? A może koktajl? Driny są niewiele droższe od piw, witamy w kraju absurdu. Najtańsze piwo z listy zawsze ma jakąś malowniczą nazwę, piwo miesiąca, piwo specjalne albo po prostu nosi nazwę lokalu. Smakuje trochę jak darmowy browar na wieczorach piwnych w studenckich pubach (Medyk! niewarszawskie gimby nie znajo), trochę piwa, trochę wódki, trochę coli, trochę wody, trochę mydła... Delicious. To może jakieś droższe piwo? Kraj absurdu serwuje lanego Desperadosa i Guinessa w tej samej cenie co Heinekena... Jednak zdecydowanie zbyt drogo. Dylematy.
Piwo jest, co pojawia się następne? Niezbędny element każdej wizyty w barze. Atak rekinów. Wchodzisz, rozglądasz się... Teren czysty. Gdy jednak usadowisz się i zamówisz piwo, które jak kula u nogi będzie trzymało cię w jednym miejscu (nie pójdziesz sobie przecież po wydaniu takiej kasy), znikąd pojawia się stado sharks'ów, które podpłyną zagadać (często tu przychodzisz?), poprosić o numer, skomentować pogodę. Gdy nie masz samca w swojej ekipie barowych bywalców, musisz szukać alternatywnego rozwiązania. Udało się! Bar dla gejów. Tam jestem bezpieczna. Oczywiście znalezienie odpowiedniego baru tego typu zajęło trochę czasu, bo do wielu z nich samice po prostu nie mają wstępu. W końcu jednak znalazłam bar idealny i to jeszcze z przystępnymi cenami. Po kilkunastu wizytach przychodzi refleksja: czy jeżeli kojarzę locals'ów z baru, znam wszystkich barmanów, zbijam piąteczki i witam się z każdym po kolei, to czy też jestem stałym bywalcem? Oh, well...
Masakra z tym piwem. Człowiek by chciał kulturalnie sobie walnąć browarka, idzie do sklepu to cokolwiek nie zrobi jest uważany za żula. Ale takiego baru to Ci zazdroszczę, chętnie bym się wybrała :D
OdpowiedzUsuńnieważne za kogo Cię uważają, ważne kim się Ty czujesz
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
też mam taki rodzinny bar. chodziłam tam od kilku lat. znam ludzi. znałam barmanki. teraz to już w ogóle jest bosko, bo mój ex tam jest barmanem. xX
OdpowiedzUsuńmoże piwo nie jest takie najdroższe, patrząc lokalnie, to serio, wolę sobie kupić cydr albo butelkę wina niż wydawać kasę na piwo pół na pół z wodą, albo i gorzej.... niby jest butelkowe... ale i tak smakuje sikiem.
Proponuję wizytę w Szwecji. Obowiązuje tam zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych, a w sklepach po prostu go nie ma (to, co cudem się znajdzie, trudno nazwać alkoholem).
OdpowiedzUsuńNa szczęście u nas jest wspaniałomyślnie i pięknie, w kraju sklepów monopolowych na każdym rogu i 'wina' za 3,50 :))
no i jak tu żyć :D Ja piwo piję tylko na jakichś imprezach festiwalowych, ze znajomymi w pubie, przy ogniskach ewentualnie jeszcze z rodzicami w domowym zaciszu. Osobiście nie przejmowałabym się tym, jak mnie postrzegają inni... Piwo to piwo, a to, że Francuzi mim zdaniem są przewrażliwieni na punkcie kultury i tego, co wypada a co nie - to już ich problem, że tak powiem :D
OdpowiedzUsuńOmg... Czekaj, jak się nazywa to, o czym chcę napisać? Znając życie - oświeci mnie za parę tygodni. Nieważne.
OdpowiedzUsuńCzyli piwo we Francji jest towarem luksusowym, a w Polsce prawie najtańszym gwarantem dobrego humoru? Już nie wiem, co mam o tym myśleć, ale i tak źle, i tak niedobrze.
W Austrii nie ma problemu z piwem.Jest ogólno dostępne, zwłaszcza dla pracodawców ;d! Nasza paczka jednak gustowała w szampano-winiaczu, który na początku kosztował 2 €. Kiedy wyszła na jaw nasza narodowość cena wystrzeliła w górę hahah.
OdpowiedzUsuńCynamon jest supeeeer ;>
Sama uwielbiam Desperadosa ale nawet w Polsce jest drogie- 6,5 za 580 ml piwa to skandal.
OdpowiedzUsuńZ piwem jak i z winem jest dobrze a nawet bardzo dobrze w Hiszpanii i Portugalii. Polecam San Miguel i Tropical. W Polsce ostatnio pojawiły się nawet butelki 660 ml. A te puszki 0,25, o którym piszesz to masakra ;) Również lubię wypić piwo, wino też - ale raczej półsłodkie, słodkie. Kiedyś piłem wytrawne, ale zmieniło się. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńByłam raz we Francji (no dobra, to była dokładnie wyspa francuska) i nie zauważyłam takich niewymiarowych piw. Ale może dlatego,że się nie przyglądałam. Puszki 0,25 to rzeczywiście muszą być bardzo małe. Nie wiedziałam,że Francuzi mają aż tak nagrzane na punkcie kultury.
OdpowiedzUsuńA wódka w przystępnych cenach? Zawsze to jakaś alternatywa, szybka i skuteczna. :)
OdpowiedzUsuńA ja cały Mundial bez piwa...zresztą piwo jakoś mi nigdy nie podchodziło w liczbie większej niż dwa...Wolę wino i wódkę :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście...piję mało, mam i słabą głowę i po prostu nie lubię stanu miękkich nóg i bałaganu w głowie. Więc cóż, nie miałbym chyba tak wielkiego problemu, pasowałyby mi te małe piwa XD Zamiast mówić wypiłem 2 piwa na imprezie mógłbym wreszcie powiedzieć wypiłem 4, a co tam, zaszalejmy, nawet i 6 ! XD
OdpowiedzUsuńi pomyśleć, że w Polsce nie doceniamy tego jak łatwo nam wypić dobre piwo :)
OdpowiedzUsuńPo jednym piwku nie staniemy się zaraz żulami :) Ale to ciekawe, co piszesz. Sama, jako introwertyk chyba bym ześwirowała, gdyby w barze podchodzili do mnie ludzie, szczególnie większą gromadą.
OdpowiedzUsuńza młoda na takie doświadczenia jestem xD
OdpowiedzUsuńczytam to Bina na takim kacu :) i mam dość piwa!
OdpowiedzUsuńhaha nie przepadam za piwem, ale przezabawnie opisałaś swe perypetie:)
OdpowiedzUsuńNo to trochę mnie dobiłaś, jeśli chodzi o te piwo... Jednak Polska ma swoje plusy haha
OdpowiedzUsuńupić się w Paryżu, moje marzenie... :-)
OdpowiedzUsuńweronikarudnicka.pl
Francuzi, nawet piwa nie można się napić tak po prostu.. Ale coś w tym jest, z tym gej barem, zawsze bezpieczna xd haha
OdpowiedzUsuńja to kurde cholernym piwoszem jestem.. źle działa to na mój brzuch, ale i tak jestem ;D
OdpowiedzUsuńZ moich francuskich podbojów alkoholowych mogę się jedynie poszczycić penetrowanie knajpek w Bordeaux ; )
OdpowiedzUsuńtak się mówi po francusku "pinta" :D
OdpowiedzUsuńu nas w UK to jest pint czytaj 'pajnt'
powiem Ci że wszędzie są jakieś rozmiarowe wymysły. w UK najpopularniejszym rozmiarem w puszce są 0,44l no i pint (0,568l)
butle to samo. albo 0,33l albo właśnie 0,75.
Bina macie pewnie u siebie polskie sklepy w Paryżu! na bank! ;) z przepysznym polskim piwkiem w normalnej cenie i rozmiarze :D
mmmniam
picie z gwinta 0.75l wyglądało by trochę śmiesznie :D no ale żeby zaraz nazywać człowieka alkoholikiem xD
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że nie przepadam za akloholem :D smakosz ze mnie żaden ale przynajmniej te wszystkie dylematy mam z głowy... ;)
OdpowiedzUsuńjednak chyba musisz zabierac więcej piwa z kraju. Moze cysterną? starczy na dłużej :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie lubię piwa :)
OdpowiedzUsuńJeeeny ta akcja z piwem to trochę dramat we Francji :D haha już widzę jak ja bym tam wbiła albo w ogóle grupa Polaków musi być dla Francuzów straszna ^^ Żulerstwo li i jedynie ;D
OdpowiedzUsuńWiec wyglada na to ze bylabym we Francji zulem :)
OdpowiedzUsuńJakie szczęście, że ja za piwem nie przepadam, prócz polskiego Żubra ciemnomocnego :D Typowy Polak pewnie waliłby prosto z gwinta 0.75l (tyle piwa tylko dla mnie, jedziem tam!).
OdpowiedzUsuńHahahaha, już wiem, gdzie pójdziemy, jak do Ciebie przyjadę :D
Końcówka mnie rozwaliła.
OdpowiedzUsuńBar dla gejów?
http://visantpl.blogspot.com
Za najlepsze piwa sie niestety tez sporo płaci ehh Polska...
OdpowiedzUsuńhttp://agamafashion.blogspot.com
Mam te same dylematy.. jak wnieść alkohol do miejsca gdzie jest drogi i nie chcesz go kupować ;p
OdpowiedzUsuńod dzisiaj doceniam, że w mieście mamy cztery (za dużo, ale myślę że o tym będę pisać) polaczkowe sklepy-markety, ful wypasik. polskie browarki za funcika, tylko piastów nie ma ;(
OdpowiedzUsuń