środa, 25 października 2017

Trip raport XXIII - Kambodza cz. 2


Kep okazal sie mala, senna miejscowoscia. Okolica nie przyciagala wielkich ilosci imprezowych backpackersow, bo o nocne zycie w Kepie jest ciezko. O jakiekolwiek zycie towarzyskie jest ciezko. Jest kilka knajpek kolo plazy, ktore serwuja lane piwo za $0.50, na tym atrakcje miejskie sie koncza. My trafilismy do przeslodkiego hostelu nad oceanem. Pietrowy domek zbudowany z drewna, knajpa, wielki taras, hamaki, palmy, wiatraki i moskitiery w oknach zamiast szyb. Swietny klimat, wysoki komfort i wieczorne ploty przy piwie z innymi podroznikami. Do Kepa (nie wiem, czy polskie odmienianie tej nazwy jest na miejscu, ale podoba mi sie) przyjechalismy jednak po to, by oprocz relaksu zobaczyc lokalny park narodowy i pozwiedzac okolice. Nie zawiedlismy sie.

Park narodowy kolo Kepa to dzunglowa gora. U podnoza znalezlismy swiatynie, gdzie zostalismy oprowadzeni przez pracujacego tam mezczyzne. Niestety nie rozumielismy nic z jego wypowiedzi (oprocz slowa 'kayak' - kolo swiatyni faktycznie byl kosmicznie dlugi kajak), ale zostalismy wpuszczeni do srodka. W wielu miejscach w Kambodzy drzwi swiatyn sa zamkniete, co nas zdziwilo. Wnetrze bylo bardzo kolorowe, piekne malowidla obrazowaly cale zycie Buddy. Mezczyzna na koniec chwycil ku uciesze Siwego za jeden z kolorowych bebenkow stojacych na podworku. Skonczylo sie na swiatynnej jam session - nawet ja dostalam talerze i nikt nie chcial sluchac moich wymowek. Panowie sobie wesolo bebnili, a ja przyklaskiwalam talerzami do rytmu (oby) z lekka konsternacja patrzac na tlum kobiet i dzieci, ktore pojawily sie znikad i zaczely na nas patrzec jak na wystep cyrkowy. Po tym duchowym przezyciu udalismy sie na spacer po dzungli - zobaczyc motyli ogrod i widok ze szczytu gory.



Wycieczka do lasu w tej strefie klimatycznej to cos niezapomnianego. Zamiast sosen i brzoz rosna tu figowce, bananowce i mnostwo ogromnych, poplatanych drzew, ktorych nie umiem nazwac. Liscie sa duze, blyszczace i soczyscie zielone, pnie grube i potezne, czesto porosniete innymi roslinami. Wszystko tetni zyciem. Widzielismy insekty wszelkiej masci, od malenkich gasieniczek szyjacych kokon z liscia (!) i pieknych, barwnych motyli, przez stada agresywnych mrowek po ogromne, szafirowe zuki i dziwne swietliki. Byly pajaki, zaby, jaszczurki, nietoperze, roznorodne ptaki i... No wlasnie. W dzungli jest dosc glosno, ale w pewnym momencie zaczelo mi sie wydawac, ze slysze cos, co nie jest ptakiem, ale jest duze. Jak wreszcie zobaczylam skaczaca po drzewie malpe, to zlapalam sie za glowe. Spadlabym ze stolka, gdybym na nim siedziala. Zrobilo sie naprawde egzotycznie.



W parku narodowym znajduje sie Butterfly Garden. Jest to duza altana oddzielona siatka od swiata zewnetrznego. Zyja tam motyle - te same gatumki, ktore wszedzie dookola, ale tam mozna sie im bylo lepiej przyjrzec. Przepiekne, duze, kolorowe, opalizujace owady... Bardzo mi sie podobalo i mam nadzieje, ze motyle warunki zycia nie ulegaja pogorszeniu po ograniczeniu terytorium.




Nastepnie dotarlismy na szczyt gory i napawalismy sie widokiem na okolice i ocean, zobaczylismy cudny zachod slonca i szybciutko po ciemku wydostawalismy sie z puszczy. Spotkalismy kilkanascie malp, ktore obserwowaly nas z zainteresowaniem.






Kep slynie z niebieskiego kraba. Gatunek bardzo licznie wystepuje w okolicy tej malej miesciny, doczekal sie nawet pomnika. Sprobowalismy tego delikatesu. Pani wyjmuje ze zbiornika z woda zywe kraby i niesie je do kuchni. Smaczne, delikatne, biale jak snieg mieso, konsystencja pomiedzy ryba a kurczakiem. Kraba przyrzadza sie tradycyjnie w mlodym pieprzu pochodzacym z niedalekiej prowincji Kampot - ponoc jest to najlepszy pieprz na swiecie. Danie bylo przepyszne, ale skusilismy sie na nie tylko raz. Luksusowe zarcie ma luksusowe ceny, poza tym obieranie kraba to meczarnia dla takich noobow jak my.




Wypozyczylismy jednego dnia skuter, by pozwiedzac okolice. Krajobrazy w Kambodzy sa przepiekne. Wszystko jest niesamowicie zielone - uprawy ryzu, pieprzu, trzciny cukrowej... Do tego wszystkiego drzewa mango i palmy kokosowe. Ludzie mieszkaja na dwoch kondygnacjach. Dom znajduje sie na pierwszym pietrze, jest wsparty na kolumnach i na pomieszczeniach gospodarczych, a na parterze (pod domem) jest strefa relaksu ze stolem, grillem i hamakami. Kazdy cos sprzedaje - swiezo wyciskany sok z trzciny, kokosy albo podejrzana, zielona benzyne. Wycieczka po wsi byla bardzo uspokajajaca.



Odwiedzilismy rowniez kilka jaskin. Tu pojawila sie kolejna kwestia, ktora doprowadzala mnie w Kambodzy do szalu. Idziesz sobie w kierunku jaskini, nagle pojawia sie gruby dziesieciolatek pytajacy, czy potrzebujesz przewodnika. Grzecznie odmawiasz. Dzieciak mowi "let's go!". Ty zatrzymujesz sie jednak, bo chcesz z bliska przyjrzec sie piecioglowej kobrze zdobiacej balustrade schodow. Dzieciak zaczyna cie poganiac prowadzac do glownej atrakcji. Powtarzasz, ze nie potrzebujesz przewodnika (zwlaszcza takiego, ktory nic ci nie opowie, bo po angielsku potrafi powiedziec tylko "hello", "let's go" i "one dollar"). Ziomek odpuszcza dopiero, gdy piec razy specjalnie pojdziesz w inna strone, niz on by chcial. Dostawalam wscieklizny. Wiem, ze jestesmy w biednym panstwie, gdzie kazdy chce zarobic, ale nie bede placic dziecku, ktore powinno siedziec w szkole, zwlaszcza, ze jedyne, co ma mi do zaoferowania to popedzanie mnie. Nie znosze natarczywosci, poza tym zaplacenie gowniarzowi tylko zacheca go do olania szkoly i robienia biznesu na bialasach od najmlodszych lat.



Po paru spokojnych, milych dniach w Kepie udalismy sie do Stegny Kambodzy, czyli do Sihanoukville, z ktorego poplynelismy na wyspe Koh Rong Samloem. Wyspa to kolejna porosnieta dzungla gora, tym razem 30 km od ladu. Obawialismy sie tlumow spalonych sloncem turystow oraz pijanych backpackersow, ale zostalismy pozytywnie zaskoczeni. Dalej trwala pora deszczowa, choc pogoda byla bardzo laskawa. Slonce smazylo nawet przez chmury - zalecana wysoka ostroznosc. Wyspiarskie dormitoria i bungalowy nie byly wypelnione nawet w polowie, co pozwolilo na nielimitowane cieszenie sie pustymi plazami, bialym piaskiem i czysta woda oraz granie w karty w plazowych barach. Na wyspie prad jest z generatorow, nie ma ulic, zadnych pojazdow. W najszerszym punkcie wyspa mierzy raptem 8 km, ale nie da sie swobodnie poruszac po zalesionych pagorkach. Mieszkalismy w tanim hostelu w srodku dzungli. Prowizoryczny barak ze sklejki, bez izolacji od natury poza moskitiera otaczajaca szczelnie lozko. Generator dzialal od 17 do ok. 2 w nocy, wtedy byl czas na ladowanie urzadzen i cieszenie sie wiatrakiem. Fantastyczne miejsce, bar i camping w srodku lasu. Wlasciciel opowiadal, ze kiedys widzial dwumetrowa kobre (ktore zazwyczaj uciekaja przed ludzmi, sa bardzo plochliwe), a malpy to standard, czasem bawia sie z jego psem. Ja mialam blizsze spotkanie z duzym pajakiem, ktory przebiegl mi po nodze, jak tylko otworzylam drzwi - tak, wbiegl nam do pokoju, schowal sie i sluch o nim zaginal.




Wyspa Koh Rong Samloem ma kilka plaz, sposrod ktorych trzy sa polaczone sciezkiami wycietymi w dzungli. Znow nie moglam sie nacieszyc spacerami. Patrzylam na wszystkie niesamowite rosliny i sluchalam dracych jape ptakow i malp.




Glowna plaza wyspy to miejsce, do ktorego przyplyniemy z ladu. Znajdziemy tam mnostwo bungalowow do wynajecia oraz knajp (nie zamawiajcie kurczaka, moze byc nieswiezy. chyba, ze lubicie miec wszystkie wnetrznosci wykrecone na lewa strone i pare godzin spedzonych glownie w campingowym kiblu, ja nie polecam). Plaza byla urocza, gdyz sezon sie nie zaczal i wiekszosc lokali wiala pustka. Polecam jednak przespacerowac sie na Lazy Beach, zwlaszcza, zeby podziwiac zachod slonca i tysiace krabow kopiacych norki w piasku.




Pobyt na wyspie byl slodki i leniwy, choc nie wyobrazam sobie mieszkania tam, w przeciwienstwie do wielu Europejczykow i Amerykanow zaczepiajacych sie tam na kilka miesiecy albo otwierajacych wlasne knajpy. Poplynelismy do brzydkiego Sihanoukville, a stamtad zmierzalismy do Siem Reap, aby zobaczyc najwiekszy kompleks swiatynny na swiecie.

1 komentarz:

  1. Stegna Kambodży 😂😂😂 tej polskiej niegdy nie zapomnę ;)) Rajska wyspa, niesamowita dzungla, aż u mnie słychać te drące się ptaki i małpiszony 💋

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM