poniedziałek, 28 listopada 2016

Praca czynna i bierna


Ten szablon (a konkretnie pusta strona opatrzona powyższym tytułem) tkwi w moim edytorze od prawie roku. Gdy przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł na wpis, zapisuję myśl kluczową w notatkach na telefonie albo właśnie tu, na Bloggerze. Zazwyczaj jednak wiem, o co mi chodziło. Tym razem miałam dość poważny problem. Rzuciłam okiem na ten tytuł dzień po wymyśleniu go i zaczęłam się zastanawiać, co ja, do chuja Wacława, miałam na myśli. Nie mogłam sobie przypomnieć, jaka idea kryje się za nagłówkiem Praca czynna i bierna. O co w ogóle chodzi? Zaczęłam się naprawdę poważnie martwić swoim brakiem ogarnięcia, aż w końcu, kilkanaście dni temu, w Warszawie, w dzień spotkania z Clau, mnie olśniło. Geniusz. Piszę.

Tak, wiem, że ten tytuł jest naprawdę mega z dupy i nikogo nie powinno dziwić, że nawet autor nie wiedział, co autor miał na myśli.

Pracuję w usługach/branży rozrywkowej od dość dawna. W zasadzie od zawsze. Nigdy nie siedziałam przy biurku przed kompem, chyba, że w kasie biletowej. W Paryżu podczas mojej hostessowej kariery trafiały mi się takie fuchy jak właśnie kasjerka, pani z punktu informacyjnego, pseudobarmanka, szatniarka, znak drogowy, sprzedawczyni, ankieterka, nawet przez parę dni jeździłam na segwayu i rozdawałam ulotki. Większość z tych zajęć całkiem mi się podobała. Siedzisz/stoisz sobie, gdy ktoś ma do ciebie jakiś biznes (chce oddać ubranie do szatni, dowiedzieć się, gdzie jest kibel, kupić bilet), to po prostu podchodzi. Ty go obsługujesz i jest po wszystkim. Gorzej, gdy to ty musisz zaczepić niewinnego człowieka.

praca na salonach

Nienawidzę tego. Nie jestem w stanie pracować jako osoba naprzykrzająca się innym. Najmniej bolesną i najszerzej znaną i testowaną robotą tego typu jest rozdawanie ulotek. Stoisz jak kretyn, najczęściej w za dużej o 3 rozmiary wieśniackiej kurtce i przypałowej czapeczce i wciskasz jakieś bezużyteczne papierki przechodniom. Wezmą - dziękujesz. Co z tego, że wszystkie lądują w koszu 3 metry dalej. Nie wezmą - przeklinasz ich w myślach osiągając coraz wyższe poziomy kreatywności. Twój mózg przechodzi na standby. Ta praca jest o tyle nieszkodliwa, że nie wymagasz od niewinnych przechodniów zbyt wielkiego angażu. Wystarczy, że wyciągną rękę po coś, co im podajesz. Ciężej robi się, gdy zatrzymujesz kogoś po to, aby przeprowadzić jakąś bezsensowną ankietę albo, co gorsza, zachęcić do kupienia czegoś. Bujałam się po wymienionych akapit wyżej pracach przez prawie 4 lata, było ich nieskończenie wiele, ale nigdy nie zapomnę dwóch, które przepełniły mnie traumą: namawianie uczestników wydarzenia sportowego do kupienia abonamentu na telewizję pokazującą sport oraz namawianie uczestników targów książki do pobrania aplikacji do przeglądania komiksów. Terror. Prace te niewiele się różniły. Musieliśmy wciskać beznadziejny produkt niezainteresowanym ludziom, którzy po prostu pojawili się w złym miejscu w złym czasie. Jak wspominałam w poprzednim poście, nie znoszę, jak ktoś mnie na ulicy zaczepia i czegoś ode mnie chce, nie jestem więc w stanie odnaleźć się w odwrotnej sytuacji. Przemykałam bokami, ogarniałam coraz lepsze kryjówki, żeby szef nie widział, że ja dosłownie boję się podejść do ludzi, a schowana wymyślałam sytuacje, które na zakończenie dnia przytaczałam - jak to było blisko, ale ktoś się w ostatniej chwili rozmyślił. Żenada, wiem, ale ja się do tego naprawdę nie nadaję. Sprzedawanie wejściówek jest idealne. Ludzie podchodzą i korzystają z twoich usług, gdy sami są zainteresowani. Nie musisz wychodzić zza okienka i machać im biletami przed nosem, oni sami się do ciebie zlatują jak muchy. Pracujesz sobie, czas szybko mija. Gdy jednak stoisz sparaliżowany z iPadem, czas dłuży się w nieskończoność. Nie możesz się aż tak obijać, więc atakujesz jakiegoś zagubionego przechodnia. Długo go wybierasz - musi iść powoli, rozglądać się, mieć sympatyczną twarz, najlepiej być w wieku zbliżonym do twojego. Zagadujesz, ale tak bardzo nie wierzysz w sens kupowania abonamentu na telewizję sportową albo pobierania appki do komiksów, że nie jesteś w stanie nikogo przekonać. Po jednej nieudanej rozmowie jesteś totalnie spetryfikowany, z tego transu budzisz się po 15 minutach uspokajając sumienie, że chociaż spróbowałeś. A do końca dnia pracy jeszcze 7 godzin.

Teraz jestem kelnerką. Praca ta idealnie pasuje do moich wymagań, czasem nawet za bardzo. Ostatnio jednak, gdy padał deszcz i na ulicach nie było zbyt wielu ludzi, a nasza knajpa świeciła pustkami, zostałam poproszona o zostanie właśnie hostessą - stanie przed drzwiami i hi guys, would you like to see our menu? Ughhh. Nie zdobyłam się na odezwanie się do żadnego przechodnia (jeśli sama łażę gdzieś po mieście i jakiś kelner/host zaprasza mnie do restauracji, to automatycznie zakładam, że z tym miejscem jest coś nie tak, skoro potrzebują tego typu reklamy). Próbowałam zagadać ludzi, którzy zatrzymali się przy wywieszonym koło wejścia menu. NIE ZAREAGOWALI. A ja przecież nie mówię cicho. W pewnym momencie podszedł do mnie jakiś obleśny dziad i zapytał, ile kosztuje 7up. Gdy podałam mu cenę (zupełnie przeciętną jak na maltańskie warunki knajpowe), parsknął, prychnął, machnął ręką i poszedł. Dżizas. Dlaczego ja.

A co tam u was? Może jesteście urodzonymi akwizytorami, bo takich również w życiu spotkałam? Chętnie poczytam.

31 komentarzy:

  1. Nienawidzę czegoś takiego. Ani jak ja muszę się komuś napraszać, ani jak ktoś mi się w ten sposób naprasza. Dlatego, jak sobie myślę, że powinnam teraz pracować w jakimś banku, zachęcać ludzi do kredytów czy innych szmerów-bajerów, to robi mi się niedobrze i cieszę, że jednak "pracuję ciężko, fizycznie" (jak to określa moja babcia ;)), ale przynajmniej nie mam jako tako do czynienia z typowymi klientami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Korei dostajesz jedną wypłatę i już jesteś milionerem :> Zdjęcia planuję dodać, ale zanim się zdecyduję które i w jakiej formie, to trochę potrwa. Ale dodam na pewno!

      Usuń
  2. no najgorzej ;/ ja również nie znoszę zagadywać i również słabo toleruje dzwonienie gdziekolwiek i wciskanie czegoś ludziom :D dramat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 100% się zgodzę. Wciskanie ludziom czegoś to najgorsza praca na świecie. Jeszcze pół biedy jak wiesz o tym, że to co reklamujesz jest dobre, ale jak nie to... Wredna robota :/

      Usuń
  3. Oj, ja też nie jestem w stanie pracować jako osoba naprzykrzająca się innym. Mam ochotę wystrzelić w kosmos te wszystkie osoby, które od lat wydzwaniają do mnie z zaproszeniem na pokaz garnków, pościeli, odkurzaczy i innych gówien ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem urodzonym akwizytorem i nigdy z ankietami czy takim czymś nie pracowałam, ale w końcu moje zachęcanie ludzi do wejścia do księgarni było bardzo podobne do Twojej fuchy z restauracją. Różnica tylko taka, że księgarnię sama też nawet lubiłam, oraz ludzie nieco inaczej reagowali- niektórzy wręcz się cieszyli, że przypomniałam im, że mieli wejść do księgarni :D To w końcu takie miejsce, gdzie możesz sobie pochodzić i popatrzeć na książki bez zobowiązań. Lubiłam tę robotę. Nie mam dzięki niej problemu z podchodzeniem do ludzi i zagadywaniem i byłabym dobrym akwizytorem, ale... no mam godność człowieka... Póki nie będę głodem przymierać nie pójdę ani do call center, ani nie będę nic wciskać ludziom.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie nie jestem urodzoną akwizytorką i świetnie Cię rozumiem, ale fakt, pracowałam też kiedyś w taki sposób. Przy sprzedawaniu powierzchni reklamowej w internecie (brzmi ładnie a tak naprawdę nie jest) wytrzymałam jeden dzień, za to w agencji rekrutacyjnej prawie pół roku - tam musiałam zachęcać prezesów do tego, żeby zlecili mi rekrutację. Nie polecam. Jakoś mi szło, bo jestem uparta, ale nigdy więcej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie miałam do czynienia z taką pracą i pewnie bym jej nie wybrała mając świadomość, że się do tego nie nadaję.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to piąteczka! Ja jak mam podejść do obcego człowieka to dostaję takiego napadu paniki, że ledwo funkcjonuję. Oddychanie? Nie wiem co to. Nawet po 3 latach pracy z ludźmi, jak mam gdzieś zadzwonić to histeryzuję jak dzieciak, bo stres mnie zjada. Pracując jako kasjerka byłam zadowolona. Podchodzi klient - kasuję - wydaję resztę - następny. To było piękne, serio. Lubiłam byc kasjerką, bycie księgową jest do dupy :D

    OdpowiedzUsuń
  8. "A ja przecież nie mówię cicho" - rozwaliłaś haha :D

    Czuję Twój ból ... też nie znoszę nikogo zaczepiać ponieważ sam nigdy nie lubię być zaczepiany. Inna sprawa jak się jest jeszcze przekonanym o tym, że chcesz tego kogoś zaczepić ... wtedy jest łatwiej. Jak na przykład gdy chcesz złapać na stacji benzynowej stopa i musisz podejść i zapytać wszystkich czy jadą akurat do Zadupia Wielkiego. Ale gdy chcesz im sprzedać abonament na telewizję którą osobiście ma się w dupie (a i potencjalny klient ma na nią "wyjebane") to rzeczywiście ciężko.

    Pracowałem kiedyś w Play'u i sprzedawałem ludziom telefony z umowami. Co prawda to oni podchodzili do mojego stanowiska a nie ja do nich ... jednak po chwili rozmowy okazywało się, że 75% z tych ludzi też czuje wstręt przed podpisywaniem wszelkich umów czy innych diabelskich paktów na 24 miesiące. Nie chciałem im wciskać czegoś czego oni nie chcą, było mi z tym źle, więc nie byłem najlepszym sprzedawcą roku...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja również nie nadaję się do pracy, która polega na namawianiu ludzi do kupna czegoś czy tym podobnych rzeczy. Sama nie lubię jak inni to robią. Jestem zdania, że jeśli ktoś jest czymś zainteresowany to sam jest w stanie o to poprosić, zapytać czy cokolwiek innego. Druga rzecz to taka, że ja chyba nie umiem przekonać drugiego człowieka do wzięcia udziału w czymś w czym ja sama udziału bym nie wzięła to samo z kupnem czegoś czy pójściem do danego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie najlepsza robota to taka, kiedy mogę sama działać bez konieczność integrowania się z innymi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie najlepsza robota to taka, kiedy mogę sama działać bez konieczność integrowania się z innymi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też ciężko czułabym się w takiej sytuacji, dlatego i tak uważam, że dobrze Ci poszło. Przynajmniej nie dałaś żadnej plamy - przynajmniej ten dziadek się zainteresował 7upem :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Akwizytorem, handlowcem trzeba się urodzić. Nie mozna się tego nauczyć. ja pracuje od kilku lat w gastronomii i bardzo to mi się podoba. Organizacja cateringów itp.
    Jakiś czas pracowałem na stacji paliw. Pracodawca wymagał tez w określonych godzinach aktywnej sprzedaży.
    Namawianie klientów do kupna określonego paliwa oraz do tego, że samemu zatankuje pani, panu. Nienawidziłem tego!
    Parę razy usłyszałem "odczep się pan co ta ja sam nie zatankuję?" I rozstałem się z tą pracą. Ale znałem urodzonych handlowców :) Jeśli przynajmniej raz dziennie nie wstawiał kitu komuś to był STRACONY DZIEŃ. Najlepiej jest mieć pracę, którą się lubi. Konfucjusz powiedział, ze jeśli ma się pracę, którą się lubi to tak jakby się nie pracowało"
    Gastronomia warszawska pozdrawia! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Też nie lubię knajpowych naganiaczy.
    A będąc na studiach musiałam robić ankiety. Chodziłam od drzwi do,drzwi na Ursynowie i , o ile te się przede mną otworzyły i nie zamknęły z hukiem, ładowałam się ludziom do mieszkania i kilkanaście minut zawracałam im tyłek jakimiś głupotami robiąc skrzętne notatki. Masakra. Pamiętam, że to zajęcie tak mnie stresowała, że połowę ankiet wypełniłam sama w domowym zaciszu ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiem o czym mówisz (piszesz)... Strasznie nie lubię jak mnie ktoś zaczepia na ulicy i jeszcze wciska te wyuczone gadki i śmieszne triki. Najczęściej są to sprzedawcy perfum,którzy to już mi dają prezent,zanim przedstawią warunki i cenę. Tylko jak nie chcę kupić to prezent zabierają :D Od takich uciekam jak mogę. Ale ulotki biorę praktycznie zawsze - komuś to pomoże mi ani trochę nie szkodzi,więc spoko,czemu nie?!

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest właściwie odpoczynek cywilizacji, ładowanie akumulatorów na dalsze przebywanie w tej cywilizacji.
    wracam z takich miejsc do Warszawy mocno OCZYSZCZONY :)
    A wracając do AKTYWNEJ SPRZEDAŻY to za urodzonych akwizytorów uważano Żydów. Są piękne opowiadania na ten temat na przykład w książce PRZY SZABASOWYCH ŚWIECACH.
    Akwizytor z pochodzenia Żyd namawiał ze dwie godziny hurtownika to zakupu dużej partii czerwonego wina. Hurtownik jemu tłumaczył, że nie kupi. I się wreszcie wkurzyl i wyrzucił za drwi tego akwizytora. Za godzine akwizytor(komiwojażer) wraca i tak mówi " Szanowny panie omówiliśmy dostawę wina czerwonego to ja teraz zaproponuję wino białe"
    Pozdrowienia mazowieckie :)!
    Pozdrowienia mazowieckie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja tak samo jak Ty nienawidzę, kiedy zaczepiają mnie na ulicy i oferują wcisnąć coś, co kompletnie do szczęścia nie jest mi potrzebne i na co nie mam nawet kasy. Sam nie potrafiłbym pracować jako ktoś taki. Ba! Ja w ogóle nie widzę siebie w takiej pracy z typową 6-8 godzinną zmianą :P życie artysty....

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja jestem tym typem człowieka, który zawsze weźmie ulotkę i nawet nie wywalę jej do kosza tylko wepchnę do torby i obejrzę w domu. Jak dzwoni jakiś pan Bank albo pani Play to też posłucham co ma do powiedzenia (zaczyna się robić pod górkę, kiedy jej/jego wysłucham i stwierdzę że nie jestem zainteresowana a do Pani/Pana to NIE DOCIERA - ale ja nie o tym chciałam). Myślę, że jakąś niedługą ankietę też bym mogła odpękać, czemu nie.
    Dlaczego? Bo sama nigdy nie odnalazłabym się w takiej pracy, nie nadaję się do tego typu zadań. Jest mi smutno jak patrzę na tych biednych ludzi, na których ludzie i ludziska wylewają swoje żale i frustracje i w sumie, jesli moge pomoc - czemu nie.
    Jednakże, nie oddałabym mojej lady i mojej pracy za biurkiem w kasie biletowej NIKOMU. Chyba, że zamieniłabym ją na biurko w innym, mniej oblężonym przez ludzi miejscu. Im mniej ludzi przy pracy tym lepiej. Najchętniej zamknęłabym się w jakimś archiwum, ale to już za szeroki temat :D

    pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulotki biorę zawsze bo wiem, że stanie na mrozie/ upale nie jest za wesołe. Często ich nie czytam ale wyrzucam dopiero w domu. Ale dla tych co dzwonią nie mam litości. Dlatego, że oszukali moją babcię (i 20 innych starszych osób z naszego osiedla , teraz babcia ma nauczkę i od razu mówi "nie, dziękuję") a dwa że kiedyś powiedziałam "przykro mi nie jestem zainteresowana " a w odpowiedzi usłyszałam "to się wypchaj". I to od Pani od znanej dużej firmy.

      Usuń
  19. W ogóle takie wciskanie czegoś ludziom na siłę jest dla mnie bardzo nie w porządku. Wręcz bezczelne. To takie żerowanie na słabszych osobnikach...
    Nigdy nie odnalazłabym się w takiej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wszelka praca z jaką się zapoznałam w swoim życiu miała i ma miejsce za wygodnym biurkiem, gdzie - jeśli nie chcę, to w sumie nie muszę się do nikogo odzywać przez cały Boży dzień. :P Też nie nadawałabym się do wciskania ludziom jakiś niepotrzebnych bzdetów. Ja generalnie nawet jak mam gdzieś zadzwonić to robię ze trzy podejścia i w ostateczności dzwonię, także o zaczepianiu ludzi na żywca, w moim przypadku też nie ma mowy. :P

    OdpowiedzUsuń
  21. Taka praca jest dość niewdzięczna. Podziwiam ludzi, którzy się w niej odnajdują. Kiedy ktoś rozdaje ulotki, zawsze je biorę, ale kiedy ktoś chce mnie zaczepić, aby zrobić ze mna ankietę, mały wywiad, zaprezentować produkt, staram się go unikać. Po prostu tego nie lubię, a z reguły są w miejscach, gdzie idę w konkretnym cely, aby coś szybko załatwić, a to tylko podnosi niechęć do rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
  22. No mi zawsze trochę szkoda tych pracowników, co muszą się naprzykrzać.

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak, wiem, że ten tytuł jest naprawdę mega z dupy i nikogo nie powinno dziwić, że nawet autor nie wiedział, co autor miał na myśli. xDDD Problemy teorii literatury - ciąg dalszy, filologia polska pozdrawia :D xD Binko, jakbym cię widziała jak rozdajesz ulotki z miłą chęcią bym ci wzięła wszystkie. Masz taką cudowną twarz, taką przyjazną i kochaną <3 Na pewno każdy marzy o tym, żeby zabrać od ciebie ulotkę i spojrzeć się w te twoje kocie oczy xD Jesteś zbyt ładna xD Dlatego dali cię do wejścia restauracji, żebyś zachęcała napaplonych gości do kupowania drinków ;>> Godom ci.

    OdpowiedzUsuń
  24. Prawdziwy odpoczynek od zgiełku wielkomiejskiego, światowego. Zapraszam. Od kwietnia powinienem tam być.

    A my Sabino w najbliższy czwartek mamy przyjęcie na 200 osób! I już się szykujemy. Dziękuję za wizytę na stronie agroturystyki.

    OdpowiedzUsuń
  25. Haha, ni nie dziwię się, że nie lbuisz tak ludzi zaczepiać i zachęcać do wejścia do knajpy. Też nie lubię jak ktoś to robi w stosunku do mnie, więc też bym się przemóc pewnie nie umiała :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie wytrzymałabym jako hostessa. Prędzej uciekłabym chyba ^^' Więc podziwiam, że mimo wszystko dałaś radę:D

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM