Mam na imię Sabina i jestem introwertykiem.
Nikt się tego nie spodziewał, a zwłaszcza ja sama.
Nigdy nie byłam imprezową duszą towarzystwa, nie byłam otoczona wianuszkiem koleżanek i nie chciałam być w centrum uwagi. Mimo wszystko lubiłam być wśród ludzi. Przyjaciół. Znajomych. Kolegów. Dniami i wieczorami spotykałam się z ziomeczkami, a gdy nie było takiej możliwości, kontaktowałam się z nimi przez internet. Samotny wieczór oznaczał, że zajmowałam się czymś odgrodzona od ludzi, ale telefon lub komputer z włączonymi komunikatorami były zawsze pod ręką. Rozmowom, tym ważnym i błahym, mądrym i debilnym, krótkim i długim, zapamiętanym i zapomnianym nie było końca. Jazda godzinę autobusem po to, by wypić dwa browary z kumplem, a potem wracać nocnym była oczywistością - przecież warto, posiedzimy chwilę razem, pogadamy. Chciałam być z ludźmi.
A potem zaczęłam pracować w ruchliwej knajpie.
Po roku użerania się z chamskimi klientami i nieogarniętym personelem doszło do tego, że po trudniejszej zmianie moje kontakty z dowolną osobą kończą się co najmniej katastrofą. Czasem mam ochotę załadować się do armaty i wystrzelić na księżyc, żeby nie musieć z nikim rozmawiać. Na szczęście jednak nie muszę tego robić, bo w przytulnej Valletcie zawsze znajdzie się jakaś opuszczona skała z widokiem na morze, gdzie można kontemplować brak żywej duszy.
Dopiero niedawno odkryłam, jak atrakcyjne jest połączenie koca, zielonej herbaty, słuchawek i youtuba. Ze spotkań towarzyskich rezygnuję po to, by właśnie teraz pisać te słowa. Napawam się śpiewem ptaków i dudnieniem rozładowywanych taczek.
Nagle okazało się, że siedząc samemu można czytać, słuchać, tworzyć. Możesz wyżywać się artystycznie i podżerać słodycze i nikt cię nie będzie oceniał. Nawet piwo czasami smakuje lepiej w samotności, bo możesz swobodnie delektować się czarem chmielu na języku, bez słuchania o byłych dziewczynach, przyszłych mężach, niezaszczepionych psach i nadgodzinach. Bez towarzystwa jest po prostu niekiedy lepiej.
ja i moja kulinarna mama z bloga 3zDania,
która niedawno z całą ekipą odwiedziła mnie na Malcie
Mój pociąg do samotności ma prawdopodobnie dwie niezależne przyczyny. Jedną jest wspomniana praca. Codziennie przez kilka, kilkanaście godzin spotykam spieszących się turystów, matki z płaczącymi dziećmi, aroganckich biznesmenów i agresywne stare baby. Obsługuję ich z uśmiechem, za co czasem odpłacają się pretensjami, bucowatym zachowaniem i popędzaniem mnie. Przez wiele miesięcy mnie to nie ruszało - ot, praca jak każda inna. Jeśli pracowałeś jako kelner, barman, recepcjonistka albo kasjer to wiesz, o czym mówię. Ludzie potrafią przyjść i wylać ci wiadro pomyj na łeb za coś, czego nie zrobiłeś. Zdarza się, że klienci czekają na jedzenie dłużej niż powinni albo, co gorsza, proszą o burgera no tomato, ja to odnotowuję, kucharz jednak w pośpiechu nie zauważył i wysłał żarcie z pięknymi, soczystymi plastrami pomidora. Inny kelner też nie widzi, że na papierku jest napisane no tomato i niesie felernego burgera do stolika. Klienci dostają szału. Ja muszę się wtedy przed nimi płaszczyć i przepraszać, żarcie wraca do kuchni i ogólnie atmosfera jest kiepska. A jeśli akurat mija trzydziesta ósma minuta od wbicia zamówienia dla innego stolika, a dwa talerze makaronu dalej się nie pojawiły, to nie wiem, co mam ze sobą zrobić i wstydzę się pokazać rozjuszonym gościom przy stolikach. Po zakończonej zmianie pragnę więc udać się do krainy zen, gdzie nikt mnie nie znajdzie i nie będzie prosił o burgera bez pomidorów.
Druga przyczyna jest naturalna - przyjaciele są daleko. Mam kilka koleżanek i kolegów na Malcie, w większości poznanych w pracy. Lubimy się, widujemy się od czasu do czasu, ale to nie to samo. Znajomi, jeśli chcą się spotkać po ciężkim dniu, mają więc dużą szansę przegrania chociażby z Fazowskim i jego beztroską podróżą po Afryce.
Za niespełna miesiąc przestanę biegać z tacą. Może na zawsze. Może tylko na kilka miesięcy. Zacznę za to podróżować po Azji, więc na zaszywanie się z kocykiem nie będzie miejsca. Z uśmiechem czekam na eksplozję przygód i znajomości. Coming soon.
Z tym introwertyzmem to rzeczywiście podejrzana sprawa. Mam wrażenie że to, za kogo się mamy, bardzo często wynika ze środowiska w którym akurat się znajdujemy. Tak, ja zawsze byłam uważana za introwertyka, samotnika i ogólnie bez kija nie podchodź. Już w liceum zaczęłam podejrzewać, że opinie te były całkiem nieuzasadnione, a w chwili obecnej wiem to aż za dobrze. Wcale nie byłam nietowarzyska w gimnazjum - po prostu towarzystwo było nieszczególne, więc już wolałam siedzieć sama niż słuchać tych głupot. Teraz przebywam wśród porządnych ziomków i mogę wybierać sobie jak chcę, z ludźmi czy bez. I zazwyczaj wybieram ludzi, w końcu trzeba odrobić dawną samotność...
OdpowiedzUsuńCzasem sobie myślę, że najfajniejsze w blogowaniu jest gdy mogę przeczytać jak ktoś wyraża dokładnie te same myśli które chodzą po mojej głowie. Masz rację Sabino ... gdy w pracy jest "hałas" w domu chce się "ciszy" i na odwrót. Prawda jest taka, że potrzebujemy to czego w danej chwili nie mamy. Jeśli pracownik biurowy cały dzień siedzi przed kompem i stuka cyferki w Excelu to później ma ochotę wyjść i rozruszać kości bo dupa go boli od siedzenia ... natomiast jeśli Ty masz na co dzień wkurzających ludzi po dziurki w nosie to później tęsknisz za chwilą beztroskiej samotności. Mnie też dopadają takie skrajności, ciężko jest mieć "wypośrodkowane życie". Nie można być jednoznacznie introwertykiem lub ekstrawertykiem, w każdym z Nas siedzi po trochę tego i tego. Wszystko zależy od sytuacji w której jesteśmy.
OdpowiedzUsuńU mnie było odwrotnie - po pracy, tyle że w sklepie, nieco bardziej otworzyłam się na ludzi. Żaden ze mnie ekstrawertyk, ale dałam się przekonać, że z ludźmi też można się dobrze bawić. Chociaż wciąż potrzebuję dni spędzonych w samotności ;)
OdpowiedzUsuńja również pracuje z ludźmi, z którymi trzeba często i duuuużo gadać. Fakt, że są to zazwyczaj fajni ludzie, nie zmienia faktu, że lubię czasem pobyć sama ;) napisać coś od serca, przeczytać, namalować :) nie szukam na siłę znajomych, mam ich sporo, a ludzi mi bliskich mocno selekcjonuje, by nie zaliczyć jakiejś wtopy.:) ale przyznaje się, że po pracowitym weekendzie, zdarza mi się nie odbierać telefonu od mamy, bo po prostu nie mam mocy już z nikim gadać :)
OdpowiedzUsuńTeż często mam tak po pracy, że potrzebuje pobyć sama. Wyciszyć się. Ale też mam dni takie, że łaknę towarzystwa innych ludzi i czuję jak mnie ciało mrowi z braku drugiego człowieka w pobliżu.
OdpowiedzUsuńkażdy czasem chyba marzy o kilku godzinach czy nawet dniach tylko dla siebie, byleby się to wszystko nie zamieniło w życie zakonnika czy pustelnika
OdpowiedzUsuńNie dziwię Ci się, że po takiej pracy masz ochotę kompletnie odizolować się od świata i ludzi. To chyba często się zdarza, że człowiek w czasie wolnym chce znajdować się w środowisku i warunkach innych niż ma w pracy, w tym przypadku w spokoju, z herbatą daleko od irytujących ludzi :D
OdpowiedzUsuńA wiesz, że u mnie jest/było tak samo?
OdpowiedzUsuńKiedyś uwielbiałam towarzystwo ludzi, zupełnie mi nie przeszkadzali, a teraz marzę o momentach ciszy i świętego spokoju. I ostatnio wcale nie tak łatwo wyciągnąc mnie z domu :)
Wow, świetnie to opisałaś :) Ja w ogóle w pewnym sensie Cię podziwiam, że żyjesz na tej Malcie, a teraz jeszcze podróż po Azji. Naprawdę szacun :), bo nie każdy by się na to zdecydował. A co do introwertyzmu, to mam troszkę podobnie.
OdpowiedzUsuńJa też mam w sobie nutkę introwertyka, ale staram się ją trochę dominować, bo za dużo lat się jej już podporządkowywałam! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że do mnie wpadałaś. Była taka piosenka "sam ze sobą na sam najlepiej się mam" :) Taka sytuacja nie jest odkryciem. Ja tu na Suwalszczyźnie mam trochę samotności. I to na razie bardzo mi odpowiada. Rodzice niestety już nie żyją. I tak się samotnie poczułem. Najbliżsi przyjaciela z podwórka to są od wielu lat za granicą. Utrzymujemy kontakty. Świat jest już inny niż kiedyś. Nie gorszy, nie ALE INNY. A nie tak dawno brylowałem na różnych manifestacjach, rajdach, zlotach. Pozostała fajna pamiątka:) Ale żyć trzeba dalej i dziękować Bogu, Opatrzności, że się żyje. Musi być marzenie i dążenie do zrealizowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam lekko wyciszony z Frontu Wschodniego :)
Ze mnie też introwertyk, chyba z każdego po części jest, bo są chwile, gdzie samotność jest wybawieniem, gdzie tylko tego potrzeba do szczęścia, żeby naładować baterię, żeby spokojnie pomyśleć - co dalej.
OdpowiedzUsuńIntrowertyzm nie jest zły, zresztą, żaden z tych trzech "charakterów" nie jest zły (a mam tu na myśli introwertyków, ekstrawertyków i ambiwertyków). Każda taka osoba ma jakieś wady i zalety, słabe i mocne strony. Introwertyzm jest o tyle fajny, bo jak wspomniałaś, jest czas na tworzenie, co dla mnie jest istnym zbawieniem.
OdpowiedzUsuńA podróż po Azji - wow, to brzmi świetnie. Zazdroszczę i życzę miłej podróży. A jakie państwa planujesz odwiedzić?
Było wspaniale spędzić tych kilka dni razem, zobaczyć Maltę Twoimi oczami, dać się poprowadzić w nieznane miejsca, zajrzeć do Twoich kultowych pubów, spróbować przysmaków.... Dziękuję! 💋❤️
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumie.
OdpowiedzUsuńPo powrocie z Polski odreagowuję z ciszą.
Czytam wtedy tonami, słucham wiatru...
Obecnie jestem na końcòwce odludziu😂😁😀
zolza73.blogspot.com
Zazdroszczę takiego spokojnego przejścia, który jest dla kogoś błogosławieństwem (?)
OdpowiedzUsuńJa stałam się introwertykiem przez wiele głupich zdarzeń, przez dzieciaki w gimnazjum, które nie dawały mi żyć i przez to, że bałam się odezwać.
Jednak po kilku (ośmiu już) introwertym bywa męczący. Staram się powoli z niego wyjść, ale to trudne, ech.
Podróż po Azji? Zazdroszczę całym sercem!!!
Świetnie Cię rozumiem, bo mam bardzo podobnie. Moja praca to też praktycznie cały dzień z ludźmi i to trudnymi ludźmi - po przyjściu do domu jedyne czego chcę to posiedzieć w spokoju i z nikim (poza Sz.) nie rozmawiać. Moi znajomi średnio to rozumieją. Mam też wrażenie, że im jestem starsza tym większe Wam wymagania wobec ludzi, a w moim obecnym otoczeniu jakoś nie spotykam osób, które by je spełniały. Chodzi mi po prostu o normalnych, szczerych, radosnych kompanów - a jednak jakoś ciężko mi takich znaleźć.
OdpowiedzUsuńIm więcej ludzi w pracy, tym mniej chce się ich spotykać poza nią. Chociaż ja zawsze byłam introwertyczką. :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam ciszę, spokój. Nie lubię tłumów.
OdpowiedzUsuńChoć w pracy natłok obowiązków i ludzi czasem powoduje zły humor i stres. Coś,za coś. Ale fajnie jest gdzieś wyjechać na tydzień na wakacje i odetchnąć. Czekam na relacje z Azji. Też kiedyś chciałabym się tam wybrać. Pozdrawiam ;*
też należę do introwertyków, na szczęście na co dzień pracuję bez większego kontaktu z ludźmi dzięki czemu zachowuję energię na spotkania z przyjaciółmi czy inne towarzyskie wyjścia do ludzi
OdpowiedzUsuńNa pewnym etapie swojego życia pracowałam w recepcji hotelowej i doskonale znam to uczucie hejtu do ludzi i ich głupich pytań tudzież pretensji... W tamtym czasie też wolałam dni off spędzac w samotności z dala od ludzi. Odkąd jestem mamą praktycznie nie mam potrzeby wychodzić ze znajomymi i ustawiać się do Spa z koleżankami. Cały wolny czas sędzam z rodziną i to jest fajne. Introwertykiem staję się 1 dzień w tygodniu kiedy jestem sama w domu- jest to twórczy czas, ale nie wyobrażam sobie aby mógł trwac dłużej. Pozdrawiam, Olga
OdpowiedzUsuńja mimo że jestem ekstrawertykiem, mam czasami identycznie jak Ty. to chyba nazywa się zmęczenie materiałem. po prostu się nie chce już nikogo widzieć, z nikim gadać, tylko wyłączyć się odpocząć...zgadzam się, a jak jeszcze pracuje się z ludźmi w takim natezeniu jak TY o w ogóle...
OdpowiedzUsuńW ogóle się tego nie spodziewałam :)
OdpowiedzUsuńCzyli czeka cię wielka przygoda!
OdpowiedzUsuńJa też jestem introwertykiem. Nie skrajnym, ale właśnie takim jak opisujesz.
I też pracuję w gastronomii, więc wiem co to znaczy.
gratuluje wolnosci :) zycze wspanialej przygody !
OdpowiedzUsuńTak totalnie poza tematem - cholernie zazdroszczę Ci opalenizny! <3
OdpowiedzUsuńA już w temacie - też jakoś nie lubię ludzi. Kiedyś nie było wieczoru, żeby gdzieś nie biegała ze znajomymi. A teraz? Wszyscy są daleko i żeby się z nimi umówić, trzeba wcisnąć się w grafik. Chyba to też jest u mnie przyczyną - bo z byle kim się po prostu nie chce spotykać :P
A to niezwykle często spotykana historia. Ludzie uwielbiają innych, dlatego podejmują pracę, która w niezwykle wielkim stopniu opiera się na kontakcie z innymi osobami.. aż tu nagle od tego nadmiaru później lepiej im spędzić wieczór pod kocem przy ulubionym serialu niż na spotkaniu ze znajomymi :) Wiadomo, towarzystwo jest fajne, ale czasami najlepsze jest te swoje.. prywatne i indywidualne :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że jest tak a nie inaczej. Często to właśnie praca wpływa na to jak się zmieniamy pod tym względem. Myślę, że ciężko temu zapobiec, bo po takich spotkaniach z ludźmi pragnie się tego "świętego spokoju" po zakończeniu pracy. Ja tam lubię tę moją samotność, bo takie wciśnięcie się w kocyk jest dobrym rozwiązaniem. Choć nie zawsze oczywiście :D Szczególnie podczas podróży się to nie sprawdza w moim przypadku. Chociaż... były takie sytuacje, że padałam na łóżko w hostelu już wieczorem i nie miałam ochoty ani na integrowanie się z ludźmi, ani na podziwianie miasta nocą :D Pewnie wszystko zależy od sytuacji.
OdpowiedzUsuńTo witam w klubie, chociaż Ty introwertykiem to dla mnie zaskoczenie miesiąca!Kiedyś bardzo próbowałam z tym walczyć, traktowałam to prawie, jak chorobę teraz wyciągam z niego wiele dobrego i przekuwam go w swoją siłę. W samotności można się wiele o sobie nauczyć. Korzystaj z tego i powodzenia w kolejnych wojażach :)
OdpowiedzUsuńjeju wiem trochę co czujesz :D ja kiedyś tez byłam taka, że elo melo,d zikie węże, ja w domu tlyko śpię, dupa mnie sedzi musze gdzieś łazić, teraz wyciągnąć mnie z domu to jest naprawdę katorga, bo jak pracuję w sklepie i mam doczynienia głównie z matkami, babciami, bo sklep dla dzieci, to mam dość... nie dosc, e dzieci rozpieszczone, babki niemiłe na maksa, a facet to już w ogóle jak się pojawia to zaczyna swoje typowe gadanie, po co na co, drogo nie chce wychodze. lubię teraz posiedzieć w pokoju sama, bez nikogo, nawet nigadając z nikim, bo ludzie są wkurzający ahhaha
OdpowiedzUsuńaczkolwiek ma to też inną stronę, jak już gdzieś wyjdę na imprezę to prędko z niej nie wracam, bo jestem taka 'niewyżyta' hahaha
a nie byłaś z chłopakiem na Malcie? Wiesz, co czasem taka ucieczka od ludzi po prostu jest formą relaksu, szczególnie w Twojej aktualnej branży!
OdpowiedzUsuńTakże może nie od razu z Ciebie introwertyk, ale osoba chcąca odpocząć :D
Pięknie wyglądasz! I jaka jesteś opalona <3
Ja tam od zawsze byłam intro, w związku z czym jestem permanentnie przebodźcowana, bo przed ludźmi, hałasem i ogarnianiem życia się nie ucieknie :D
OdpowiedzUsuńJa od zawsze jestem introwertykalna i w gruncie rzeczy bardzo się z tego powodu cieszę :D
OdpowiedzUsuńOj tak, jak się przebywa w ruchliwym miejscu, to chce się od nich odpocząć.
OdpowiedzUsuńUmiejętność przebywania z samym sobą przychodzi z czasem. Też kiedyś się zdziwiłem, że wolę gdzieś pojechać sam niż ze znajomymi i jeszcze z tego miałem frajdę. Ale zbyt długie odizolowanie rodzi tęsknotę za znajomymi...
OdpowiedzUsuńja ogólnie lubię ludzi i lubię rozmawiać, ale chyba jeszcze bardziej lubię koc, herbatę i dobrą książkę. czasem takie resety są potrzebne :)
OdpowiedzUsuń