Niedawno przeniosłam się na Maltę. Pomysł ten pojawił się nagle i niespodziewanie, decyzja została podjęta szybko, odpowiednie działania wyegzekwowane natychmiast. Jestem na Malcie, mieszkam w Valletcie, czyli w stolicy.
Valletta to jedna z najmniejszych stolic europejskich, mniejsze od niej są tylko Vaduz (stolica Liechtensteinu), San Marino, Monako i Watykan. Całą Maltę zamieszkuje prawie pół miliona ludzi, w Valletcie jest ich zaledwie sześć i pół tysiąca. Zdziwiła mnie ta statystyka, spodziewałam się znacznie większego skupiska ludzi. Valletta to gęsta krzyżówka prostopadłych ulic, szerokość całego miasta to ok. 600m, długość to nieco ponad kilometr. Stało się tak, że tu właśnie zamieszkałam, mogłam więc zapoznać się z tym miastem. Mieszkając na terenie miasta do każdego punktu można dojść w max. pół godziny, a wtedy trzeba się już naprawdę wlec i iść okrężną drogą. Zwiedzenie całej Valletty i odkrycie wszystkich jej sekretów trwa jakieś dwa dni (wliczając spędzenie jednego na fantastycznych skałkach nad morzem). Stolica Malty skrywa w sobie na przykład knajpę z belgijskimi browarami (z czego bardzo się ucieszyłam). Valletta to kościoły, katedry, turyści. Jeżeli nie jesteś fanem żadnego z powyższych, to nie masz tu nic szczególnego do zobaczenia. Mimo tego miasto od razu mi się spodobało. Plan regularnych kwadratów i prostych ulic umożliwia łatwe odnalezienie się, architektura jest przeurocza, wybrzeże piękne, ludzie sympatyczni. Turyści skupiają się na dwóch głównych ulicach, które prowadzą z jednego końca miasta do drugiego, czyli od morza do pętli autobusowej łączącej stolicę z resztą wyspy. Woda otacza Vallettę aż z trzech stron, w niektórych miejscach można zejść na skaliste wybrzeże. Jest tam przecudownie, spędzam tam czas czując się jak na wakacjach i dziwiąc się, jak to możliwe, że mieszkam w takim miejscu.
Malta jest upalna. Już jest gorąco, a wiem, że będzie o wiele goręcej. Chodzę w szortach i bluzkach na ramiączka, czyli tak, jak lubię najbardziej. Jem pyszne warzywa i owoce, które nie umywają się do tych, które można dostać u nas w sklepach. Cukinie, pomidory, banany, cytrusy... Czad. Chodzę na piechotę z miasta do miasta, gdyż cała populacja Malty nadawałaby się do zamieszkania w jednym większym mieście, ale ta mała wysepka (a konkretnie trzy wysepki) ma swoją specyficzną skalę. Każda dzielnica jest osobnym miasteczkiem, które rozrosły się tak, że bezpośrednio się stykają. Autobusy są szalone, istnieją przystanki, gdzie zatrzymują się linie jadące w kierunku obu pętli i trzeba pytać, dokąd kierowca zmierza, aby uniknąć pomyłki. Na dodatek każdy autobus przejeżdżający w pobliżu miasteczka Msida obowiązkowo zahacza o szpital Mater Dei, robiąc tam półpętlę i zgarniając masę dziadków. Na Malcie, wyspie o nieregularnych kształtach, czasem łatwiej jest pokonać dystans drogą morską, promem, niż tkwić w spóźnionym autobusie stojącym w korkach. Kolejna ciekawostka - na dorosłego Maltańczyka przypada statystycznie ponad jeden samochód, co mniej więcej oznacza, że wszystkie drogi są cały czas zatkane, nie tylko w ścisłych godzinach szczytu. Piesze wycieczki też nie zawsze się sprawdzają. Przy próbie przemieszczenia się z jednego miasteczka do drugiego zdarza się, że chodnik nagle się kończy, więc można albo zejść na drogę szybkiego ruchu, albo wdrapać się na zakrzaczony murek. Czasem na środku chodnika wyrasta olbrzymia kamienna kolumna albo schodki prowadzące do budynku. Nie ma miejsca, żeby przejść. Interesujące. Podobnie dziwny jest maltański język, który przypomina włoski połączony z arabskim charczeniem. Jednak niemal każdy Maltańczyk posługuje się płynnie językiem angielskim. Jest to tutaj drugi język urzędowy, więc z łatwością można się wszędzie porozumieć. Angielski to pozostałość po brytyjskich kolonizatorach, podobnie jak ruch lewostronny (wciąż ćwiczę odruch patrzenia w prawo) i czerwone budki telefoniczne.
Kolejna część Malta Expressu już wkrótce. Chwilę tu zamierzam posiedzieć, nazbiera się przemyśleń.
WOW, Twoje posty zawsze mnie zaskakują. Jak Ty tam sie znalazłaś?! :D
OdpowiedzUsuńPierwsze co to sobie pomyślałam, ze zazdroszczę pogody. Serio. Tu w Polszy ciagle wieje, a jak nie wieje to pada, a ja tak tęsknie za bezwietrzną pogodą i słońcem, daj go tu trochę :(/Karolina
Ale fajnie :) powodzenia :)
OdpowiedzUsuńa tak na dłużej się na tej Malcie zatrzymasz? :D suuper! pododbie jak pani powyżej zazdraszam pogody, bo na wybrzeżu urywa banie... no i ciekawa jestem, co Cię tam wywiodło? za pracą wyjechałaś? :D
OdpowiedzUsuńO, to już tam jesteś jak któregoś razu wspominałaś u mnie :) Malta jest spoko i naprawdę da się ją lubić. Ja tam chętnie wrócę po raz trzeci :)
OdpowiedzUsuńAż mam chęć Cię tam odwiedzić :)
OdpowiedzUsuńAle Ci zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńMalta?! Serio?!
OdpowiedzUsuńZazdraszczam. Bardzo <3
łot?! jak wszyscy pewnie nie do końca uwierzyłam w tę Maltę, co ty tam właściwie robisz? na długo? cudownie jest?
OdpowiedzUsuńJak się tam znalazłaś? Na długo zostajesz? Zazdroszczę widoków i w ogóle...Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńSpontaniczność przynosi najfajniejsze rezultaty. Czekam na więcej postów i trzymaj się w tym cieple :)
OdpowiedzUsuńGdy zaczęłam czytać twój tekst uświadomiłam sobie że w sumie to niewiele wiem o Malcie. Więc bardzo się cieszę, że o niej piszesz :).
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to czemu się tam przeniosłaś?!
OdpowiedzUsuńLubię dowiadywać się o takich ciekawostkach, o których sama z siebie nigdy bym nie przeczytała, bo jakoś mi nie po drodze do zapoznawania się z Maltą :D I byłoby tam dla mnie o wiele za gorąco...
OdpowiedzUsuńHahahaha, napiszę o tobie jednak znacznie więcejniż przypuszczałam. Pracuję nad tym artykułem co ci mówiłam, ale na wtorek mam do napisania impresję "Pisarz w podróży". Ty i twój blog znajdziecie się obok Sonetów Krymskich Adama Mickiewicza :D
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że ja nie mam takiej odwagi.
nie wiem, jak ty byłaś zaskoczona swoją przeprowadzką, ale ja jestem bardzo :D
OdpowiedzUsuńPaństwo/miasto jak z marzeń.. <3
No proszę, tak niespodziewanie, ale jak fajnie! <3
OdpowiedzUsuńAż ciężko mi było uwierzyć po przeczytaniu początku wpisu... mieszkać na Malcie! Ach! I jeszcze ten plus, że wszędzie blisko i można iść z buta :D pytanie tylko czy mają tam jakieś dobre studia taneczne, inaczej to miejsce nie jest dla mnie :D
OdpowiedzUsuńKolejna przygoda życia, juhuu :D Sounds good. Oprócz tego, że jest upalnie, to dla mnie bomba!
OdpowiedzUsuńJeju! Malta jest jednym z moich największych marzeń. Zazdroszczę. :)
OdpowiedzUsuńPieknie !!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWyglądem chyba troche jak Hiszpania czy Włochy.. ładnie tam bardzo. Te skały, morze, widoki.. uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że ten post w prima aprilis to nie był żart! Zazdraszam Ci tej Malty i zabieram się za resztę wpisów z tej... serii ? :D
OdpowiedzUsuńDziwnie się czuję z tym że moje malutkie miasteczko rodzinne jest prawie 7 razy większe pod względem populacji niż stolica jakiegokolwiek państwa.. Swoją drogą ciekawe skąd taki rozkład ludności na wyspie że stolica jest taka malutka...
OdpowiedzUsuń