Stało się! Sabinka zakręciła kuperkiem, nastroszyła piórka, rozwinęła skrzydła i wyfrunęła z gniazda. Trochę nie do końca, bo zamiast lecieć gdzieś hen, wylądowała w starym gnieździe rodzinnym. Odmianą jest jednak to, że rodziny w nim już nie ma, a Sabinka teraz sobie sama pierze i gotuje.
Gotuję. Kiedyś zmagałam się już z burgerami, zrobiłam też świetną tartę cytrynową. Grzech nie wspomnieć mojego dania popisowego. To jednak były jednorazowe przebłyski, impulsy. Drobne sytuacje, które miały mi uświadomić, że ja przecież potrafię gotować (talent w genach!), ale mi się nie chce. A komu by się chciało? Nie jara mnie mieszanie w kotle, a na stole i tak jest ciepły obiad od Agaty [zapraszam]. Sytuacja się jednak zmieniła i z dnia na dzień okazało się, że przecież nie będę codziennie jeść na mieście, a muszę zacząć coś pichcić. Na początek były jakieś ostrożne eksperymenty z makaronem i sosem pomidorowym albo ziemniakami i mielonym mięsem. Potem się okazało, że to w sumie nie jest straszne, a nawet całkiem spoko, że cukinia świetnie komponuje się z nasionami kolendry a cieciorka nadaje się nie tylko na hummus. Na stół wjechały nadziewane bakłażany, kuskus z dodatkami, smażony dorsz i inne rarytasy. Dziwne było uczucie, gdy kupując tę nieszczęsną rybę musiałam zapytać pana ze sklepu, jak ją w ogóle przyrządzić. Nie miałam pojęcia, jak sprawić, żeby przestała być surowa, a zaczęła być apetyczna i mieć chrupiącą skórkę. Okazało się, po raz kolejny na mojej ścieżce kulinarnych wzlotów i upadków, że to wcale nie jest trudne. Czar.
Prasowanie porzuciłam już dawno. Każdy chyba wie, że t-shirt się rozprostuje na brzuchu, a coś takiego jak pogniecione jeansy nawet nie istnieje. Schody zaczęły się, gdy złapałam robotę i okazało się, że muszę nosić białą koszulę. Koszula nieuprasowana wygląda nieprofesjonalnie i obleśnie, trzeba było więc jakoś temu zaradzić. Zabierałam się do tego jak pies do jeża, raz nawet zostałam wyręczona przez zdegustowaną moimi akrobacjami nad deską do prasowania koleżankę. Szybko jednak ogarnęłam temat i w wigilię chcąc wyręczyć czymś zajętą mamę zaproponowałam, że uprasuję tacie koszulę (nie, na tatę nie można było w tej kwestii liczyć). Zrobiłam to i usłyszałam, że moja mama chce się do mnie zapisać na lekcje prasowania, bo jej się nigdy tak ładnie nie udało koszuli wyprasować. Wow, kiedy to się stało? Kurka Sabinka awansuje grzędę wyżej.
Ogarnianie domu to śmieszna sprawa. Do perfekcjonizmu zdecydowanie mi daleko, dobrze się czuję w przytulnej atmosferze delikatnego syfu. Nie będę przecież codziennie biegać z odkurzaczami, szczotami i mopami. Cenię sobie dni takie, jak dzisiejszy, gdy po prostu spędzam czas przed kompem, błąkając się między blogami a obowiązkami, ze zlewu mruga do mnie góra naczyń, a na podłodze kłębi się jakaś obrzydliwa formacja stworzona z moich włosów. Aha, najgorsze jest to, że czyta to moja mama, a ona zabroniła mi zostawiania niezmytych naczyń. W każdym razie spoko mamo, ogarnę to. Jakoś niedługo. Jestem dopiero początkującą kurą domową, nie wymagaj cudów.
ale jazda, a może chcecie przepisy na jakieś moje dania?
zrobi się blog kulinarny ♥
Ostatnio zapomniałam już, jaką przyjemność czerpię z bloga. Pisanie, czytanie, komentowanie, korespondowanie. To wszystko wypełniało mi kiedyś większość wolnego czasu, a ostatnio robiłam to bardzo sporadycznie bo akurat smażyłam placki ziemniaczane. Zdarzało mi się zapomnieć o istnieniu moichwywodów na ładnych parę dni, co było do mnie niepodobne - przecież pisałam, z mniejszym lub większym zaangażowaniem, od ponad 3 lat. Włożyłam w tego bloga mnóstwo czasu, emocji, zapisałam tu parę rzeczy, do których lubię wracać /wow, ja to napisałam? ależ jestem zabawna i mądra/. Teraz od 2 dni siedzę w internecie. Dawno tego nie robiłam. Czytam, patrzę, co się zmieniło. Piszę. Rany, jakie to jest fajne! Jak mogłam o tym zapomnieć? A no tak, bo kury domowe gotują i prasują, nie w głowie im internetowe pierdoły. A ja jednak stanowczo lubię tego bloga.
Fajnie się mieszka bez rodziców i rzuca ciuchy na ziemię (dopóki nie okaże się, że osobie, z którą mieszkasz, a wcale niebędącej twoim rodzicem również to przeszkadza). Można sobie zorganizować przestrzeń, jak się chce, słuchać głośno muzyki, powiesić plakat Floydów w pomieszczeniu wcale nie będącym twoim pokojem. Czasem się łapię na braku profesjonalizmu w dziedzinie bycia kurą domową - na przykład potrzebę przewietrzenia odczuwam dopiero, gdy po wycieczce do toalety wracam do pokoju, w którym siedziałam, a tam kompletnie nie ma czym oddychać. Okazuje się wtedy, że przebywałam w nim bitych kilka godzin, a okno otwierałam ostatnio wczoraj. Zawsze mnie zastanawiały te mega czułe sensory mojej mamy wykrywające deficyt świeżego powietrza. Ja się wciąż tego uczę, podobnie jak podejmuję nieudolne próby sprawienia, żeby lodówka nie była wiecznie pusta. Na razie marnie mi idzie.
Gotuję, prasuję, zmywam - jestem kurą domową! Na szczęście mam oprócz tego życie, piję browary, gram w karty, chodzę do pracy, na melanże, planuję podróż życia. Kurka Sabinka kokosi się na grzędzie i cieszy się życiem.
żeby tak ja polubiła gotowanie... kiedyś będę musiała ;)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, ja tam chętnie podłapię trochę Twoich przepisów :D
OdpowiedzUsuńJa kiedys bardzo lubiłem gotowanie. Teraz mniej gotuję. Ale sam się stołuję, Kupuję gotowe produkty lub półprodukty. No i sam sprzątam. Lubie jak w domu lśni i pachnie. Nie lubię zaś bałaganu. Z resztą każdy z nas jest inny i należy to uszanować. Wyjścia nie ma prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z zimowej Warszawy
Fajnie jest uczyć się mieszkać na swoim :) Bardzo miło wspominam swoje początki. Teraz co prawda zdarzają mi się jeszcze pewne niedociągnięcia, ale na szczęście są osoby, które składają konstruktywną krytykę na moje łapska.
OdpowiedzUsuńjak dobrze to rozumiem! ja już kurzę się dwa lata, moje grzęda to jakaś masakra, ale daję radę. gotuję co umiem, sprzątam kiedy mnie najdzie i ogólnie jest super :D bez spiny! :D
OdpowiedzUsuńzazdro umiejętności gotowania, ja chyba się kompletnie do tego nie nadaję. Albo może tak mi sie wydaje. Mam nadzieję, ze jak juz pozostana skazana sama na siebie to jakoś dam radę/Karolina
OdpowiedzUsuńMieszkam z mamą i młodsza siostrą.
OdpowiedzUsuńW salonie mamy na ścianach trzy antyramy. Poster z filmu Her, plakaty KISS i Prince'a.
Wszystko jest kwestią mentalności, skarbie.
Kurka Sabinka <3 Jestem pewna, ze wrócę do tego postu nie raz i nie dwa, a już na pewno kiedy i na mnie przyjdzie pora wylecieć z gniazda. Dawaj przepisy, ale wiesz, takie dla opornych (jak ja!). Musiałam aż sobie odświeżyć Twoje popisowe danie, ale boję się o przygotowanie, bardzo łatwo pomylić kolejność ;D
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło i schludnie, uściski.
Bo w tym cała rzecz, żeby się nie spinać. Gotowanie to świetna sprawa, ale jak masz patrzeć, czy bakłażan jest idealny to...dajmy se siana:D Tak jest ze wszystkim po kolei. Z porządkami. Nie musi wszystko dookoła błyszczeć. Ważne, że w lekkim chaosie dobrze ci się żyje, a nad resztą panujesz. Czego chcieć więcej?:)
OdpowiedzUsuńDawaj Binka, przepisy i wszystkie przygody z samodzielnego bytowania :D I widać, że siedzisz w internecie bo było mi cudnie Cię u siebie widzieć ponownie. Buziaki
OdpowiedzUsuńogarnięcie lodówki, żeby nie była pusta zajęło mi raptem pięć lat. ale też już ogarniam. i gotuję. i sprzątam. omg nawet poszłam na fitnesy, jestem taka dorosła! oby nie zaszło to tylko za daleko :D
OdpowiedzUsuńA mama kwoka jest dumna ze swojej kurki! I cieszę się, że nie porzucasz bloga, bo uwielbiam czytać Twoje wywody 💋❤️🐣
OdpowiedzUsuńI nadal nie wiem jak uprasować koszulę tak jak Ty :(
OdpowiedzUsuńPiękno krajobrazu to subiektywne odczucie, ale znając działanie i korzyści z energii wiatrowej trudno jej się sprzeciwiać.
OdpowiedzUsuńTeż chcę tak! Chcę być na Twoim miejscu! Ale już niedługo, jeśli wszystko dobrze pójdzie... tylko ja nie cierpię gotować, nie wiem jak ja się do tego przekonam :( sprzątać, prasować itd. uwielbiam, tylko kuchnia mnie jakoś tak... odrzuca :D a Ty wrzucaj swoje przepisy i bierz nowe pomysły od zdolnej mamy <3
OdpowiedzUsuńJa nauczyłam się gotować z musu, ogólnie wyglądało to tak, że moja mama nienawidzi spędzać czasu w kuchni, tykać się naczyń i jedzenia, które nie jest już przygotowane. A więc aby oszczędzić sobie i ojcu tych samych potraw robionych z miną cierpiętnika zaczęłam gotować. I okazało się, że dla mnie to łatwe, proste i jeszcze lubię to robić :D Do tego mój ojciec również odkrył u siebie żyłkę kucharza i tym sposobem mamy w domu jadalne posiłki, a ja szukam japońskich przepisów, które wcielam w życie.
OdpowiedzUsuńNO WAY! Bina obrosła w piórka i pichci we własnej kuchni, ogarnia grzędę i robi wszystko to, co każda Pani domu. Za bardzo się tam nie staraj z tym sprzątaniem, bo jeszcze Perfekcyjna Pani Domu będzie miała konkurencję.^^ Haha, teraz musisz uważać na to, czym tutaj się chwalić, bo Twoja mami ma Cię na uwadze. :D Tak jak Ania zaproponowała, również się pod tym podpisuje, abyś po przepisy zgłaszała się do Twojej rodzicielki. Daleko nie musisz szukać inspiracji kulinarnych. Sądzę, że na pewno zna wiele prostych. Uśmiechnij się ładnie do niej albo zaproponuj przy najbliższej okazji kurs prasowania. :D Wymiana ta chyba każdej wyjdzie na dobre.
OdpowiedzUsuńSzczerze pisząc, to mi samej się marzy takie pichcenie dla ukochanego i w ogóle bycie gosposią/panią domu. Mimo, że mój kulinarny skill jest na bardzo niskim lvl. Aczkolwiek podobno moje potrawy są smaczne. Choć nie mnie to oceniać. Ważne, że nikt się nimi nie otruł i mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Dla mnie największą zmorą prac domowych jest właśnie prasowanie. Ja mogę gotować, zmywać naczynia, ścierać kurze, odkurzać, robić pranie, bo te czynności akurat bardzo lubię, ale do prasowania nie mogę się za Chiny przełamać. Może kiedyś się zaopatrzę w taki parowy. Może mi się to kiedyś zmieni, ale póki co wołami mnie nie zaciągniesz do tego.
Od dłuższego czasu jestem panią domu i dobrze mi się mieszka w pojedynkę. Mama tylko do czasu do czasu przyjedzie i robi mi większe zakupy, ale podoba mi się to mieszkanie w pojedynkę. Chociaż wolałabym z lubym, ale na to przyjdzie jeszcze pora. Czasem jest mi smutno, bo nie ma się zbytnio do kogo odezwać, ale wtedy staram się do kogoś dzwonić i już jest inaczej.
Jest dokładnie tak jak napisałaś, że ta tęsknota wzbogaca upragnione i utęsknione spotkania. Po takich przerwach w widywaniu się człowiek bardziej docenia i cieszy się z obecności drugiej połówki i przede wszystkim stara się nie trwonić tego czasu. :)
UsuńI dziękuję za miłe słowa i te szczere życzenia. Kochana jesteś. <3
Usuńnormlanie spełniasz się! ale rewel;acja :D zazdraszczam trochę ;D ja już bym chciała zamieszkać z moim i mu prać gotować i może prasować xD Prać uwielbiam, uwielbiam rozwieszać ubrania kolorystyczne i skarpetki od pary obok siebie haha gotować w sumie on umie, więc może zostać w kuchni, a prasować... nigdy nie prasowałam haha zobaczymy co to będzie kiedyś :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie doceniłam to, że moja mama zawsze goni mnie do roboty, więc umiem w zasadzie całe zarządzanie domem, oprócz takich dziwnych rzeczy jak czyszczenie muszli klozetowej (i odpowietrzanie kaloryferów, ale to podobno proste). Prasowanie jest masakryczne, szczególnie przy moich czarnych ciuchach depresji można dostać.
OdpowiedzUsuńGotuję rzadko, bo przeważnie jak już coś ugotuję to tracę apetyt, co kończy się na kolejnej kawie i czekaniu na kolejny posiłek :P
Nie jestem kurą domową. Ilekroć ktoś mówi o mnie-nawet z dobrymi intencjami- per "kucharka" wrzeszczę, że nie jestem kucharką, tylko zubożałą klasą inteligencji :P
Nie cierpię koszul. Ostatnio nosiłam jakąś w gimnazjum :D Żadnej też nie prasowałam, Luby prasuje sobie swoje sam :D W ogóle cieszę się, że jesteś kurką domową, w jakimś sensie jest to fajne :D Sama muszę ogarnąć trochę gotowania i przestać rzucać wszędzie swoje ciuchy :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę. I mieszkania na swoim, i tego sprzątania, i gotowania, wszystkiego. Ja, mimo że teoretycznie teraz, skoro jestem w domu, powinnam to wszystko robić, po prostu nie czuję potrzeby i mi się nie chce. Na swoim to od razu inaczej...A może założysz nowy blog-coś pomiędzy "Perfekcyjną Panią Domu" a "Ch...Panią Domu"(nie wiem, czy słyszałaś o tej drugiej?). To mogłoby być bardzo ciekawe doświadczenie! A dla czytelników lektura.
OdpowiedzUsuńHehehe uzupełnianie lodówki, skąd ja to znam. :D Mieszkanie samemu jest fajne, chwilowo muszę być w domu ale przy najbliższej okazji znów wyfrunę z gniazda.
OdpowiedzUsuńJak tak jak ja nie lubisz regularnych zakupów to polecam taki numer (żarcie na parę dni zagwarantowane i to prawie jak u mamy):
Kupujesz coś na sałatkę np. do mizerii ale więcej, kilo ziemniaka i dobry schabik albo inne mięsko. Obiad dzień 1: W domu klepiesz kotlety wcinasz z ziemniakami i surówką a resztę mięsa zalewasz oliwą, czosnkiem i przyprawami i do lodówki. Tylko gotujesz więcej ziemniaków. Możesz też skroić więcej surówki i części nie doprawiać, będzie na jutro.
Obiad dzień 2: Część ziemniaków podsmażasz na patelni i mięso też, skręcasz surówkę albo doprawiasz wczorajszą.
Według planu jeszcze ziemniaków powinno zostać, dodajesz czwartą część mąki, jajko i masz kopytka na następny dzień i kolejny tylko trzeba je zamrozić od razu. Wychodzi 5 dni dobrego obiadu przy małym nakładzie pracy i raz zrobionymi zakupami.
A gdy złapie Cie leń pod tytułem "nigdzie nie idę tam jest zimno" warto jest mieć chociaż jajo mąkę i mleko (naleśniki, jajecznica, omlet)
Na śniadanie u mnie sprawdziła się nieśmiertelna owsianka, kupuję płatki owsiane i w dużym słoiku kuchennym, takim do trzymania makaronów itp mieszam je z mieszanką studencką. Rano zalewam wrzątkiem wkrawam owoc i gotowe. Paczka płatków owsianych jest niedroga i starcza na długo.
Polecam, Zuzanna, studentka ;)
Hehehe uzupełnianie lodówki, skąd ja to znam. :D Mieszkanie samemu jest fajne, chwilowo muszę być w domu ale przy najbliższej okazji znów wyfrunę z gniazda.
OdpowiedzUsuńJak tak jak ja nie lubisz regularnych zakupów to polecam taki numer (żarcie na parę dni zagwarantowane i to prawie jak u mamy):
Kupujesz coś na sałatkę np. do mizerii ale więcej, kilo ziemniaka i dobry schabik albo inne mięsko. Obiad dzień 1: W domu klepiesz kotlety wcinasz z ziemniakami i surówką a resztę mięsa zalewasz oliwą, czosnkiem i przyprawami i do lodówki. Tylko gotujesz więcej ziemniaków. Możesz też skroić więcej surówki i części nie doprawiać, będzie na jutro.
Obiad dzień 2: Część ziemniaków podsmażasz na patelni i mięso też, skręcasz surówkę albo doprawiasz wczorajszą.
Według planu jeszcze ziemniaków powinno zostać, dodajesz czwartą część mąki, jajko i masz kopytka na następny dzień i kolejny tylko trzeba je zamrozić od razu. Wychodzi 5 dni dobrego obiadu przy małym nakładzie pracy i raz zrobionymi zakupami.
A gdy złapie Cie leń pod tytułem "nigdzie nie idę tam jest zimno" warto jest mieć chociaż jajo mąkę i mleko (naleśniki, jajecznica, omlet)
Na śniadanie u mnie sprawdziła się nieśmiertelna owsianka, kupuję płatki owsiane i w dużym słoiku kuchennym, takim do trzymania makaronów itp mieszam je z mieszanką studencką. Rano zalewam wrzątkiem wkrawam owoc i gotowe. Paczka płatków owsianych jest niedroga i starcza na długo.
Polecam, Zuzanna, studentka ;)
Ja jako facet gotowanie ogarnąłem już w miarę dobrym stopniu, prasowanie jako tako mi idzie a na duchote w pokoju mam patent xd
OdpowiedzUsuńwiem, widziałam tą kolorowankę!!!! aleeee kurde, jak sobie ją kupię, to w końcu żadnej nie skończę. jak tylko dorwałam tą na bezsenność, to kompletnie zapomniałam o ogrodzie :<
OdpowiedzUsuńno to faktycznie- miałaś skok na głęboką wodę! Ale jak widać w nauce nie próżnujesz :)
OdpowiedzUsuńI o to chodzi ;)
Świetny wpis :) Ja lubię gotować, ale wolałabym to robić w SWOIM mieszkaniu. Mieszkam z chłopakiem u teścia i niestety nie lubię być w jego kuchni :) Marzy mi się pójście na swoje, ale za wszy czynszu nie opłacę :D TŁO genialne! :D
OdpowiedzUsuńJa niedługo też rozpocznę samodzielne życie, mam nadzieję, bo wciąż szukam pokoju i tymczasowo mieszkam "kątem" u brata ciotecznego, ale naprawdę chciałabym już znaleźć ten pokój, bo takie mieszkanie jest bardzo męczące.
OdpowiedzUsuńW każdym razie gratuluję! Twoje dania wyglądają naprawdę apetycznie. Rodem z masterchefa ;) Ja się na coś więcej niż spaghetti z sosem ze słoika nie porywam ;)
W gotowaniu dobra nie jestem. Nie umiem tego robić. Raz mi się zdarzyło,że mama zdziwiona moim sposobem obierania pomarańczy powiedziała "chyba wychowałam kuchenną analfabetkę". Dobra, może aż tak źle nie jest. Jednak przydałoby sie jakoś tego nauczyć, bo niedługo studia i trzeba będzie radzić sobie samemu.
OdpowiedzUsuńChyba mam jakąs dziwną lodówkę, bo rzadko kiedy jest pusta.
Zazdroszczę Ci nieco. Sama nie mogę się doczekać bycia kurą domową. :D A głównie to POSIADANIA SWOJEGO domku. A porządek, obiadki itp. - jakoś się ogarnie. :P
OdpowiedzUsuńJa od 6 lat mieszkam na swoim ale do bycia kura domowa mi daleko. Nasze pierwsze wspólne mieszkanie opierało się głównie na melanzach, jedzeniu Rostów i zamawiania pizzy a choinka stała do kolejnych świat. Niestety z przyzwyczajenia nadal jakoś nie umiem się przestawić na bycie kura domowa a czas najwyższy zacząć sprzątac :p (na poważnie)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA w ogole to wróciłas do Polski?
UsuńOj każda kobieta będzie musiała prędzej, czy później stawić czoła tym zadaniom ;) Szacun za smykałkę do gotowania! Ja w tym temacie jestem ciemna i umiem tylko zrobić herbatę, ewentualnie jajecznicę :3 Prasowanie nie należy do moich ulubionych obowiązków, ale często chodzę w koszulach, więc muszę... Natomiast sprzątanie uwielbiam, dziwne co nie? :D
OdpowiedzUsuńSamodzielność jest cudowna! :)
OdpowiedzUsuń/ Ręka moja :)
OdpowiedzUsuńDziwny... ale tylko w pierwszym poście :)
Tez myślałam kiedyś ze gotowanie mi sie w życiu nie przyda:)całkiem dobrze Ci idzie!
OdpowiedzUsuńwitamy w klubie ;)
OdpowiedzUsuńa ja lubie gotować od dawna już :D co prawda moze master chefem nie jestem ale :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłego tygodnia życzę :)
Anru
Fajnie,że się tym cieszysz...jeszcze :)
OdpowiedzUsuńTez juz rok bez mamuski mieszkam. Nie ma kto rano sniadania przyniesc ani posprzątac ale staram sie chłopa wykorzystac jak sie da by zastąpił mame ;)
OdpowiedzUsuń