piątek, 18 września 2015

Proza życia


Wpadłam ostatnio w jakiś lej pełen smutku i monotonii. Usiadłam na jego krawędzi jak tylko wróciłam z Iranu, a fakt, że praca dyplomowa sama się nie napisze zepchnął mnie do jego środka. Spędziłam tydzień nie wychodząc z domu, nie dbając o siebie, cały swój czas poświęcając rysowaniu wkrętów w AutoCadzie, szukaniu odpowiedniej tekstury oddającej płytę OSB, klejeniu makiet z pianki modelarskiej i laniu wody w części opisowej.

STOP.

Tak, ogarnęłam to, co było do ogarnięcia. Ten tydzień wiele mnie kosztował, ale postawiłam sobie cel, którego przez swój olewczy stosunek nie zrealizowałam przed wakacjami i udało mi się go osiągnąć. Nie piszę tego jednak, by smęcić, jak to nudno i strasznie się pisze pracę licencjacką, ale żeby zwrócić uwagę, na moje odczucia względem... życia.

Tydzień w izolacji sprawił, że byłam zgryźliwa, zrzędliwa, smutna, zazdrosna, że inni mają życie a ja nie, spadło moje poczucie własnej wartości i ogólnie było słabo. Wszystkie dni wyglądały podobnie, wstawałam ze świadomością, jaki ogrom pracy mnie czeka i kładłam się spać zestresowana, że nie zdążę ze wszystkim. Nie jadłam normalnie, denerwowałam się. A przecież to trwało tylko tydzień. Moje smutne życie kręcące się wokół jednego tematu ciągnęło się zaledwie przez parę dni, a ja już zdążyłam stwierdzić, że nigdy więcej nie chcę czegoś takiego przeżywać. 

a jak już wyszłam z domu to poszłam na burgery

Monotonia. Nuda. Stres. I pomyśleć, że te trzy czynniki dokładnie wypełniają życie wielu ludzi ("dorosłych"!), których znam. Ci, którzy jeszcze nie są dorośli, czyli, tak jak ja, mają po 20-parę lat i dopiero przymierzają się do życia, również zaczynają powoli popadać w rutynę. I udają, że ich to cieszy.

Ludzie nie zauważają, że mogą coś zmienić i sami wpędzają się w taki tryb życia, jaki ja sobie nadałam przez ostatni tydzień. Z tą różnicą, że u nich będzie to stan permanentny.

Może to zabrzmi naiwnie, ale ja naprawdę nie mam ochoty i nie zamierzam w swoim życiu przeżywać długotrwałych stresów, wpadać w jakieś doły i deprechy i patrzeć, jak każdy kolejny dzień, podobny do poprzedniego i do następego, sobie powoli mija. Uważam, że jestem zdolna do ominięcia takiej właśnie przygnębiającej prozy życia... Muszę się realizować.

No to co, szybka konkluzja. Czas na podróż. Zachodnia Europo, do zobaczenia w poniedziałek. Po raz kolejny zamierzam podbić Cię stopem.

29 komentarzy:

  1. zazdroszczę, że u Ciebie to był tylko tydzień, ja mogę tak podsumować większą część studiów, co za szczęście, że już po:D

    OdpowiedzUsuń
  2. no cóż pracować w urzędzie czy korporacji to chyba byś nie mogła, wiem o jakim stresie piszesz, ogrom roboty, mało czasu i jak się na to wszystko patrzy to najchętniej człowiek położyłby się spać ale co zrobić, dobrze, że to już za Tobą

    OdpowiedzUsuń
  3. Zasłużyłaś sobie na nagrodę po takim cieżkim tygodniu. Niestety podobno całkiem dorosłe życie ( te po studiach ) wygląda tak jak jak Twój tydzień.. co osobiście mnie przeraża. Miłej podróży i odpoczynku:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja byłam mega przybita, znudzona, wkurzona jak złamałam po raz pierwszy nogę :) staram się to przeczekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też wpadłam w taki lej! To chyba jakaś przedwczesna chandra jakaś jesienna ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. ja od początku września wpadłam w taki dramatyczny wir robienia wszystkiego na raz i to jest naprawdę dołujące. ale byle zdążyć do trzydziestego, bo nieoddanie magisterki może mi narobić problemów xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Dużo jest prawdy w tym, co piszesz, bo takie symptomy zaczynam zauważać u siebie. I często żałuję, że nie potrafię odważyć się, zaryzykować, rzucić jedno i wybrać drugie a nie ślepo podążać, bo niby "tak trzeba", bo "czegoś nie wypada". Ech...
    Życzę Ci, abyś szybko uporała się z napisaniem tegoż licencjatu. Ja zasmakuję pisania pracy w tym roku akademickim. Zobaczymy, jak mi będzie szło :P

    OdpowiedzUsuń
  8. No, co kogo kręci i rozluźnia.
    Przyznam szczerze, że przed każdą dalszą podróżą jestem w 'leju' lęku, że wcale nie chcę nigdzie wyjeżdżać, a po powrocie ten sam 'lej' zamienia się na przeświadczenie, że wcale nie chciałam wracać... no, trudno jest zachowywać normalność, nawet tę najbardziej osobliwą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ech, teraz jeszcze smutniej będę patrzyła na swoje życie maturzysty...
    Życie maturzysty jest właśnie kwintesencją stresu, nudy i nadmiaru pracy, a co najzabawniejsze trwa 8 miesięcy.
    I w czasie tych 8 miesiecu realnie nie da się wyjechać dalej niż do Inowrocławia na koncert.
    Nie mówiąc o jeżdżeniu stopem w końcu "jesteś jeszcze dzieckiem i masz się uczyć".
    Mam nadzieję że mój nieznoszący nudy umysł pozwoli mi buntować się przeciwko codzienności i wymyślać sobie rozrywki na tyle, żeby wyjść z tych 8 miesięcy mniej wiecej w równowadze psychicznej.
    Nieeee, po skończeniu szkoły na pewno nie skażę się na takie życie. Nuda mnie dobija! Ostatnio rozweseliła mnie nawet lekcja przyrody, bo musiałam na niej zrobić jakiś dziecinny plakat i mogłam pogadać z ludźmi o tym, co będzie do żarcia na studniówce! Żarcie ze studniówki uratowało mi życie! (Podobno będzie barszcz.)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja ostatnimi czasy miałam duży problem z organizacją swojego czasu, z wywiązywaniem się z założonych celów i planów i wszystkiego innego. Normalnie każdego dnia denerwowałam się, że nic nie idzie naprzód... Aż w końcu przyszedł dzisiejszy dzień i konsekwentnie zamierzam dokończyć wszystko, co jest na mojej liście. Te dni bywają okropne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciesz się, że to tylko tydzień :) Ja miałem tak przez dość długi czas, gdy byłem w trakcie pisania licencjatu. Frustracji pełno... Powodzenia z Europą Zach. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurczę moje studia w dużej mierze składają się właśnie z takiego stresu i strasznej monotonii. Ciągle robię projekty i szczerze powiedziawszy mam ich już dość. Jednak ciągle mam nadzieję, że uda mi się z tego wyrwać gdy skończę studia.

    Udanego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, chciałabym Cię poinformować, że nominowałam Cię do Liebstera, więc jeżeli jesteś chętna u mnie na blogu znajdziesz zestaw pytań :) http://marvja.blogspot.com/2015/09/podobno-wykonuje-dobra-robote.html#more

    OdpowiedzUsuń
  14. Coś czuję,że tak będzie wyglądać mój rok. Jednak wiem,że nie ma na to innej rady, bo maturę muszę napisać, a ona kojarzy mi się z wielką nauką, stresem i nudą. Jakoś przeżyję.
    Jeśli chodzi o rutynę i spędzanie w ten sposób tygodni, to myślę,że można sobie ze wszystkim dać radę. Mając jakąś rzecz do wykonania, wystarczy ją dobrze rozplanowywać, aby nie nakładać sobie zbyt dużo pracy w krótki okres czasu.

    OdpowiedzUsuń
  15. O matko, tak wyglądał dosłownie mój ostatni rok. Od świtu do zmierzchu poza domem, po powrocie stres "czy zdążę, w co ręce wsadzić?". Podanie o urlop dziekański z jednego kierunku złożyłam w zeszłym tygodniu i mam nadzieję, że mimo pisania wymagającej pracy magisterskiej, ten rok będzie lepszy, podobny do tego dwa lata temu, kiedy czułam całą sobą, że żyję... mimo wielu obowiązków.
    Baw się dobrze, Bineczko!
    Pozdrawiam, Książniczka z Po drugiej stronie książki

    OdpowiedzUsuń
  16. Pierś do przodu i uśmiech na twarz! Miłej podróży :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Chyba każdy ma czasem takie chwile, ale nie każdy umie sobie z nimi radzić tak jak Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No to skrajna z Ciebie optymistka;) Nie chcę Cię martwić i zasmucać ale faktycznie dorosłe życie zazwyczaj tak wygląda. Choć nie właściwie tylko niektóre jego elementy...resztę ludzie sami sobie generują. O ile u mnie depresyjnie i monotonnie bywa z pracą przynajmniej w obrębie kontraktu...tak tak 12 godzin w robocie potem odsypianie potem jedzenie, pranie, sprzątanie to jednak czekam zawsze do weekendu żeby zrobić coś super, weekend 4 dniowy to już eldorado...świat stoi otworem. Wiesz czasem trzeba wziąć na wstrzymanie i pomyśleć jeszcze 13 dni rutyny a potem... rum na plaży;)) No i gdzie Cię znów niesie? :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Gratuluję ogarnięcia pracy dyplomowej :D udanej i przyjemnej podróży życzę :))

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo dobre podejście do życia. Ja czasami wpadam w podobne stany jak jestem chora, zmęczona oddychaniem i wyprana ze wszystkich sił. Też odczuwam coś w rodzaju dołu, depresji, także dobrze wiem, jak się czułaś. I masz rację, oby jak najmniej takich stanów. Też nie podoba mi się taka wizja życia "bez celu". A niestety, jak sama zauważyłaś, coraz więcej osób tak ma.

    OdpowiedzUsuń
  21. Widzisz, to się dobrze składa, że mogłaś taki tydzień przeżyć, bo uświadomiłaś sobie, że nie chcesz w ten sposób przeżyć całego życia :)

    OdpowiedzUsuń
  22. W pierwszym pomyślałam: każdy piekny i młody i tak mówi, a potem życie brutalnie weryfikuje nasze plany. Jednak się zreflektowałam, bo to życie jak życie, jeden ma piękne inny mniej piękne - może właśnie dlatego jest ono mniej piękne, bo po drodze zgubił swoje marzenia, determinację, wiarę w cuda, a teraz zwala winę na system... Tyle filozofowania, z drugiej strony, obserwując świat, zauważyłam, że życie wielu dorosłych to głównie kierat, dlatego trzymaj się mocno marzeń i nigdy nie puszczaj :-)

    OdpowiedzUsuń
  23. Zgadzam się z Tobą w 100% ( bo przecież chyba nie możliwe jest zgadzanie się z kimś ponad normę?.) My - ludzie w sensie - popadamy w marazm. Okropną monotonię,udając,że wszystko to musi być częścią naszego jakże "ciekawego" życia. Wstajemy, idziemy do pracy/szkoły, wracamy i właściwie co dalej ? No właśnie, nic dalej. Siadamy i nic nie robimy ze swoim życiem, no bo jak ? Przecież się nie da. Codziennie to samo. Trzeba z tym walczyć, nie wolno poddawać się tej szarej monotonii.

    OdpowiedzUsuń
  24. Kurcze, powodzenia życzę i wytrwałości w postanowieniu.
    10 lat temu myślałem podobnie, a dziś? Hmmmm, Życie!
    Tak, życie to wszystko zweryfikowało a ja chcąc nie chcąc stałem się tym dorosłym z twojego wpisu. Smutne ale niestety prawdziwe
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. Kurcze, powodzenia życzę i wytrwałości w postanowieniu.
    10 lat temu myślałem podobnie, a dziś? Hmmmm, Życie!
    Tak, życie to wszystko zweryfikowało a ja chcąc nie chcąc stałem się tym dorosłym z twojego wpisu. Smutne ale niestety prawdziwe
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Kurcze, powodzenia życzę i wytrwałości w postanowieniu.
    10 lat temu myślałem podobnie, a dziś? Hmmmm, Życie!
    Tak, życie to wszystko zweryfikowało a ja chcąc nie chcąc stałem się tym dorosłym z twojego wpisu. Smutne ale niestety prawdziwe
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  27. Wydaje mi się, że to jak wygląda nasze życie zależy tylko i wyłącznie od nas (ale ameryka...). Chodzi mi o to, że jeżeli pozwolimy na to aby nasze życie było rutyną, to tym będzie - trzeba sobie znaleźć jakieś hobby, jakieś pasje, jakąś odskocznię od tego całego nudno - szarego pracowniczego dnia i nadać trochę barw naszemu życiu bo skończymy jako nudni, szarzy i wypaleni dorośli... :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Tak, doświadczyłam i czasem doświadczam takich uczuć przymusu, do którego dokłada sie stres i zniechęcenie, a co za tym idzie - złość. Kiedy chciałabym robić coś innego, ale nie mogę, bo projekt musi być skończony i kropka. W sierpniu zaczęłam 1,5 miesięczny staż i w zasadzie wyglądało to tak, że rano wstawałam, na 9 jechałam do pracy, dwa miasta dalej, 8h za biurkiem, później znowu powrót, zakupy po pracy i nagle jest 19. Jem obiad, oglądnę przy okazji jakiś odcinek serialu i spanie. Następnego dnia to samo. Wykańczałam się psychicznie myśląc, że poza pracą nie robię w życiu nic sensownego. I że właśnie tak wygląda codzienne życie większości ludzi. Byłam zła na siebie, że nie potrafię zrobić wieczorem treningu, wziąć się za jakiś inny projekt, coś poduczyć się. Dopiero po 3 tygodniach przeszłam z treningów na bieganie, poranne. Ale nie zmienia to faktu, że i tak uważałam swoją egzystencję za mało treściwą. Niestety atmosfera w pracy wcale nie była lepsza, co za tym idzie w pewnym momencie zaczęłam się męczyć.
    I teraz zadaję sobie pytanie, czy to ja jestem zbyt rozpieszczona, że przy studiach dziennych mam powiedzmy tę chwile czasu, kiedy mogę robić swoje, a codziennie życie wygląda zupełnie odmienne. Czy może coś w tym obrazku jest nie tak. Pożyjemy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM