Czy czujesz się swobodnie? W towarzystwie rodziny, przyjaciół, ukochanej/ukochanego, swoim własnym? Tak? ... na pewno?
Każdy chyba przechodził przez okres potrzeby przypodobania się innym. W mniejszym lub większym stopniu. Potrzeba akceptacji przez rówieśników jest bardzo silna, uaktywnia się szczególnie w dzieciństwie i okresie dorastania, w szkole. Każdy ma jakieś fajne koleżanki czy kolegów, którzy trzęsą tą budą i wszyscy chcą ich znać. Chcemy być tacy, jak oni, szukamy więc sposobu na bycie fajniejszym. Udajemy, że interesujemy się kosmetykami lub piłką nożną, mimo, że w rzeczywistości obchodzi nas to tyle, co zeszłoroczny śnieg... Jednak, skoro grupa szkolnych liderów o tym nawija, to znaczy, że coś jest na rzeczy i po prostu warto o tym rozmawiać. Ubieramy się na kolorowo/czarno/w miniówki/wąskie spodnie, zależnie nie od tego, co nam pasuje, ale co jest na topie. Podlizujemy się tym fajnym "znajomym", nie rozumiejąc jeszcze, że wywołamy odwrotny skutek. Ja zawsze byłam takim outsiderem, który chciał być fajny, popularny i mieć dużo znajomych, ale mu nie szło. Miałam dobrą przyjaciółkę, ale pewnie gdybym miała możliwość, to bym ją wymieniła za tabun fajnych kumpli. Chciałam być taka jak inni, ale cóż, nie byłam. Jak czasem zaszalałam i uzewnętrzniłam swoje gusta poprzez chociażby strój, to byłam wyśmiewana. Odcinałam się od szarego tłumu, więc dzieciaki uznawały za stosowne nabijanie się ze mnie. Te popularne, fajne dzieciaki, do których chciałam należeć. Swoją drogą, ciekawe, czy oni byli naprawdę tacy fajni. Czy serio mieli naturalny talent do przyciągania do siebie ludzi i bycia cool, czy też odgrywali jakąś rolę? Czy byli sobą? Czy czuli się swobodnie?
Jesteśmy wychowywani w świecie pełnym tabu, niestosownych tematów, zasad, to wypada robić, tamtego nie. Rodzice, nauczyciele i inni uczniowie powtarzają bezmyślnie to, co sami wynieśli z domów, nikt się nad niczym nie zastanawia. Jako dzieciak jesteś wychowywany w określony sposób, potem nagle okazuje się, że już jesteś dorosły, ale dalej wstydzisz się rozmawiać na pewne tematy i wolisz udawać, że pewne kwestie nie istnieją. Mam znajomych, którzy obdarzają mnie karcącym/oburzonym spojrzeniem albo wręcz zwracają uwagę, jeśli łyknę sobie zdrowo browarka, a potem beknę. Bo tak się nie robi. Bo to obleśne. Bo śmierdzący menel się tak zachowuje, a młodej dziewczynie po prostu coś takiego nie przystoi. I ci ludzie naprawdę wierzą w to, że bekanie jest gorszące. To są ci sami ludzie, którzy przez 5 lat związku udają, że nigdy nie chodzą do kibla na numer 2, nie pytają innych o poglądy na temat aborcji, nie śmieją się z żartu, który jest 10/10 śmieszny, ale występuje w nim słowo papież, rumienią się, jak usłyszą słowo "seks" oraz łapią się za głowę i zatykają swoim dzieciom uszy, jak na spacerze miną grupkę wulgarnej młodzieży okupującą ławkę.
to ja jak jestem sobą
Nie znoszę takiego pruderyjnego podejścia. Czy ci ludzie naprawdę chcą całe życie udawać? Zamykać się na pewne tematy, jakby nie istniały? Kiedyś bardzo ostrożnie podchodziłam do tematu nowych znajomości. Bo co będzie, jak kogoś zranię swoimi poglądami albo swoją bezpośredniością. No cóż, najwyżej zranię, a ten ktoś nie będzie chciał mnie znać. I dobrze, bo po co mi koleżanka, przy której nie mogę być sobą?
Chcę być sobą. Jestem sobą. Otaczam się ludźmi, którzy lubią mnie, a nie jakąś dziwną wersję mojej osoby, która zachowuje się w nieco odmienny sposób, niż ja bym tak naprawdę chciała. Nie znoszę nie czuć się przy kimś swobodnie, ale niestety taka sytuacja jest czasem nieunikniona - zwłaszcza, gdy z jakiegoś powodu muszę być miła dla osoby, która mi kompletnie nie odpowiada. Bina, fałszywcu, jakaż to sytuacja każe ci się komuś przymilać? Sięgnijmy do mojego świata, autostopu. Podwozi mnie dziadek o bardzo specyficznych poglądach, z którymi bardzo chętnie bym polemizowała, ale nie mogę, bo nie chcę stracić cierpliwości i dać się wysadzić gdzieś pod Kielcami, do Warszawy jeszcze daleko. Włącza mi się wtedy znienawidzony przeze mnie cienki głosik, nad którym nie umiem zapanować. Przyjaciele od razu wiedzą, kiedy ja tak naprawdę nie wiem, co robić i co mówić i jestem zestresowana lub przytłoczona sytuacją. Zaczynam mówić piskliwie. Żena.
Olejcie konwenanse i zachowujcie się tak, jak chcecie!
Czy życie nie będzie wtedy prostsze i piękniejsze?
Trudno jest zmienić swoje, niekoniecznie dobre, przyzwyczajenia.
OdpowiedzUsuńCóż, ja jestem z natury "przyzwoita" :P nawet mnie tak nie wychowano, chociaż racja,w moim domu się nigdy nie przeklinało, nie piło alkoholu, wywalano dzieci za drzwi nawet wtedy, kiedy były brutalne sceny w filmach. Dla mnie to naturalne. Spokojnie znoszę ludzi, którzy nie są tacy jak ja i nie uznaja tabu, ale nie mogą liczyć, że zacznę z nimi rozmawiać na tematy, któe ja uważam za nieprzyzwoite, i nie mogą liczyć, że bedę z nimi pic, bo jestem abstynentką. Wydaje mi sie, że nie robią swoją postawą ludziom kłopotu...
OdpowiedzUsuńOstatnio na wycieczce szkolnej doszłam do wniosku, że po prostu większość ludzi jest do siebie na tyle podobna, że się dogadują. W tym przypadku większość klasy. Mają podobne upodobania, charaktery, ogladają podobne, żenujące seriale itp. Tworzą większą, zwarta grupę, dlatego mogą uważać sie z atych fajnych, bo są większością. Natomiast ja jestem mniejszością, bo mam inne upodobania, przyjaźnię się z ludźmi z mniejszości. Czasami się z większością dogaduje, ale na dłuższą metę mnie nudzą. I w tym jest cała sztuczka- w proporcjach większości i mniejszości. Gdy mniejszość chce być "fajna", próbuje stać się większością, w końcu zaczyna rozumieć, kim jest, i szuka swojego miejsca w mniejszości, i jakos to idzie. Ot, takie życie.
Łe, ja lubię Mickiewicza. Głównie dlatego że jest neiskomplikowany i doskonale sie z nim rozumiem, chociaż czasami mnie wkurza. Ale podobno jestem romantykiem, a romantyk z romantykiem sie zawsze dogada...
pozdrawiam
W temacie bycia sobą i czucia się swobodnie jestem dosyć wyczulona, bo przy niewielu osobach mam okazję bycia taką, a nawet jeśli jestem, to mimo wszystko czuję jakieś dziwne skrępowanie. Na szczęście z osobami, z którymi spędzam najwięcej czasu, czuję pełną swobodę :) Dlatego takie osoby wyczuwam od razu i ubóstwiam za to, że nie czuję absolutnie żadnego skrępowania.
OdpowiedzUsuńNasza szczerość i udawanie, że pewne niesmaczne sprawy nie istnieją to nie kwestia udawania ale czasem charakteru. Np. ja - obstawiam - jestem Twoim przeciwieństwem. Jak bekam to cicho i przepraszam, jak idę do toalety to nie wdaję się w szczegóły. Możesz mnie nazwać pancią czy damulką ale w sumie dla mnie to będzie komplement. Osobiście lubię takie zachowanie jak moje. Nie wiem czy nazwać to dobrym wychowaniem, panciowaniem czy czym ale tak po prostu jest. Niekoniecznie musze mówić ludziom wokół, że idę na długie posiedzenie do kibelka (ładnie ujmując). Jak dla mnie nie wypada.
OdpowiedzUsuńZaś jeśli chodzi o bycie sobą: w moim przypadku działanie na ludzi ma dwa etapy. W pierwszym momencie ludzie mnie lubią i słuchają (zapewne dlatego, że wyglądam jak kujon) ale kiedy usłyszą mój śmiech lub zorientują się co lubię (Disney~) i jakie mam poczucie humoru nagle praktycznie nikt nie zostaje. Nigdy nie będę tą 'fajną laską' i powoli zaczynam to akceptować. Więc w sumie... ja chyba nikogo nie udaję. I czuję się coraz swobodniej.
Pozdrowionka,
Lina
staram się być sobą, zawsze tak było, nigdy nie starałem się dostosowywać do innych zwłaszcza jak coś wydawało mi się złe albo głupie, ale też już w podstawówce się nauczyłem, że czasami lepiej skorzystać z prawa do milczenia i nie wdawać się w nic nie dające spory a mogące zaszkodzić np z pracodwacą, nauczycielem, rodziną
OdpowiedzUsuńJa się poruszam tylko tam gdzie mogę być sobą i czuć się swobodnie. Dlatego nawet do pracy w szkole podstawowej , w której jestem nauczycielem przychodzę sobie w koszulce Maidanów,ACDC, w szerokich spodniach i nie wyjmuję kolczyka z brwi. Nie zamierzam udawać kogoś kim nie jestem, bo to na dłuższą metę skończy się kaftanem. A jak się znajdzie ludzi, którzy są obok Ciebie za to jakim jesteś człowiekiem można spokojnie odpalić szklaneczkę whisky i wygrywać życie.
OdpowiedzUsuńhmm swobodnie ja się czuję tylko przy swoich zwierzątkach ;D
OdpowiedzUsuńJeju, ja też tak miałam... jakoś do drugiej gimnazjum. Potem przeszło.
OdpowiedzUsuńBycie sobą uaktualnia się w człowieku z wiekiem. A gdy nabierze odpowiedniej pełności, po prostu staje się oczywiste i naturalne. Każdy tak ma. Tylko w innym tempie.
Nie zawsze się da być sobą właśnie w niektórych sytuacjach, no ale cóż ;D Ja jestem sobą w dokładnie takim momencie jak Ty na zdjęciu :P Dobre piwko, dobra książka, jeszcze najlepiej jakaś dobra muzyka, relaks i reeeelaks :D
OdpowiedzUsuńZawsze kiedy czytam pierwsze zdania niektórych Twoich postów mówię sobie "haha na pewno nie jestem taka jak opisuje Bina" ale dupa, bo potem i tak mnie przechytrzysz... Z początku chciałam odpowiedzieć na Twoje pierwsze pytania twierdząco... ale potem przeczytałam resztę wpisu i dupa, znowu mnie zagięłaś!
OdpowiedzUsuńCiągle udajemy kogoś kim nie jesteśmy i to smutne, bo robimy to wiedząc, że nie powinniśmy... ktoś mądry napisał o tym książkę a potem ktoś inny mądry uczył nas o tym w szkole i ładnie to nazwał 'wciskanie w formę'... Mądry pan Gombrowicz i jego Ferdydurke... no ale co z tego, jeśli w dzisiejszych czas młodzi ludzie biorą udział w 'wyścigu szczurów' o bycie fajnym, modnym, ładnym, mądrym, popularnym, lubianym... i według nich to jest ok. Nie przeszkadza im to, że wyglądają jak klony, że ubierają się tak samo i mówią tak samo i myślą tak samo ( w większości przypadków nie myślą, ale shhh), bo żyją internetem, filmami i wpajanymi przez te źródła wzorcami... sami siebie wciskają w formy. W sumie tak analizując moje życie za czasów szkolnych, to stwierdzam, że moje gimnazjum choć było trochę pokręcone, to ludzie byli fajni i tam naprawdę mogłam być sobą, serio! W ciągu 3 lat przeszłam fazę od zagubionego dzieciaka który przyszedł z podstawówki, przez czarne spódnice, krzyże i gorsety aż po kolorowe ciuchy, dziwne spódniczki, spinki, opaski, koki i inne zwariowane fryzury... i przy tym wszystkim dalej miałam przyjaciółkę której bym nigdy nie wymieniłam, miałam kolegów z którymi świetnie się dogadywałam i było dobrze. Naprawdę dobrze. W LO było ciut słabiej, bo skończyły się zwariowane fryzury i kolorowe ciuchy, a przyszła szara rzeczywistość którą opisałaś... ale kiedy lepiej poznałam nowych ludzi z klasy i stworzyłam 'nową paczkę', wiedziałam już na ile mogę być sobą i ci ludzie pozwalali mi na to niemal w 100% co było chyba dobrym układem.
O! ale mam znajomych przy których mogę sobie zdrowo beknąć po browarku i wiem, że mogę czuć się przy nich swobodnie, więc na jedno pytanie zadane przez ciebie mogę odpowiedzieć twierdząco!
Teraz tak pisząc ten komentarz, przypomniała mi sie sytuacja z naszego Warszawskiego spotkania... jestem osobą która przeważnie najpierw mówi a potem myśli i no w trakcie rozmowy chlapnęłam coś, że raczej rzadko widuje się z dziadkami bo leżą na cmentarzu, żart suchy, ale ulżyło mi kiedy Ty bodajże się zaśmiałaś i stwierdziłaś, że to Twój humor... .
Taaak... podsumowując tą moja z lekka przydługą wypowiedź i ciut bez składu pisaną (jest późno ok?) Uważam, że jeśli człowiek zdaje sobie sprawę z tego o czym napisałaś powyżej, to może opanować sztukę klasyfikacji ludzi w swoim otoczeniu na tych którzy są zbyt dziwni i nie przyjmą żadnych z naszych zachować i na tych przy których wiemy na ile swobodnie można się przy nich czuć... to dobry kompromis jeśli nie możemy "olać konwenansów i zachowywać się tak, jak chcemy!'
Hej
OdpowiedzUsuńKonwenanse nigdy nie znikną. A bycie sobą to nie łatwa sprawa. I jak osoba z która rozmawiasz ma wiedzieć, że AKURAT JESTEŚ SOBĄ? Ty to czujesz, wiesz. Ale ona musi Ci wierzyć na słowo. Ale bekania w towarzystwie raczej nie lubię. I tu jestem sobą pisząc Ci to :) W pracy sobą nie jestem bo najważniejszy jest klient. Gdybym był sobą w pracy to większość klientów bym pogonił do diabla!!! :) Własnie dałem nowy post.
Pozdrawiam(i tu jestem sobą!)
Vojtek
Hej
OdpowiedzUsuńKonwenanse nigdy nie znikną. A bycie sobą to nie łatwa sprawa. I jak osoba z która rozmawiasz ma wiedzieć, że AKURAT JESTEŚ SOBĄ? Ty to czujesz, wiesz. Ale ona musi Ci wierzyć na słowo. Ale bekania w towarzystwie raczej nie lubię. I tu jestem sobą pisząc Ci to :) W pracy sobą nie jestem bo najważniejszy jest klient. Gdybym był sobą w pracy to większość klientów bym pogonił do diabla!!! :) Własnie dałem nowy post.
Pozdrawiam(i tu jestem sobą!)
Vojtek
Ha! Znam to, cienki głosik też czasami mi się włącza :D Kiedyś, jak poznawałam nowych ludzi, to chciałam zatuszować wszystkie swoje wady i być ProMaliną ( pierwsze wrażenie takie ważne). Potem uświadomiłam sobie, że po co mi ludzie, przy których nie mogę być sobą na luzie... Chyba do tego trzeba po prostu dojrzeć :)
OdpowiedzUsuńBina, jakie zazdro!! Weź mnie ze sobą, weź mnie,bo inaczej oszaleję ! <3
w sumie dobry temat. Ja jak koleznaka wyzej jestem bardziej ugodowa, "przyzwoita", kiedy sytuacja ode mnie wymaga jestem mila, nie udzielam sie za bardzo w tematach w których mam odmienne zdanie. Ale nie ma dla mnie tematu tabu. Ja moge rozmawiac o wszystkim. Tylko w przypadkach zwyklych znajomych oni musza wyjsc z inicjatywa takiego tematu. A w przypadku moch bliskich znajomych, jest ich max 8 gadamy o wszystkim. A przy chlopaku nie ma zadnego skrepowania. Co to bylby za zwiazek?
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mój komentarz się dodał, ale chyba nie :( Więc napiszę jeszcze raz. Cholerny blogger leci sobie ze mną w kulki coraz częściej.
OdpowiedzUsuńBycie sobą jest dla mnie ciężkie. Tak na prawdę mogę być całkowicie sobą jedynie przy swoim chłopaku, co i tak jest dla mnie sporym wyczynem. Fajnie by było się przełamać i być sobą również przy innych ludziach, pomyślę o tym.
tak się zastanawiam nad sobą i z jednej strony część konwenansów w ogóle nie leży w mojej naturze (patrz: mój kompletny brak zainteresowania dorośnięciem, zamążpójściem i resztą tych bzdur), a z drugiej strony spieprzyłam sobie weekend odwalając brudną robotę za szefa i koleżankę. z praktyk. za które złamanego grosza nie dostanę, a ewentualną propozycję dalszej współpracy odrzucę w jakieś 0.3 sekundy. no za miła jestem dla ludzi i potem wyję w poduszkę, a rodzice mają do mnie pretensje, o. nie wiem kiedy ja się taka skomplikowana zrobiłam, bo niby zawsze własne zdanie już od najmłodszych lat, ale zwyczajnego "nie" to powiedzieć się nie da. no mniejsza
OdpowiedzUsuńps dementuję plotkę o zamykaniu bloga, coś Ty wyczytała między wierszami :) choć fakt, nawet przez chwilę o tym myślałam. ale raczej w formie zastąpienia obecnego czymś innym. się zobaczy, jak znów będę miała czas na życie. i cieszę się, że kartka Ci się spodobała :D
Wracam do żywych! Tak naprawdę nie wiem do końca na co się porywam, ale jest zapał, jest moc ;). Nawet nie wiesz jak szeroko się uśmiechnęłam widząc Twój komentarz - chciałoby się krzyknąć "jesteś jeszcze - po tylu latach!". Bardzo mi miło, dziękuję :).
OdpowiedzUsuńNie wiem czy pamiętasz, ale ja uwielbiam Twoje zdjęcia bez makijażu! A co do treści posta - hmm, z jednej strony musze się zgodzić, nie lubię czuć się nieswojo przy innych, nie lubię czuć się oceniana. Sama nie chcę nikogo oceniać, bo staram się postępować tak jak chciałabym żeby obbchodzono się ze mną. I dopóki nie poznałam kogoś kto pozwala sobie na hmmm... nie zadręczanie swego ciała nadmiarem gazów :D i to obojętnie z której strony :D to nie wiedziałam, że toś tak może zachowywać się przy obcych ludziach. I to przy dziewczynie kolegi (czyt. ja), którą widzi pierwszy raz. Nie, nie podoba mi się to ani trochę, bo ja nie zmuszam nikogo żeby wdychał moje "opary", mam wrażliwy węch i chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy jesteśmy ludźmi i żadnego z nas sprawy fizjologiczne nie opuszczają, to myślę, że niekoniecznie (a już na pewno nieprzyjemnie) jest dzielić się nimi z otoczeniem bez potrzeby. Także, Bina, bez spiny, ale nie lubię takich rzeczy :D. Chcę żeby inni czuli się w moim towarzystwie dobrze, ale .. ja też chciałabym się czuć dobrze. I myślę, że tylna część siedząca koledze nie odpadłaby, gdyby pomaszerował pięć metrów do łazienki i dał pofolgować swoim kiszkom.
:P
Moc pozdrowień!
Jeden z ciekawszych tematów do debaty :p ja też byłam outsiderem i nie mam pojęcia, skąd się bierze fenomen niektórych ludzi. Kasa? Wychowanie na lidera przez lidera? Po prostu wygląd, który dodaje pewności siebie? Ale fajne jest to, że będąc starsza odczuwam mniejszy dystans między sobą a nieznajomymi. Nie mam już takiego problemu z zawieraniem znajomości, nie odczuwam żeby ktoś specjalnie się na mnie gapił a nie chodzę cała w new looku, albo sports direkcie jak tutejsi. :p Dodam jeszcze, że w tych czasach ludzie aż tak nie oceniają po ciuchach. Wiadomo, są tego granice i zależy od miejsca zamieszkania... A może to po prostu Anglia, tu ludzie mają wyjebane i wielu polaków też; może już z przyzwyczajenia?
OdpowiedzUsuńCóż, dobrze to znam. Jako że urodziłam się z rozszczepem wargi i podniebienia i przez wiele lat po prostu nie miałam górnej dwójki i trójki (dalej ich nie mam, ale przynajmniej mam protezę - trochę panikowałam, ale teraz ją kocham, a ludzie nie zauważają, że coś jest niby nie tak - to też jest temat tabu - co jest strasznego w przyznaniu się, że się ma sztuczne zęby?) i faflumiłam, dlatego byłam wyśmiewana. A jak ja chciałam się przypodobać! Ale też mi nie wyszło. I dobrze, mam wokół siebie ludzi, którzy pozwalają być sobą i nie ma tematów tabu. Rzadko gadam o seksie, bo zwyczajnie nie mam doświadczenia. Ale nie uciekam wzrokiem, nie czerwienię się i nie chrząkam. Kiedyś taka byłam. Ale po co popełniać mentalne samobójstwo?
OdpowiedzUsuńMiłego lata, Binka :)
Marina nie jest dobrym przykładem muzyki, jaką lubię (wspomniałam o tym w poście, ale wolę wspomnieć po raz drugi). Nazwałabym ją bardziej odskocznią - na co dzień słucham mocnego rocka, więc w porównaniu z jej muzyką to naprawdę duża różnica.
OdpowiedzUsuńno cóż, zgadzam się z tym co napisałaś :)
OdpowiedzUsuńSkąd Ty czerpiesz pomysły na takie fantastyczne tematy?:) masz rację, świat niby tak poszedł do przodu, wszyscy są tacy niby wyluzowani i otwarci a jest wciąż wiele spraw, kwestii na które większość nie chce rozmawiać, bo nie wypada, bo coś tam... warto gadać o wszystkim, szczególnie z bliskimi osobami. Takie drobne, nieobgadane niuanse zawsze gdzieś potem wyjdą, wiec nie warto zwlekać z tym i potem narażać się na jakieś nieporozumienia
OdpowiedzUsuńSzczerze? Ja często słyszałam kiedyś, też od swojej mamy ( bo rodzice się boją, co ludzie powiedzą na temat ich dzieci, prawda?) że wszędzie zachowuję się...aż za swobodnie. Może coś w tym jest. Jakoś nie obchodzi mnie wersal, śmiało mówię nawet o dwójce ( nie tylko w związku) i wszędzie czuję się jak u siebie. Nieraz na pewno przydałoby się więcej udawania, choćby w pracy ale..nie umiem. I może nawet na lepsze mi to wychodzi:)
OdpowiedzUsuńTak myślę nad sobą i ... nigdy nie miałam tak bym próbowała upodobnić się do grupy rówieśników. Jednak, nawet wtedy gdy nienawidziłam siebie za swój wygląd i swojego życia to byłam w tym szczera. Nie istnieje u mnie takie słowo jak upodabnianie się, za to jest dużo inspiracji. Ale nigdy nie jedną osobą i bardzo rzadko jest to ktokolwiek z mojego otoczenia.
OdpowiedzUsuńTeż czasami zaciskam zęby, zwłaszcza przy mojej mamie - bo ona jako przykładna komunistyczna żona całe swoje jestestwo opiera na tym co ludzie powiedzą. Dlatego rozmawiamy głównie o jedzeniu i gotowaniu by już się nie kłócić ...
Ja zawsze starałam się przypodobać rówieśnikom, ale nie wiedziałam jak. W gimnazjum stwierdziłam, że ciul z tym, nie lubią mnie, ja ich też nie, więc niepotrzebne mi takie znajomości. Ktoś mi nawet powiedziałam, że mogłabym być trochę "normalniejsza", bo jak się nie wpasowuję w grupę, to ludzie mają więcej powodów, by mnie obgadywać i wyśmiewać za plecami, ale ja stwierdziłam że mam to gdzieś i tyle. Aczkolwiek niestety i tak rzadko zachowuję się tak, jakbym chciała, bo jestem nieśmiała i w ogóle ciężko mi do kogokolwiek zagadać, ale pracuję nad tym, jest coraz lepiej tak czy siak :) Tylko że często nie umiem się otworzyć, a szkoda. No cóż.
OdpowiedzUsuńA co do tego, co wypada, a co nie, to mam takie podejście, że po prostu trzeba znać umiar. Nie można żyć w klatce, ale nie można też robić wszystkim dookoła na złość. Trzeba rozgraniczyć chamstwo i swobodę, bo dużej liczbie ludzi się to miesza :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChyba większość z nas choć raz w życiu próbowało się ukryć za jakąś maską, żeby ktoś nas zaakceptował, żeby się komuś przypodobać itp. Kiedyś bardzo podobał mi się pewien facet. Miał tak wielkie wymagania co do kobiety z , którą mógłby spędzić życia,że teraz śmieję się w głos gdy o tym myślę (serio). Oczywiście byłam idiotką próbująca być tym ideałem, ale chyba nigdy nie byłabym dość "dobra". I męczyłam się z takim udawaniem kogoś innego. Bycie sobą w tej krainie hejterów jaką teraz mamy, to duża odwaga, ale tylko wtedy czujemy się dobrze sami ze sobą i inni mogą być z nami za to jacy jesteśmy , a nie za to jacy tylko próbujemy być .
OdpowiedzUsuńp.s: Zdjęcie z piwkiem na leżaczku podbiło moje serce <3 I
Ja to znów nie lubiłam przebywać w zbyt dużych grupach, wolałam raczej skromne towarzystwo 2, 3 osób, więc mało miałam okazji do próbowania takiego wybicia się, błyśnięcia w grupie dla akceptacji czy coś :D aleee za to nigdy nie miałam problemu z rozmową na różne tematy. Czy to seks, czy aborcja, czy też zarobki (bo to też jakiś trudny temat dla wielu). Być może wynika to z tego, że moja mama również jest bardzo otwartą osobą i zawsze szczerze ze mną rozmawiała o wszystkim i z innymi w towarzystwie. No.. i nie wyobrażam sobie, bym w towarzystwie np. mojego chłopaka, rodziny czy najbliższych przyjaciół musiała udawać, nie być sobą...
OdpowiedzUsuńJa w ogóle dawno wywaliłam ludzi, którzy komplikują życie i przy których mi coś nie gra. ☺😊 a z tym kiblem i nr 2 mnie rozwalilas. Haha☺😊
OdpowiedzUsuńA mnie najbardziej zainteresował ten biały VW. Nawet nie wiedziałem, że taki istnieje. Pokazy mody właściwie mają wszędzie ten sam scenariusz. Uroda modelek? Czasami za bardzo przypominają wieszaki lub gumowe lalki. Ale takie są wymogi. I żeby to napisać dobrze jest się przekonać NAOCZNIE. Co uczyniłem. I napisałem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam PĘDZĄCĄ SABINĘ
Vojtek trochę w zwolnionym tempie.
A mnie najbardziej zainteresował ten biały VW. Nawet nie wiedziałem, że taki istnieje. Pokazy mody właściwie mają wszędzie ten sam scenariusz. Uroda modelek? Czasami za bardzo przypominają wieszaki lub gumowe lalki. Ale takie są wymogi. I żeby to napisać dobrze jest się przekonać NAOCZNIE. Co uczyniłem. I napisałem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam PĘDZĄCĄ SABINĘ
Vojtek trochę w zwolnionym tempie.
Najważniejsze to mieć wyje**ne. Co ktoś o mnie myśli, co powie o moim zachowaniu. Od pewnego czasu wiem że lepiej też nie interesować się tym co robią inni.. wtedy człowiek jest wolny ;)
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że bycie sobą to jedna z najwaznieszych części w moim życiu. nie ma parcia na szkło, są owłosione nogi i bieganie w (bez) bieliźnie po mieszkaniu przy chłopaku, chrumkanie podczas śmieszków chiszków z koleżankami... to jest dobre!
OdpowiedzUsuńhmmm czasem aż na siłę próbuję wzbudzić w kimś akceptację, ale z czasem stwierdzam, że po co mi to. Albo kupujesz mnie taką jaką jestem albo nie. Oba rozwiązania są ok.
OdpowiedzUsuńOd razu nasunęła mi się sytuacja w mojej rodzinie - przyjeżdża do nas wujek, którego nikt nie lubi, bo jest arogancki, zakochany w sobie i po prostu pusty. Ale cholercia nikt mu wprost nie powie, że nie ma przyjeżdżać, bo go tu nie chcemy, tylko wszyscy szczerzą ząbki i gryzą się w język. Ale słowo daję - kiedyś nie wytrzymam tego teatrzyku. :P
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że jako dzieciak sam chciałem być w grupie tych "lepszych" niestety jak łatwo się domyślić, nic z tego nie wyszło. Niektórzy po prostu rodzą się do tego by pociągać za sobą tłumy szarych ludzi, którzy będą ich podziwiać. Co do reszty... tych, których często się śmieją etc... oni w dużej mierze odniosą większy sukces w życiu ;) Przynajmniej według mnie.
OdpowiedzUsuńja swobodnie czuję się tylko jak jestem sam, nie jestem prawdziwym sobą nawet przy głupiej rozmowie na fb
OdpowiedzUsuńJestem beznadziejną aktorką, nie umiem udawać... i zawsze jestem sobą ;D
OdpowiedzUsuńwole być sobą, niż udawać kogoś kim nie jestem, komuś to może się nie podobać ale to już nie mój problem ;)
OdpowiedzUsuńHaha, jakbym widziała siebie <3
OdpowiedzUsuńHej! Mimo wszystko nie potrafię sobie wyobrazić dnia bez blogowania, więc zapowiadam po raz kolejny wielki come back xD cieszę się, że jesteś :*
Aaaaa... nie dodał mi się koementarz, wrrr. Po krótce, odnośnie tego, co napisałaś mi o "Wróć, jeśli pamiętasz" - książka w 3/4 treści całkiem przygnębiająca, dobra może na czas 'zaraz po rozstaniu'. Pewnie młodszym czytelnikom (nie to co nam, starym koniom ;)) bardziej by się podobała. Do przeczytania w jeden dzień - dłużej nie ma co nad nią kontemplować, takie jest moje odczucie.
OdpowiedzUsuńPS Fil na podstawie pierwszej części był spoko, jakby co!
Ale fajny post! Nie wiem czy bekam przy ludziach, ale to tylko przykład. Doskonale rozumiem o co Ci chodzi. Świetnie żyć wokół ludzi, z którymi czujemy się na luzie.
OdpowiedzUsuńI powiem Ci, że im jestem starsza, tym bardziej mam "wybombane" na tych, którzy mnie sponają
To powiem Ci, że możemy sobie podać ręce.Ja niestety gorszę ludzi swoją bezpośredniością, ponieważ lubię klarowność, podczas gdy wciąż dostaję sygnały, że wiele tematów poruszać nie wypada i najlepiej poruszać się po tych powszechnie akceptowanych i bezpiecznych. Świat daje nam dość smutną informację zwrotną pt. nie bądź sobą.
OdpowiedzUsuńNie wiem, z czego to wynika, ale być może to kwestia dorastania skłania ludzi w wieku, w którym zostaje się rodzicem do tego, aby chronić swoje pociechy, dlatego wpajają im,aby nie mówiły tego czy nie robiły tamtego, bo nie przystoi w towarzystwie zachowywać się tak, bo jest to niemile widziane i możesz się skazać na obelgi od starszych i pouczenia. Zastanawiają mnie ludzie, których gorszą tego typu widoki, zachowania czy poruszane dla nich niewygodne tematy. Z czego wynikają te ograniczenia i ich hermetyczna postawa, jaką reprezentują. Może to strach ich tak ogranicza? Chyba kiedyś poruszałaś podobny temat odnoszący się do tego,że udajemy kogoś innego w danym towarzystwie,że jesteśmy podporządkowani i dostosowujemy się do otoczenia. Patrz, nawet pamiętam jego tytuł - "Kameleon"! #wiernaczytelniczkawróciłazwagarów :D
OdpowiedzUsuńPS. Piwerko w plenerze zawsze spoko! Sexy foczka :*
Usuńja na szczęście mam takich przyjaciół z którymi moge porozmawiać o wszytskim włąćznie o dwójakach hahaha
OdpowiedzUsuńw sumie chodzenia po otoczeniu zawsze mi brakowało w sims 2, ale na szczęście w 3 gralam może dwa razy i nie zdążyłam znienawidzić za to 2 :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje podejście ! :)
OdpowiedzUsuńja mam przyjaciół przy których jestem sobą, czasami są aż za bardzo szczerzy i za to ich cenię :)
Pozdrawiam i życzę wspaniałego weekendu :)
Anru,
ło ja ale fajny hamak!
OdpowiedzUsuńcreativamente.
creativamente-o-sztuce.blogspot.com
Hmm ja jestem sobą (a przynajmniej mam taką nadzieję :D). Przy rodzinie i przyjaciołach czuję się całkiem swobodnie. Niestety jestem bardzo wstydliwą i niepewną siebie osobą, więc wśród ludzi się... wstydzę :D Tak, wydaje mi się, że gdy jestem wśród ludzi, których nie znam (Np. w takim metrze) to już nie jestem aż tak bardzo sobą, nie czuję się do końca swobodnie.
OdpowiedzUsuńA co do Twojego komentarza u mnie: cieszę się, że podoba Ci się moje podejście! Ja dokładniej to mieszkam w Atenach, czyli w samym upalnym centrum :D Ostatnio ta pogoda się u nas trochę wahała i wcale to taka grecka nie była, ale w tym tygodniu podskoczyła i głupotą jest wychodzić z domu w południe xDDD
Oooo jak jest w Paryżu? Zawsze chciałam zwiedzić Francję i w ogóle, spróbować jedzenia, zobaczyć wieżę Eiffla i zobaczyć, czy te dwa kraje różnią się tak bardzo od siebie (no i jeszcze Włochy chciałabym zwiedzić. Najbardziej mnie ciągnie do jedzenia, olać zabytki xD)
Mi bardzo szkoda ludzi, którzy przez całe swoje życie zachowują się w sposób, jaki by nie chcieli. Bo 'co ludzie powiedzą'. Ślub wezmą, bo beż slubu be i będą gadali sąsiedzi. Dziewczyna nie ubierze krótkiej sukienki, bo to jak kobieta pewnego zawodu, a gdy ubierze sukienkę do ziemi, to jak zakonnica. Ludziom nie sposób dogodzić, dlatego warto zachowywać się tak, jak chcemy, nie zmuszając się do pewnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak w podstawówce starałam się przypodobać tym fajnym. Na szczęście potem mi przeszło... i doszłam do wniosku, że to ja jestem ta fajna. :D
OdpowiedzUsuńKażdy chyba liczy się z opinią innych, ich zdaniem, oceną, Chcąc wypaść jak najlepiej w ich oczach często gramy role, udajemy próbując na siłe sprostać ich oczekiwaniom co do naszej osoby. Wtapiamy się w tłum , ludzi o identycznych bezbarwnych osobowościach święcie przekonanych o swej unikatowości Gubimy siebie, gdzieś po drodze wiążąc vansy i poprawiając nowiuśkie raybany. Potrzeba nie lada odwagi by być sobą,
OdpowiedzUsuńMoże wynika to z faktu, iż jestem starsza od mamuta, ale po dokładnym przypatrzeniu się mojemu ciężkiemu charakterowi, stwierdzić muszę, iż rzadko - częściej nie pamiętam -starałam się przypodobać towarzystwu.Częstotliwość stawiania na moją osobę stawała się przyczyną problemów, ale mimo wszystko uważam, że należy mieć własne zdanie i nie naginać się do tłumu...
OdpowiedzUsuńhttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/Pozdrawiam
Uważam, że warto być sobą. Tak jak napisałaś, niektórzy uważają jedne zachowania za niedopuszczalne, a sami nie znają umiaru, nie mają szacunku...
OdpowiedzUsuńJa się przyznaję bez bicia, że do liceum próbowałam mieć wśród znajomych tych fajnych, udawałam kogoś kim nie jestem obserwując zachowanie tych lubianych dziewczyn, próbowałam dobrze się bawić na imprezach, próbowałam zrozumieć fenomen alkoholu itd. Ale zawsze byłam inna, jako jedyna z mojej klasy w gimnazjum poszłam do liceum do Krakowa, a nie po sąsiedzku budynek obok. Jako jedyna z klasy licealnej poszłam na studia poza Kraków i nie na kierunek inżynierski, związany z matematyką, a na projektowanie graficzne. W liceum zrozumiałam, że nie ma sensu na siłę udawać kogoś innego. Trzeba być sobą, nawet za cenę niewielkiej popularności. W zasadzie zrozumiałam, że wolę mieć jedną bądź dwie mordki obok siebie, z którymi dzielę zainteresowania niż stado baranów, którzy wydają mi się płytcy bardzo.
OdpowiedzUsuńI jest mi z tym kapitalnie! Gram w gry, planszowe, RPGi, jeżdżę po całej Polsce na konwenty, piszę bloga, rysuję, projektuję. A do tego jestem bardzo bezpośrednia, do czego moi znajomi się przyzwyczaili, rzucam czasem zboczonymi wstawkami, jestem złośliwa, ale tak pozytywnie, żeby się z tego pośmiać niż żeby komuś dopiec, czytam mnóstwo książek, nie lubię kupować ciuchów, wole książki. Kurczaki, nie ma co zabijać siebie, bo na świecie jest mało takich oryginałów!