Jestem w Paryżu już od ponad roku. Nie zmienia to faktu, że mam "polskie" przyzwyczajenia, od których nie mogę się odciąć. Muszę, po prostu muszę czasem zachowywać się "po polsku", albo chociaż mieć takie myśli. Mój organizm nie chce się przestawić na jakieś zachodnioeuropejskie myślenie, jakkolwiek prozaicznie by to nie zabrzmiało.
Podstawowa kwestia: godziny posiłków. Nie wiem jeszcze, o której godzinie ten post pojawi się na blogu, bo zawsze piszę je wcześniej, a potem publikuję automatycznie, ale w każdym razie jest teraz godzina 15.54 a ja umieram z głodu. Pora na obiad! 16/17 to dla mnie oczywista pora na jedzenie. Moi domownicy na szczęście się zgadzają, więc na obiadek zawsze mogę liczyć po południu - tak, jak wtedy, gdy mieszkałam w Polsce. Jesz wczesne śniadania, w szkole przegryzasz kanapkę i dopełniasz jakimś zapychaczem, wracasz po 15 do domu i jesz obiad. Normalka. Tutaj jest to nie do pomyślenia. Jesz śniadanie (ach, ten rogalik, kawa i sok pomarańczowy), ok 12 udajesz się na lunch (wszędzie, w każdej szkole i biurze jest godzinna przerwa ok. 12, żeby porządnie zjeść), pracujesz do wieczora i jesz "obiadokolację" (haha, uważam to słowo za wyjątkowo obleśne, ale nie mogę znaleźć lepszego polskiego odpowiednika) ok. 19. 16 to nie jest pora na jedzenie. Do tego stopnia, że od ok. 13.30 do 18 wszystkie restauracje i bary są zamknięte. Gdy zagubiony Polak idzie we Francji (lub w dowolnym innym kraju południowej/zachodniej Europy) do knajpy ok. godziny 17 i próbuje zamówić jedzenie, zostaje obrzucony pogardliwym spojrzeniem. W takich godzinach można zamówić jedynie kawę lub piwo, na jedzenie trzeba czekać do wieczora. Jesteś z Polski i głodujesz? Won do Maca albo do Turasa na kebsa!
Straszne, nie? Co jeszcze gorsze, w niedziele od 13 wszystkie sklepy są zamknięte. Budy z kebabem też. Nie pójdziesz na shopping, to jasne, ale jedzenia też nie kupisz... Francuzi się szanują i robią sobie wolne w niedziele. Wszyscy Francuzi. Supermarkety mają zgaszone światła i spuszczone kraty. Na szczęście zawsze znajdzie się jakiś Good Guy Pakistańczyk, który chętnie ugości się w swoim obskórnym sklepiku i sprzeda jakieś okropne produkty po zawyżonych cenach. Ja oczywiście NIGDY nie pamiętam, że jest niedziela i z uśmiechem na ustach lecę do marketu (tu na szczęście jest ich mnóstwo, są pod nosem w każdej dzielnicy miasta) i całuję klamkę. Zawsze.
Francuzik z wąsami, bluzką w paseczki, dwiema bagietkami, butelką wina, kieliszkami i korkociągiem, siedzący na kocyku pod wieżą Eiffela ze swoim wyrafinowanym towarzystwem i urządzający jakiś hipsterski piknik? Ja jednak poczekam, aż moi przyjaciele z WWA odwiedzą mnie tu ponownie i będziemy mogli pójść w rozciągniętych spodniach nad rzekę z butelką jakiegoś krajowego specjału (oczywiście nikt nie pomyśli o szklankach) i pogadać na chillu, bez potrzeby robienia dobrego wrażenia na kimkolwiek. Atmosfera panująca w Paryżu bardzo mi odpowiada, lubię ten subtelny klimacik... Nie jestem jednak w stanie w pełni się na niego przestawić. Czasem mam potrzebę zasiąść z piwem samotnie w domu i puścić Letni Chamski Podryw. Taka terapia szokowa. Oczyszczająca. Szybko jednak ten nastrój mi mija (na szczęście) i jestem w stanie dalej cieszyć się tą otaczającą mnie francuską burżuazją...
Powiew polskości odczułam podczas Euro 2012. Na placu Trocadero był olbrzymi telebim, na którym transmitowana była większość meczów. Wybrałam się na mecze Polaków z Grekami i Rosjanami. Frekwencja rodaków mnie zszokowała - tłum był biało-czerwony, ciężko było się doszukać choć jednego Francuza, że o Grekach nie wspomnę. Była garstka Rosjan, jednak nasz tłum ich wchłonął. Francuska organizacja powaliła, nie było możliwości ani wniesienia, ani kupienia alkoholu na miejscu. Rodaków oczywiście to rozjuszyło. Nie mam pojęcia jak, ale kilkorgu udało się przemycić browary. Kontrola była dokładniejsza niż na lotnisku. Prawdopodobnie mieli ziomali, którzy przerzucili im piwo nad ogrodzeniem z tyłu "trybuny"... Cóż za sposoby. Polak potrafi. Nie obeszło się oczywiście bez nieprzyjemnych akcji, trzech umięśnionych, półnagich, agresywnych rodaków kontra ośmiu wielkich i groźnych, ale wyraźnie spłoszonych czarnoskórych policjantów. Jeden z "naszych" miał nawet pelerynę z flagi polskiej... Poszło pewnie o ich stan - nie da się ukryć, widać było, że nie poprzestali na jednym piwku przed meczem. Ostrzeżenia Francuzów, oczywiście błędnie interpretowane jako groźby szybko wywołały atak Polaków. Wyniesienie ich poza teren zajęło dużo dłużej, niż mogłam się spodziewać - biedna francuska policja, nie przyzwyczajona do takich zdarzeń. Mówię Wam, czułam się jak w domu...
Na dodatek prawie zawsze umiem rozpoznać Polaka w Paryżu. Oni mają coś w sobie. Zazwyczaj siedzą pod murkiem z jakąś podejrzaną flaszką i obserwują przechodniów spojrzeniem zbitego psa. Naprawdę, smutno mi i nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Pewnie ja też kiedyś tak skończę.
Ach.
Fajnie masz, że mieszkasz we Francji :D Zazdroszczę Ci ;dd
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że we Włoszech jest bardzo podobnie. Z restauracjami panują te same zasady co czasem bywa irytujące. Polaka za granicą poznać łatwo wszędzie. Polaczek wie jak pokazać swoje "JA" :)
OdpowiedzUsuń"poznasz Polaka na końcu świata, bo typowy Polak wygląda typowo"!
UsuńAle to koszmar, że oni jedzą tak późno, jak nie zdrowo! Ale nie widać u nich tego, tak mi się wydaje, że mają niezłe figury;)
OdpowiedzUsuńI proszę taka Francja, a w niedzielę WOLNE, a u nas? Wręcz przeciwnie. Polakom trochę zmian od Francuzów jednak by się przydało;)
a właśnie, Francuzki nie tyją! to jest dobra opcja. godziny posiłków nie są najwidoczniej wcale takie ważne.
UsuńJa bym z głodu padła.
OdpowiedzUsuń:D ja czasem jestem tego bliska.
Usuńno ja nie znoszę np. niemieckiej niedzieli ;/ wszystko zamknięte, absolutnie wszystko. Nie wiedziałam ,że mieszkasz we Francji, kiedy wyjechałaś? i co tam robisz? :) o ile mogę wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńrok temu, trochę przypadkiem się tu znalazłam :) ale na pewno nie żałuję.
Usuńmiałam kiedyś na lekcji o kulturze kulinarnej Francji ale żeby aż tak to nie powiedziałabym ; o. ciekawe bardzo co piszesz ;*
OdpowiedzUsuńdziękuję :) tak właśnie tu jest i to jest dla nich wszystkich normalne...
UsuńNajbardziej mi się podoba, że niedziela, jest dniem, kiedy faktycznie wszystko jest zamknięte. Przynajmniej wiedzą kiedy się tydzień kończy, a nie tak jak by... zero wyznaczników...
OdpowiedzUsuńmając bardzo luźne godziny pracy nie odróżniam dni tygodnia, więc nie lubię się "nadziać" na niedzielę od czasu do czasu :D
Usuńcoś w tym jest ;)
Usuńco kraj to obyczaj ;)
OdpowiedzUsuńAll Time Low i You Me At Six z reguły robią fajne covery, a ten All Time Low wyszedł genialnie :) Muszę właśnie jakoś się od niej oderwać, może wrócę do przygód Merlina albo z siostrą się przejdę ;)
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała mieszkać we Francji :) Mogę wpaść? ;P
OdpowiedzUsuńjasne, zapraszam ;) są tanie loty.
UsuńBez sens jakiś !
OdpowiedzUsuńJak to zamknięte sklepy i bary? Ja zjadam śniadanie ok. godziny 11:00 a o 14:00 umieram z głodu więc obiad jadam między tą godziną a max 16:00 a ostatni posiłek wieczorem 18-19. Nie wyobrażam sobie nie zjeść obiadu przed godziną 16:00 :/
a po za tym każdy je wtedy kiedy jest głodny. Dziwny zwyczaj tam mają. Co robisz jak sklepy zamknięte a lodówka pusta? bardzo mnie to ciekawi :P
P.S. okulary mam z glitter'a
właśnie nie wiem, oni ogarniają i robią zawczasu jakieś zapasy.
Usuńej, zawsze będziesz mi teraz mówić ,,słit blogerko''?! :D okej zostawię Ci za to komciashQa <3
OdpowiedzUsuńwymianka! <3
Usuńco do tych posiłków to mam tak samo kiedy jestem w Niemczech. oni tam jedzą śniadanie w porze WCZESNEGO obiadu (koło 12), obiad w czasie kolacji, a potem jeszcze dojadają wieczorem... kompletnie nie mój styl :P
OdpowiedzUsuńZaczęłam wstęp czytać tego posta zaraz dokończę. A mam jeszcze pytanie. Gdzie to Twoje zdjęcie profilowe zostało zrobione?:> Masz taką toaletkę w pokoju?:D
OdpowiedzUsuńoj tam od rauz dziwnie, może jednak łądnie byś w nim wyglądała:P A to leciała z Paryża do Polski, czy z Polski do Paryża?:)
MAM SIĘ KURNA OBRAZIĆ?!
OdpowiedzUsuńsweeeet
Usuńłaaa zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńto kiedy zapraszasz mnie do herbatę do Paryża?;D
OdpowiedzUsuńmożesz dziś! ale to nie Anglia, więc bez herbatki.
Usuńhmm. mniejsza konkurencja ;P
OdpowiedzUsuńno, racja. ach, Francja, ten piękny język (uczę się!) <3
OdpowiedzUsuńI miejsce - 200 komci, II miejsce - 100 komci, III miejsce - 50 komci! :D
OdpowiedzUsuńjeeeeeeeeezu, przegięcie, człowiek powinien móc jeść, kiedy chce ; O
OdpowiedzUsuńDziwne, że nawet w tygodniu w określonych godzinach zamknięte są restauracje. Niedziele to jakoś bym wybaczyła :D
OdpowiedzUsuńnie mogłabym mieszkać we Francji ;o
OdpowiedzUsuńuwielbiam jeść wszędzie i zawsze! :)) teraz np. czekam, aż mama zrobi frytki ^^ yummy! <3
wiem, miało tak brzmieć c:
rozumiem, że ci się podoba ten kursor? ;p
ale lubię palić :))
podziel się! :D głoduję, mimo, że nie jest niedziela.
UsuńA dziękuję, cieszę się, że pozytywna energia dotarła :D
OdpowiedzUsuńO kurcze, dobrze, że w Polsce w niedziele sklepy są dłużej otwarte, bo u nas zawsze akurat w niedzielę wszystkiego brakuje :D
ooo, Francja ;D
OdpowiedzUsuń@Możesz jechać z nimi! :D
OdpowiedzUsuńPS. Twój blog zapowiada się bardzo interesująco :)
blog cudo ♥ obserwuję zapraszam do mnie ;*
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie byłam w Paryżu, ale zapewne też bym rozpoznała Polaka ;D
OdpowiedzUsuńNo bo nie ma to jak głodować cały dzień i wpierdalać żarcie wieczorem, toć to podstawa każdej zdrowej diety ;) Hmm, tak sobie myślę, że to może być niezły pomysł na biznes - zrobić konkurencję tym 'Turasom' i ich kebabom i otworzyć własny bar - kiedy wszystko inne jest zamknięte. Nic tylko liczyć pieniążki od zbłąkanych duszyczek, które nie spodziewały się tego, że Francuz nie zawsze ich nakarmi ;)
OdpowiedzUsuńdawaj, otwieramy! jak go nazwiemy? "u Polaka"? :D
UsuńBiedactwo, może Ci przysłać coś do szamy? :) Wiesz, ogóreczka małosolnego (i tak zakwasi się nim dotrze), jakiś samogon prosto z Suwalszczyzny? :D
OdpowiedzUsuńDziwny to kraj, ale nie dla mnie krytykować ich kulturę. Pewnie dla Francuzów u nas też wiele rzeczy by się nie podobało. Moja jedyna przygoda z życiem (bo o wyjazdach nie wspominam) za granicą trwała dwa miesiące, po czym spakowałam manatki i wróciłam na stare śmieci ^^
ale mi smaku narobiłaś :D tu w zasadzie nie ma takich wynalazków jak ogóreczki małosolne... że o samogonie nie wsopmnę. przysyłaj!
Usuńwow, nie wiedziałam o tych posiłkach i zamkniętych supermarketach w niedzielę ;O szkoda tylko, że Polacy zawsze muszą się uchlać i robić awantury w miejscach publicznych... nie mówię, że wszyscy, oczywiście, ale przez takie "kwiatki", jakie Ty opisałaś w notce, później powstają krzywdzące stereotypy o Polakach-pijakach :/
OdpowiedzUsuńnajwidoczniej zasługujemy na taką opinię..
Usuńciekawee ;)
OdpowiedzUsuńHaha, Bin, ty nigdy tak nie skończysz! Bo masz coś do powiedzenia ;3
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam nawet, że we Francji tak dużo Polaków. Myślałam, że mało naszych rodaków stać na mieszkanie tam.
(też uważam, że bym tego nie przeżyła)
Sin.
(www.Sinka-Nah.blogspot.com)
dzięki, ale to się jeszcze okaże :D
Usuńjednym słowem zostały Ci przyzywczajenia z Polski i to chyba dośc normalne, wiesz te nasze polskie "tradycje" i mentalnosc :P
OdpowiedzUsuńchciałam się rozpisać jakoś bardziej, ale reasumując wszystkie moje przemyślenia, których nie umiem posklejać w zdania: nie poradziłabym sobie we Francji.
OdpowiedzUsuńgodziny jedzenia, sklepy pozamykane w niedzielę, sztywni ludzie... to nie dla mnie.
bardzo lubię polskie burdy gdziekolwiek się da :3 feels like home ♥
no właśnie ja też doceniam tą polskość 'zagranico' :D
UsuńA tam, nie przejmuj się, mi brat mówi że skończę jak menel w rowie.. xd
OdpowiedzUsuńJa przez ten ich język mam do nich wstręt, jak ja nie lubię się go uczyć ;/
nooo, moja siostra rysuje portrety "Żuliny", czyli mnie. a za językiem też nie przepadam ;)
Usuńto ja chyba też się wproszę, zawsze chciałam odwiedzić Francję :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się, bo nie warto :)
OdpowiedzUsuńhttp://natolatekswiat.blogspot.com/
Piszesz tak ciekawie, że bardzo mnie to wciągnęło. :D
OdpowiedzUsuńParyż, chciałabym kiedyś odwiedzić to miasto. Polaka poznać to bardzo łatwe, wystarczy zobaczyć czy nie ma sandał i białych skarpetek. xd
hah, dzieki ;D
OdpowiedzUsuńdlatego sobie odpuściłam historię i chyba dobrze na tym wyszłam :P
OdpowiedzUsuńFrancuzi uważają to za normalkę :) Ja tam Ci się nie dziwie, nie wyobrażam sobie jeść tak późno, wrrr ...
OdpowiedzUsuńka by, ta, chyba z głodu umarła gdybym miała przestrzegać tych godzin ;P
OdpowiedzUsuńNie powiem, że nie, bo łza w oku mi się trochę zakręciła. ;) W szczególności przy końcówce.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci żźe mieszkasz w paryzu..
OdpowiedzUsuńwow fajnie ze miezkasz w paryzu!
OdpowiedzUsuńByłam w tym roku na wycieczce w Paryżu :-).
OdpowiedzUsuńTo chyba normalne, że różnimy się od obcokrajowców kulturą i różnymi zachowaniami, ale to według mnie fajnie (no, poza tymi bójkami itp.).
Zawsze jak jestem gdzieś za granicą i słyszę nasz język, to mam ochotę skakać i krzyczeć, że też jestem z Polski :P.
Hej!Święta prawda!Słowiańskiej duszy nie da się wykurzyć kosztem dystyngowanych Francuzów.Nie da lub nie chce.I święta prawda z tym, że w normalnych godzinach tam się nie zje, trzeba jakimś tureckim zapychaczem dobić do wieczora:)Wciąż się z tym spotykam w różnych częściach Europy i dla mnie to horror.Zapraszam do mnie:http://lifegoodmorning.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJa będę tu wpadać, choć za mentalnością i kulturą mieszkańców Paryża nie przepadam.Choć tak sobie myślę,że najtrudniej w tej mieszance etnicznej było mi tam spotkać prawdziwego Francuza.