poniedziałek, 22 października 2012

Polaczkowy lifestyle

Jestem w Paryżu już od ponad roku. Nie zmienia to faktu, że mam "polskie" przyzwyczajenia, od których nie mogę się odciąć. Muszę, po prostu muszę czasem zachowywać się "po polsku", albo chociaż mieć takie myśli. Mój organizm nie chce się przestawić na jakieś zachodnioeuropejskie myślenie, jakkolwiek prozaicznie by to nie zabrzmiało.
Podstawowa kwestia: godziny posiłków. Nie wiem jeszcze, o której godzinie ten post pojawi się na blogu, bo zawsze piszę je wcześniej, a potem publikuję automatycznie, ale w każdym razie jest teraz godzina 15.54 a ja umieram z głodu. Pora na obiad! 16/17 to dla mnie oczywista pora na jedzenie. Moi domownicy na szczęście się zgadzają, więc na obiadek zawsze mogę liczyć po południu - tak, jak wtedy, gdy mieszkałam w Polsce. Jesz wczesne śniadania, w szkole przegryzasz kanapkę i dopełniasz jakimś zapychaczem, wracasz po 15 do domu i jesz obiad. Normalka. Tutaj jest to nie do pomyślenia. Jesz śniadanie (ach, ten rogalik, kawa i sok pomarańczowy), ok 12 udajesz się na lunch (wszędzie, w każdej szkole i biurze jest godzinna przerwa ok. 12, żeby porządnie zjeść), pracujesz do wieczora i jesz "obiadokolację" (haha, uważam to słowo za wyjątkowo obleśne, ale nie mogę znaleźć lepszego polskiego odpowiednika) ok. 19. 16 to nie jest pora na jedzenie. Do tego stopnia, że od ok. 13.30 do 18 wszystkie restauracje i bary są zamknięte. Gdy zagubiony Polak idzie we Francji (lub w dowolnym innym kraju południowej/zachodniej Europy) do knajpy ok. godziny 17 i próbuje zamówić jedzenie, zostaje obrzucony pogardliwym spojrzeniem. W takich godzinach można zamówić jedynie kawę lub piwo, na jedzenie trzeba czekać do wieczora. Jesteś z Polski i głodujesz? Won do Maca albo do Turasa na kebsa!
Straszne, nie? Co jeszcze gorsze, w niedziele od 13 wszystkie sklepy są zamknięte. Budy z kebabem też. Nie pójdziesz na shopping, to jasne, ale jedzenia też nie kupisz... Francuzi się szanują i robią sobie wolne w niedziele. Wszyscy Francuzi. Supermarkety mają zgaszone światła i spuszczone kraty. Na szczęście zawsze znajdzie się jakiś Good Guy Pakistańczyk, który chętnie ugości się w swoim obskórnym sklepiku i sprzeda jakieś okropne produkty po zawyżonych cenach. Ja oczywiście NIGDY nie pamiętam, że jest niedziela i z uśmiechem na ustach lecę do marketu (tu na szczęście jest ich mnóstwo, są pod nosem w każdej dzielnicy miasta) i całuję klamkę. Zawsze.
Francuzik z wąsami, bluzką w paseczki, dwiema bagietkami, butelką wina, kieliszkami i korkociągiem, siedzący na kocyku pod wieżą Eiffela ze swoim wyrafinowanym towarzystwem i urządzający jakiś hipsterski piknik? Ja jednak poczekam, aż moi przyjaciele z WWA odwiedzą mnie tu ponownie i będziemy mogli pójść w rozciągniętych spodniach nad rzekę z butelką jakiegoś krajowego specjału (oczywiście nikt nie pomyśli o szklankach) i pogadać na chillu, bez potrzeby robienia dobrego wrażenia na kimkolwiek. Atmosfera panująca w Paryżu bardzo mi odpowiada, lubię ten subtelny klimacik... Nie jestem jednak w stanie w pełni się na niego przestawić. Czasem mam potrzebę zasiąść z piwem samotnie w domu i puścić Letni Chamski Podryw. Taka terapia szokowa. Oczyszczająca. Szybko jednak ten nastrój mi mija (na szczęście) i jestem w stanie dalej cieszyć się tą otaczającą mnie francuską burżuazją... 
Powiew polskości odczułam podczas Euro 2012. Na placu Trocadero był olbrzymi telebim, na którym transmitowana była większość meczów. Wybrałam się na mecze Polaków z Grekami i Rosjanami. Frekwencja rodaków mnie zszokowała - tłum był biało-czerwony, ciężko było się doszukać choć jednego Francuza, że o Grekach nie wspomnę. Była garstka Rosjan, jednak nasz tłum ich wchłonął. Francuska organizacja powaliła, nie było możliwości ani wniesienia, ani kupienia alkoholu na miejscu. Rodaków oczywiście to rozjuszyło. Nie mam pojęcia jak, ale kilkorgu udało się przemycić browary. Kontrola była dokładniejsza niż na lotnisku. Prawdopodobnie mieli ziomali, którzy przerzucili im piwo nad ogrodzeniem z tyłu "trybuny"... Cóż za sposoby. Polak potrafi. Nie obeszło się oczywiście bez nieprzyjemnych akcji, trzech umięśnionych, półnagich, agresywnych rodaków kontra ośmiu wielkich i groźnych, ale wyraźnie spłoszonych czarnoskórych policjantów. Jeden z "naszych" miał nawet pelerynę z flagi polskiej... Poszło pewnie o ich stan - nie da się ukryć, widać było, że nie poprzestali na jednym piwku przed meczem. Ostrzeżenia Francuzów, oczywiście błędnie interpretowane jako groźby szybko wywołały atak Polaków. Wyniesienie ich poza teren zajęło dużo dłużej, niż mogłam się spodziewać - biedna francuska policja, nie przyzwyczajona do takich zdarzeń. Mówię Wam, czułam się jak w domu...
Na dodatek prawie zawsze umiem rozpoznać Polaka w Paryżu. Oni mają coś w sobie. Zazwyczaj siedzą pod murkiem z jakąś podejrzaną flaszką i obserwują przechodniów spojrzeniem zbitego psa. Naprawdę, smutno mi i nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Pewnie ja też kiedyś tak skończę.
Ach.

67 komentarzy:

  1. Fajnie masz, że mieszkasz we Francji :D Zazdroszczę Ci ;dd

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że we Włoszech jest bardzo podobnie. Z restauracjami panują te same zasady co czasem bywa irytujące. Polaka za granicą poznać łatwo wszędzie. Polaczek wie jak pokazać swoje "JA" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "poznasz Polaka na końcu świata, bo typowy Polak wygląda typowo"!

      Usuń
  3. Ale to koszmar, że oni jedzą tak późno, jak nie zdrowo! Ale nie widać u nich tego, tak mi się wydaje, że mają niezłe figury;)
    I proszę taka Francja, a w niedzielę WOLNE, a u nas? Wręcz przeciwnie. Polakom trochę zmian od Francuzów jednak by się przydało;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a właśnie, Francuzki nie tyją! to jest dobra opcja. godziny posiłków nie są najwidoczniej wcale takie ważne.

      Usuń
  4. no ja nie znoszę np. niemieckiej niedzieli ;/ wszystko zamknięte, absolutnie wszystko. Nie wiedziałam ,że mieszkasz we Francji, kiedy wyjechałaś? i co tam robisz? :) o ile mogę wiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rok temu, trochę przypadkiem się tu znalazłam :) ale na pewno nie żałuję.

      Usuń
  5. miałam kiedyś na lekcji o kulturze kulinarnej Francji ale żeby aż tak to nie powiedziałabym ; o. ciekawe bardzo co piszesz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) tak właśnie tu jest i to jest dla nich wszystkich normalne...

      Usuń
  6. Najbardziej mi się podoba, że niedziela, jest dniem, kiedy faktycznie wszystko jest zamknięte. Przynajmniej wiedzą kiedy się tydzień kończy, a nie tak jak by... zero wyznaczników...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mając bardzo luźne godziny pracy nie odróżniam dni tygodnia, więc nie lubię się "nadziać" na niedzielę od czasu do czasu :D

      Usuń
    2. coś w tym jest ;)

      Usuń
  7. All Time Low i You Me At Six z reguły robią fajne covery, a ten All Time Low wyszedł genialnie :) Muszę właśnie jakoś się od niej oderwać, może wrócę do przygód Merlina albo z siostrą się przejdę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Też bym chciała mieszkać we Francji :) Mogę wpaść? ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Bez sens jakiś !
    Jak to zamknięte sklepy i bary? Ja zjadam śniadanie ok. godziny 11:00 a o 14:00 umieram z głodu więc obiad jadam między tą godziną a max 16:00 a ostatni posiłek wieczorem 18-19. Nie wyobrażam sobie nie zjeść obiadu przed godziną 16:00 :/
    a po za tym każdy je wtedy kiedy jest głodny. Dziwny zwyczaj tam mają. Co robisz jak sklepy zamknięte a lodówka pusta? bardzo mnie to ciekawi :P

    P.S. okulary mam z glitter'a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie nie wiem, oni ogarniają i robią zawczasu jakieś zapasy.

      Usuń
  10. ej, zawsze będziesz mi teraz mówić ,,słit blogerko''?! :D okej zostawię Ci za to komciashQa <3

    OdpowiedzUsuń
  11. co do tych posiłków to mam tak samo kiedy jestem w Niemczech. oni tam jedzą śniadanie w porze WCZESNEGO obiadu (koło 12), obiad w czasie kolacji, a potem jeszcze dojadają wieczorem... kompletnie nie mój styl :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaczęłam wstęp czytać tego posta zaraz dokończę. A mam jeszcze pytanie. Gdzie to Twoje zdjęcie profilowe zostało zrobione?:> Masz taką toaletkę w pokoju?:D
    oj tam od rauz dziwnie, może jednak łądnie byś w nim wyglądała:P A to leciała z Paryża do Polski, czy z Polski do Paryża?:)

    OdpowiedzUsuń
  13. to kiedy zapraszasz mnie do herbatę do Paryża?;D

    OdpowiedzUsuń
  14. no, racja. ach, Francja, ten piękny język (uczę się!) <3

    OdpowiedzUsuń
  15. I miejsce - 200 komci, II miejsce - 100 komci, III miejsce - 50 komci! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. jeeeeeeeeezu, przegięcie, człowiek powinien móc jeść, kiedy chce ; O

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziwne, że nawet w tygodniu w określonych godzinach zamknięte są restauracje. Niedziele to jakoś bym wybaczyła :D

    OdpowiedzUsuń
  18. nie mogłabym mieszkać we Francji ;o
    uwielbiam jeść wszędzie i zawsze! :)) teraz np. czekam, aż mama zrobi frytki ^^ yummy! <3
    wiem, miało tak brzmieć c:
    rozumiem, że ci się podoba ten kursor? ;p
    ale lubię palić :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podziel się! :D głoduję, mimo, że nie jest niedziela.

      Usuń
  19. A dziękuję, cieszę się, że pozytywna energia dotarła :D
    O kurcze, dobrze, że w Polsce w niedziele sklepy są dłużej otwarte, bo u nas zawsze akurat w niedzielę wszystkiego brakuje :D

    OdpowiedzUsuń
  20. @Możesz jechać z nimi! :D

    PS. Twój blog zapowiada się bardzo interesująco :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja nigdy nie byłam w Paryżu, ale zapewne też bym rozpoznała Polaka ;D

    OdpowiedzUsuń
  22. No bo nie ma to jak głodować cały dzień i wpierdalać żarcie wieczorem, toć to podstawa każdej zdrowej diety ;) Hmm, tak sobie myślę, że to może być niezły pomysł na biznes - zrobić konkurencję tym 'Turasom' i ich kebabom i otworzyć własny bar - kiedy wszystko inne jest zamknięte. Nic tylko liczyć pieniążki od zbłąkanych duszyczek, które nie spodziewały się tego, że Francuz nie zawsze ich nakarmi ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Biedactwo, może Ci przysłać coś do szamy? :) Wiesz, ogóreczka małosolnego (i tak zakwasi się nim dotrze), jakiś samogon prosto z Suwalszczyzny? :D
    Dziwny to kraj, ale nie dla mnie krytykować ich kulturę. Pewnie dla Francuzów u nas też wiele rzeczy by się nie podobało. Moja jedyna przygoda z życiem (bo o wyjazdach nie wspominam) za granicą trwała dwa miesiące, po czym spakowałam manatki i wróciłam na stare śmieci ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale mi smaku narobiłaś :D tu w zasadzie nie ma takich wynalazków jak ogóreczki małosolne... że o samogonie nie wsopmnę. przysyłaj!

      Usuń
  24. wow, nie wiedziałam o tych posiłkach i zamkniętych supermarketach w niedzielę ;O szkoda tylko, że Polacy zawsze muszą się uchlać i robić awantury w miejscach publicznych... nie mówię, że wszyscy, oczywiście, ale przez takie "kwiatki", jakie Ty opisałaś w notce, później powstają krzywdzące stereotypy o Polakach-pijakach :/

    OdpowiedzUsuń
  25. Haha, Bin, ty nigdy tak nie skończysz! Bo masz coś do powiedzenia ;3
    Nie wiedziałam nawet, że we Francji tak dużo Polaków. Myślałam, że mało naszych rodaków stać na mieszkanie tam.

    (też uważam, że bym tego nie przeżyła)
    Sin.
    (www.Sinka-Nah.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  26. jednym słowem zostały Ci przyzywczajenia z Polski i to chyba dośc normalne, wiesz te nasze polskie "tradycje" i mentalnosc :P

    OdpowiedzUsuń
  27. chciałam się rozpisać jakoś bardziej, ale reasumując wszystkie moje przemyślenia, których nie umiem posklejać w zdania: nie poradziłabym sobie we Francji.
    godziny jedzenia, sklepy pozamykane w niedzielę, sztywni ludzie... to nie dla mnie.
    bardzo lubię polskie burdy gdziekolwiek się da :3 feels like home ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie ja też doceniam tą polskość 'zagranico' :D

      Usuń
  28. A tam, nie przejmuj się, mi brat mówi że skończę jak menel w rowie.. xd
    Ja przez ten ich język mam do nich wstręt, jak ja nie lubię się go uczyć ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nooo, moja siostra rysuje portrety "Żuliny", czyli mnie. a za językiem też nie przepadam ;)

      Usuń
  29. to ja chyba też się wproszę, zawsze chciałam odwiedzić Francję :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie przejmuj się, bo nie warto :)
    http://natolatekswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  31. Piszesz tak ciekawie, że bardzo mnie to wciągnęło. :D
    Paryż, chciałabym kiedyś odwiedzić to miasto. Polaka poznać to bardzo łatwe, wystarczy zobaczyć czy nie ma sandał i białych skarpetek. xd

    OdpowiedzUsuń
  32. dlatego sobie odpuściłam historię i chyba dobrze na tym wyszłam :P

    OdpowiedzUsuń
  33. Francuzi uważają to za normalkę :) Ja tam Ci się nie dziwie, nie wyobrażam sobie jeść tak późno, wrrr ...

    OdpowiedzUsuń
  34. ka by, ta, chyba z głodu umarła gdybym miała przestrzegać tych godzin ;P

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie powiem, że nie, bo łza w oku mi się trochę zakręciła. ;) W szczególności przy końcówce.

    OdpowiedzUsuń
  36. Zazdroszczę Ci żźe mieszkasz w paryzu..

    OdpowiedzUsuń
  37. Byłam w tym roku na wycieczce w Paryżu :-).
    To chyba normalne, że różnimy się od obcokrajowców kulturą i różnymi zachowaniami, ale to według mnie fajnie (no, poza tymi bójkami itp.).
    Zawsze jak jestem gdzieś za granicą i słyszę nasz język, to mam ochotę skakać i krzyczeć, że też jestem z Polski :P.

    OdpowiedzUsuń
  38. Hej!Święta prawda!Słowiańskiej duszy nie da się wykurzyć kosztem dystyngowanych Francuzów.Nie da lub nie chce.I święta prawda z tym, że w normalnych godzinach tam się nie zje, trzeba jakimś tureckim zapychaczem dobić do wieczora:)Wciąż się z tym spotykam w różnych częściach Europy i dla mnie to horror.Zapraszam do mnie:http://lifegoodmorning.blogspot.com/
    Ja będę tu wpadać, choć za mentalnością i kulturą mieszkańców Paryża nie przepadam.Choć tak sobie myślę,że najtrudniej w tej mieszance etnicznej było mi tam spotkać prawdziwego Francuza.

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM