niedziela, 15 maja 2016

Malta express - kelnerka w Valletcie

(to się w ogóle tak odmienia?)

Od prawie miesiąca jestem już na Malcie. Czas płynie szybko, a od czasu poprzedniej publikacji dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, przeżyłam kilka maltańskich przygód i powoli zaczęłam przyzwyczajać się do faktu, że codziennie mogę sobie skoczyć na dwie godzinki na plażę, w końcu jest tylko 5 minut od domu. Tym razem chciałam praktycznie podsumować, co się u mnie dzieje. Jak, pod paroma względami, wygląda życie w stolicy Malty.
Zostałam kelnerką. Praca czekała na mnie od zaraz, zaczyna się sezon, jest duże zapotrzebowanie na kelnerów, barmanów, różnych animatorów, recepcjonistów, ochroniarzy, sprzedawców pierdół. Pracuję w restauracji usytuowanej centralnie (choć w mojej skali, po życiu spędzonym w Warszawie i Paryżu w zasadzie wszystko w Valletcie jest usytuowane centralnie, gdyż jest to bardzo niewielkie miasto). Jest popularnym turystycznym miejscem, ma duży ogródek, nie wyróżnia się niczym specjalnym. Jedzenie i ceny są przeciętne, kelnerzy wiecznie nieskładnie biegają, ponieważ w godzinach szczytu, gdy wszystkie stoliki są zajęte, to z trudem nadążamy z obsługą, nawet, gdy jest nas ośmioro. Typowa wakacyjna knajpa. Zarobki w tej branży na Malcie to 5€ za godzinę, czyli dwa razy mniej niż we Francji, za to 1.5-5 razy więcej niż w Polsce. Dochodzą do tego napiwki, które czasem podwajają dzienną stawkę, co przynosi już całkiem przyjemne pieniądze. Wszyscy kelnerzy na koniec zmiany oddają napiwki do kryształowego pucharka, gdzie są dzielone po równo pomiędzy wszystkich, również tych kelnerów, którzy nie zbierają zamówień => nie przyjmują pieniędzy => nie dostają napiwków, a także barmanów. Czy ten komunistyczny system jest dobry? Sami oceńcie. Oprócz tego za każdym razem wychodzę z pracy z jakimś żarełkiem, od wrapa z kurczakiem przez sałatkę, kanapkę, makaron z sosem, aż po pizzę. Przyjemnie wpływa to na redukcję kosztów życia.

Zakupy spożywcze to zagadkowa sprawa, zdarza się kupić masę produktów za grosze, a czasem wydamy parę euro w zasadzie na nic. Trzeba umiejętnie robić zakupy - owoce i warzywa kupować na straganach, pieczywo w małych sklepikach, słodycze (Cadbury!) w sklepie ze słodyczami (), ale po ser, konserwy czy detergenty warto już wybrać się do supermarketu. W Valletcie nie jest to łatwe, gdyż najbliższy duży sklep znajduje się parę kilometrów za miastem, trzeba więc doliczyć 3€ na bilety autobusowe. Dobrze jest więc robić coś, czego ja kompletnie nie ogarniam, czyli przygotować listę zakupów, uwzględnić na niej wszystkie dziedziny życia codziennego, wybrać się do supermarketu raz, a dobrze, a potem mieć spokój przez kilka tygodni i martwić się tylko bieżącymi sprawami, takimi, jak świeży chleb i pomidory. Ceny żywności są wyższe niż w Polsce, niższe, niż we Francji. Logiczne. Przywołam swój ulubiony przykład - Cisk, czyli lokalne piwo dostępne wszędzie, kosztuje ok. 1,50€ za półlitrową puszkę (butelki to niestety rzadkość), a fancy browarki sprowadzane z Belgii lub Niemiec to już wydatek rzędu 3-6€ za sztukę.

Na mieście można zjeść tanio i smacznie. Klasyczny zapychacz, czyli ftira, kosztuje ok. 2,50€. Jest to buła z tuńczykiem/kurczakiem/czymś innym z sałatą, oliwą z oliwek, sosem, oliwkami, fasolą... Są różne wersje, podawane na kilka sposobów. Taka śródziemnomorska, zdrowa wersja kebsa. Kawałek pizzy można dostać nawet za 90 centów, ale nie polecam tego na dłuższą metę, gdyż z jakiegoś powodu każda pizza sprzedawana na kawałki na Malcie (w budach, gdzie na witrynie leżą koło lokalnych przysmaków) jest niesamowicie tłusta, sztywna i podejrzana. Warto za to na przykład kupić pastizzi (za 30-50 centów), czyli małe ciasteczko z nadzieniem z ricotty albo z groszku. Jego większe wersje a także ciasto z mięsem i inne wynalazki kosztują zazwyczaj koło 1,50€, a w upalnym klimacie służą jako posiłek i pozwalają zapomnieć o głodzie na parę godzin. Na zjedzenie pizzy, makaronu lub burgera w restauracji musimy przeznaczyć co najmniej 10-12€, na świeże ryby 20€. W każdym razie każdy dusigrosz da radę najeść się za niewielkie pieniądze.

Następnym razem zdam relację z jednodniowej wycieczki na Gozo, czyli północną wyspę. Na razie wszystkie tematy, które przychodzą mi do głowy związane są z Maltą, ale gdy zaakceptuję to, że naprawdę mogę sobie wieczorkiem wypić browara na murku patrząc na słońce zachodzące nad Morzem Śródziemnym i że nie jestem na wakacjach, tylko tak teraz wygląda moja codzienność, to może coś się zmieni. Chwilowo pozdrawiam słonecznie.

34 komentarze:

  1. Moja koleżanka 2 lata z rzędu pracowała w wakacje na Malcie, ale miała wyższą stawkę niż 5€. Albo przynajmniej tak mówiła :D Ale absolutnie ci się nie dziwię, że teraz masz ochotę pisać tylko o Malcie, więc PISZ.

    OdpowiedzUsuń
  2. powtórzę się... co ja robię z moim życiem. :( trochę zazdrość, ale nie wiem czy odnalazłabym się na takim spontanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, z tą plażą to zazdroszczę, uwielbiam patrzeć na morze (chociaż opalać się - nieeee). Ogólnie tanie żarcie na mieście to jeden z ważniejszych czynników życia, zwłaszcza jeżeli uważa się, ze KFC i MacDonald to szajs, i to jeszcze drogi.

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurcze, to brzmi super :D Szczególnie urzekły mnie opisy jedzenia, odnalazłabym się w tych potrawach, chociaż większości kuchni zagranicznych nie trawię. Słońce by się przydało w tym moim kujawsko-pomorskim, może tak dla odetchnięcia po tych deszczach...
    W pewien sposób się z Tobą solidaryzuję, bo zaczęłam pierwszą w życiu pracę dorywczą i też nie wierzę, że to tak naprawdę, i że naprawdę ktoś da mi kasę, za którą teoretycznie mogę kupić 29 sztuk ulubionego jogurtu... Moja codzienność zaczyna być dla mnie obca xD
    pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej wpisów z Malty :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś na Malcie!!! Ale czad! Ja w zeszłym roku spedziłam tam dwa miesiące!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ci zazdroszczę. Chciałabym żyć w takim miejscu. Może to ze względu na moją słabość do klimatu i widoków śródziemnomorskich. Cudo

    OdpowiedzUsuń
  7. To pisz jak najwiecej o tej Malcie :D Bardzo fajnie sie czyta, ale też wprawiłaś mnie w depresje, bo tam u Ciebie ciagle tak slonecznie, a w Polsce co chwilę pada :( Nie badz skąpa, daj nam trochę tego słońca, haha/Karolina

    OdpowiedzUsuń
  8. Więcej i jeszcze raz więcej - wiesz już pewnie, że podziwiam Cię za takie życie i uwielbiam o nim czytać!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystko brzmi super. 5 minut do plaży to luksus, bo można często na niej bywać. Spodobało mi sie jedzenie i wszystkie opisy z nim związane, aż chciałoby sie czegoś spróbować. Poza tym nie dziwię sie, że jedyną rzeczą, o której masz ochotę pisać jest Malta, więc jeśli chcesz o niej pisać, to pisz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jestem zdania, że szczęście jest wyborem. Czasem trudniej nawet wybrać szczęście od nieszczęścia, trudniej jest wybrać szczęście od jego ułudy - smutku pięknie opakowanego, w którym niby się żyje dobrze, ale jednak... czego brakuje i w końcu pękasz, roztrzaskujesz się na milion kawałków i tylko płaczesz. To wszystko jest wyborem, czasem ciężko to pojąć, ciężko przyjąć że skazujesz siebie na cierpienia, łatwiej myśleć, że coś ci każe w tym tkwić. Ja się tych złudzeń już pozbyłam w znacznej części i czuję się o wiele lepiej, choć bardzo zagubiona jednocześnie.
    A z tym prostakiem trafiłaś w sedno - chyba jednak nie na darmo mówi się, że głupiemu w życiu łatwiej... ;)
    Dziękuję, też sama za siebie trzymam kciuki (za Ciebie Bina chyba nie muszę, trudno znaleźć w blogosferze osobę bardziej optymistyczną od Ciebie, hedonistko Ty! ♥).
    A Twój komentarz wcale nie jest nieskładny i nie ma w nim żadnych bredni.



    Co do Malty - super. Wow, Bina, Ty to chyba już zaraz cały świat zwiedzisz :) Moja przyjaciółka ostatnio była na Malcie, ale jakoś nie wypływają z niej opowieści, więc fajnie przeczytać tak od Ciebie, jak tam jest.
    "słodycze można kupić w sklepie ze słodyczami" - dzięki za info ^^

    Ściskam! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, oni nawet nie wiedzą, ile tracą, więc są w tym swoim życiu szczęśliwi. A to chyba najważniejsze. I ja nie zamierzam się do tego ich życia wtrącać, jeśli oni nie wtrącają się w moje. Ot, po prostu ;)
      Mam świadomość, że te wybory są często trudne, czasem jakoś tak sprzeczne z pierwszym odruchem... i czasem trudno wybrać mądrze, kiedy samemu się nie wie, co jest mądre, co najwłaściwsze... wiesz o co chodzi. Ale no... byle do przodu, będzie dobrze. W sumie to już jest :) (Ale może być lepiej też!)

      _
      Wieeem, po prostu tamto zdanie mnie zauroczyło ♥

      Usuń
  11. Kocham imprezy motorowe. I jak mogę to bywam na nich. Za komuny też bywałem ale oczywiście było ich mniej i z mniejszym rozmachem. Wieś lubię. Ale na stałe to tylko w Warszawie, gdzie się urodziłem.


    Zaciekawił mnie ten post bo od kilku lat pracuje w gastronomii w Warszawie. Jestem od urządzania cateringów. Praca mi się nawet podoba. Spotykam młodych ludzi z różnych stron Polski. Jak są kateringi na 100 i więcej osób to dodatkowo na zlecenie zatrudniamy kelnerów. Firma jest w Śródmieściu Warszawy. Ostatnio obsługiwaliśmy zlot międzynarodowej organizacji studenckiej. 150 osób. bardzo możliwe, ze turystycznie będę na Sardynii. W zeszłym roku byłem w Italii. Wenecja, Asyż, Rzym, Florencja, Watykan.
    Pozdrowienia serdeczne zaś z mojej Warszawy! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja zmieniłem po prostu zajęcie i jestem zadowolony. A zmieniłem z różnych powodów. A pracowałem w branży samochodowej. Subaru, Skoda. W Warszawie najwięcej wolnych miejsc pracy jest w gastronomii. Na różne stanowiska. Polubiłem ta pracę i przy okazji poznaje różnych ludzi bardzo różnych profesji.
    Pozdrawiam
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
  13. Trochę Ci zazdroszczę. Tej pogody, korzystania z życia i tej odwagi związanej z Twoimi wyjazdami. :)
    Ja nie potrafiłabym tak rzucić wszystkiego i jechać. :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Chwilę mnie u Ciebie nie było a Ty na Malcie! :) Zazdroszczę Ci, ale wiem, że ja bym sobie nie poradziła z dala od domu i od wszystkiego. Pomyśl czasem o mnie zbierając napiwki :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Kelnerstwo moja zmora ;c. Też chętnie zmieniłabym miejsce zamieszkania, niestety brak funduszy i zawirowania zdrowotne nie pozwalają na to w tej chwili.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Odniosę się jeszcze do tematu wykształcenia. Ludziom się nigdy nie dogodzi i tyle. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Najbardziej to zazdroszczę tej plaży, ja już się nie mogę doczekać urlopu a jeszcze całe dwa miesiące. MASAKRA! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny post! Nie wiem za wiele na temat Malty a tu tyle ciekawych i konkretnych informacji! Super, że tu trafiłam!
    Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ile ja bym dała, żeby zamiast miliona budek z kebsami w Warszawie, były te śródziemnomorskie, o których piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  20. dzięki za historię maltańską, brzmi fantastycznie ♥ i pisz o tej Malcie, bo na tej polskiej dalekiej północy przyda się trochę śródziemnomorskiego słońca (choć zaraz, czy do nas nie puka już lato.. :D )
    a mnie może i milionów nie zaproponowali, ale na początek wystarczy. więc też zostałam człowiekiem pracy i teraz głównie zastanawiam się, czy to się kiedyś skończy :D

    OdpowiedzUsuń
  21. wow. fajnie sie dowiedziec o tym jak tam sie powodzi na Malcie.
    chcialabym kiedys zwiedzic.
    xoxo
    Patinka
    www.patinkasworld.com

    OdpowiedzUsuń
  22. Można Cię nie odwiedzać na blogu ponad pół roku, ale można być pewną, że jesteś w trasie. Wiedziałam, że przeczytam coś mega. Pięknie realizujesz marzenia.

    OdpowiedzUsuń
  23. jaaaj.. <3 no cudeńko, cóż więcej powiedzieć mogę? :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Instagram specjalnie jest "publiczny". Co jakiś czas będę wstawiać link z nowymi wpisami ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Fajnie ze to tak opisałas. Tu jest podobnie tyle ze najnizsza krajowa to 7,20 £ i jak pracujesz w dobrej restauracji (tak jak moj chłopak) dostajesz drugie tyle z napiwków. Tez maja zapieprz w sezonie i zarełko za free przez co ja zaoszczędzam nie wydając duzo ;) widoki masz super, tez mam do plazy blisko aż 10 minut :P
    Do polski nie myslę wracac !! Jestem sprzątaczką w najdrozszej siłowni w miescie i czuje sie bogata jak nigdy :)))

    OdpowiedzUsuń
  26. Ty to jednak powsinoga jestes ;p musze poczytac twoje starsze posty bo sie pogubiłam. Nie wiedziałam ze te Twoje podróze to tak zaawansowane są. Ciesze sie ze ci dobrze i ze trzepiesz hajs a nie jak głupcy klepiesz biede w pl :) pozdrawiam gorąco z deszczowej w tej chwili anglii xxx

    OdpowiedzUsuń
  27. jestes po prostu niesamowita, trochę nie ogarniałam, a Ty już na malcie mieszkas zi to od miesiąca ;o nadrobiłam pierwszy post bo kurde jestem pod mega ogromnym wrażeniem :D jak ogarnęłaś pracę i mieszkanie ;D?zastanawiam się czy pojechałas ot tak o cyz miałaś coś nagrane ;) czekam nw ięcej postów < 333

    OdpowiedzUsuń
  28. Chyba pojadę do Ciebie w podróż poślubną ;p

    OdpowiedzUsuń
  29. Czytam Twoje posty i zastanawiam się, gdzie popełniłam w życiu błąd? Dlaczego nie leżę na hawajskiej plaży tylko użeram się z idiotami w znienawidzonej pracy? Kurde, daj trochę swojego ogarnięcia, siły, motywacji i odwagi! :D

    OdpowiedzUsuń
  30. Zazdroszczę tej plaży! Ja mam przynajmniej zasikane jezioro pod nosem :-:

    http://mylifeasidzys.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  31. Teraz przeżywam coś podobnego z przestawieniem się na robienie zakupów "po niemiecku" za €... Ale zaczynam ogarniać ;)

    OdpowiedzUsuń

pisz co chcesz, ale ZASTANÓW SIĘ DWA RAZY ZANIM POPROSISZ O OBSERWACJĘ BO PRZYJDĘ I CIĘ ZJEM