Prosta, cudowna filozofia. Stworzona została przez pewnego współczesnego mędrca płci żeńskiej i jest szeroko stosowana. No, przez jakieś 3 osoby.
Czasem niestety ciężko ją wdrożyć, mimo tego, że jest tak uroczo nieskomplikowana. Większość ludzi, w tym oczywiście ja, ma tendencje do poświęcania swojej uwagi męczącym rzeczom. Nie mówię tu nawet o nadmiernym przejmowaniu się i analizowaniu, czyli kobiecej specjalności. Wyrzuciłam to ze swojego harmonogramu dość dawno temu, chociaż to niestety lubi powracać w niestosownych momentach. "Można to, na przykład, olać" pomaga uwolnić umysł od upierdliwości, schiz, smutków, przemyśleń i sytuacji, na które i tak nie mamy wpływu, a one dźgają nas w bok i wywołują grymas na twarzy.
dzieło Hope Gangloff. oto ja. mniej więcej
Filozofia ta ratuje życie i dobry humor. Przypomina licealny klasyk "miej wyjebane, a będzie ci dane". Sprawdzało się to znakomicie (czasami), kiedy totalnie rezygnowałeś z nauki do sprawdzianu na rzecz... nie wiem, pierdzenia w stołek, a potem magicznym trafem dostawałeś tróję z plusem. Krótko mówiąc, kończyłeś lepiej niż randomowi uczniowie, którzy po zarwaniu nocy nad książkami dostawali kiepskie oceny. Nawet, jeśli oceny te były faktycznie lepsze od twojej, nie mogło to zgasić niesamowitej satysfakcji ze zgarnięcia niezłego stopnia będąc nieprzygotowanym. Metoda ta działała (czasami) na polskim. Nieprzeczytana lektura, nienapisana praca domowa, niepowtórzone zasady gramatyki. Może akurat nie zapyta. Nie zapytała. Miej wyjebane, a będzie ci dane.
Tytułowy model postępowania wykracza jednak poza ścisłe szkolne realia i jest (chyba) mniej ryzykowny. Polega on po prostu na nieprzejmowaniu się rzeczami, na które nie mamy wpływu. Dzieje się coś przykrego, ale nie możesz nic na to poradzić, bo przecież nie zmienisz otaczającej cię rzeczywistości i bandy kretynów. Przyjaciółka okazała się być niegodnym zaufania frajerem? Można się pogrążyć w żalu, a można to, na przykład olać. Uczucie smutku, osamotnienia? Można osunąć się na dno spirali rozpaczy i zakopać kilometrową warstwą mułu, ale też można to, na przykład, olać. On(a) nie odpisuje? Można się popłakać i można to, na przykład, olać. Kurna, serio. Jeśli nie możemy zmienić tego, co się akurat dzieje, możemy chociaż wpłynąć na to, jaki będziemy mieć do tego stosunek. Dla naszego własnego zdrowia psychicznego. I uśmiechu.
Filozofia ta oczywiście nie sprawdzi się w momencie, gdy wszystko jest w twoich rękach, trzeba ogarnąć życie, a ty to olejesz i pójdziesz grać na kompie.
Olewanie drażniących okoliczności znakomicie na mnie działa, dzięki czemu nawet przy pozornie niesprzyjających wiatrach chodzę zadowolona. Zobaczymy, co z tego będzie.
Łatwo powiedziec, trudniej zrobić, przynajmniej w moim przypadku, niestety. Ale czasami potrafię zastosować tą zasadę i wtedy jest fajnie :D/Karolina
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że jestem osobą, która zbyt często przejmuje się tym na co nie ma wpływu (np. polityką, serio, ja się tym przejmuję) ale potem przychodzę na uczelnię i laski dramatyzują o facetach (bo nie zadzwonił, albo "ma koleżankę") albo o nauce (bo tyle jest nauki i one nic nie rozumieją) albo o innych pierdołach to czuję się jak mistrz wyjebania.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to bardzo lubię pracę Hope <3
Piekny obrazek!
OdpowiedzUsuńSympatycznie. Chociaż rzeczywiście z wykonaniem może być trudniej. Chyba że chodzi o szkołę, na tym polu olewanie wychodzi mi świetnie. Emocjonalnie gorzej, bo jednak trudno wytłumaczyć własnej emocji, że zachowuje się niefajnie i powinna wrzucić na luz. Ale podejrzewam, że czasami się da. Dodatkową zaletą tej filozofii jest to, że pomaga na zmarszczki. Im mniej się bezsensownie denerwujesz, tym masz dłużej gładką gębusię (przetestowane na mojej mamie...). Można by Twoją filozofię reklamować jako pomocną dla cery i zdrowia psychicznego :D
OdpowiedzUsuńmożna przyjąć filozofię "można to olać" ale z wprowadzeniem jej w życie jest gorzej, jeśli ktoś ma tendencję do nadmiernego analizowania i rozczulania się nad rzeczami, które można na przykład olać. Ja mam taką tendencję, a chętnie wprowadziłabym "można to olać" w życie. Ułatwiłoby mi to bardzo życie.
OdpowiedzUsuńOstatnio mam bardzo zdrowo wylane na wiele spraw i moja psychika bardzo mi za to dziękuje. Generalnie napisałaś to, o czym sama niedawno rozkminiałam. Olewanie w zdrowy, umiarkowany, odpowiedni do sytuacji sposób jest bardzo wyzwalające.
OdpowiedzUsuńTakie podejście jest najlepsze ;) moim zdaniem ;P
OdpowiedzUsuńNa szczęście jakiś czas temu też wpadłam na to, że jeżeli nie mogę na coś wpłynąć, zmienić tego to najlepiej to olać a jeżeli jest to możliwe to staram się z daną rzeczą zaprzyjaźnić. W tym momencie nie przeszkadza mi jaka jest pogoda. :D
OdpowiedzUsuńObrazek świetny! Kiedyś słyszałam, że na jakieś 90% rzeczy, które się dzieje wokół nas wcale nie mamy wpływu, więc po co się nimi przejmować?
OdpowiedzUsuńJa też już nie przejmuję się głównie rzeczami, na które nie mam wpływu ;D Życie jest prostsze, mniej stresów, serce spokojniejsze... ;))
OdpowiedzUsuńOlejmy więc coś ;))
OdpowiedzUsuńJa chyba mam zakodowane to hasło w mózgu od urodzenia, bo odkąd pamiętam każdy mi wytykał, że ja z taką łatwością wszystko i wszystkich olewam, nie przejmuję się, nie wyrywam sobie włosów z głowy, bo coś poszło nie tak. I powiem Ci, że takie podejście jest najlepsze :) Na niektóre rzeczy i osoby szkoda czasu i nerwów :)
OdpowiedzUsuńCałe życie uczę się "po prostu olewania", ale niestety idzie mi to jak krew z nosa, nie umiem się wyluzować i odpocząć wiedząc, że nie zrobiłam czegoś na tyle dobrze na ile by tego sobie życzył mój wewnętrzny perfekcjonista.
OdpowiedzUsuńCóż, niby łatwo to powiedzieć, pomyśleć sobie "zacznę się do tego stosować", jednak jak znam siebie, to zapewne bym nie podołała. Nieważne, jak bardzo się staram, to wiecznie się czymś przejmuję i o coś obawiam - myślę, że to zakrawa o przesadę. Niby czasami mam świadomość, że "powinnam to olać, bo i tak nie mam wpływu na to, co się wydarzy", jednak podświadomie i tak czuję stres. Chyba potrzebuję poćwiczyć olewanie i nieprzejmowanie-się.
OdpowiedzUsuńTa Twoja filozofia to chyba wymaga lat praktyki :/ zawsze zazdrościłam tym zjaranym ludziom z filmów, na których ktoś wrzeszczał, a oni machali tej osobie z lakonicznym uśmiechem na twarzy i mogli błogosławić marihułaninową krótką pamięć idąc radośnie w swoją stronę. Eh ;)
OdpowiedzUsuńZawsze leję, jak czytam twoje posty. Myślałam,że się posikam :D Aa tam. Zawsze można to olać. Piękna filozofia.
OdpowiedzUsuńZawsze leję, jak czytam twoje posty. Myślałam,że się posikam :D Aa tam. Zawsze można to olać. Piękna filozofia.
OdpowiedzUsuńszkoda, że nie można tego zastosować w przypadku rzeczy koniecznych do załatwienia, ja już czasami czuję, że rozsadzi mi głowę od informacji co, gdzie, kiedy absolutnie muszę zrobić:(
OdpowiedzUsuńTa filozofia jest najlepsza pod słońcem i strasznie mnie to denerwuje, że rzadko potrafię ją wdrożyć ;x A serio, to pomaga. Im bardziej się spinam, tym gorzej na tym wychodzę, a po co mi to :D
OdpowiedzUsuńKilka razy przekonałam się, ze faktycznie (eureka!) nastawienie potrafi całkowicie zmienić w naszych oczach tę samą sytuację. Szkoda, że nie zawsze umiem na tyle odpuścić, żeby po prostu wszystkie głupoty olać. Może jeszcze się nauczę!
OdpowiedzUsuńKiedyś praktykowałam ostatnio jakoś mniej ale chyba pora wrócić do tej prostej zasady :)
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić :D Ale czasem trudno "zmusić" samego siebie do takiego podejścia :)
OdpowiedzUsuńU mnie właśnie często się sprawdzało "miej wyjebane, a będzie ci dane" i kiedy inni stresowali się i zarywali noce, ja oglądałem seriale, by na drugi dzień otrzymać jakąś przyzwoitą ocenę. Poza tym, że była to kwestia nastawienia, w moim przypadku była to też kwestia słuchania na zajęciach :D
OdpowiedzUsuńLicealne klasyki pozostawmy licealistom...
OdpowiedzUsuńTa filozofię praktykuję od długiego, długiego już czasu i doprawdy...na wielu polach się udaje i sprawa, że człowiek jakiś spokojniejszy jednak:)
OdpowiedzUsuńMiej wyje*ane, a będzie Ci dane. To moje motto. I sprawdza się, śpię spokojnie :)
OdpowiedzUsuńchciałabym umieć tak się nieprzejmować, ale ja jestem... dziwna... trochę poyeahbana, bo przejmuję się dosłownie WSZYSTKIM. -.-
OdpowiedzUsuńi chodź się bawić, bo ta akcja jest speszjal for ju!
OdpowiedzUsuńNiby wiadoma sytuacja, ale tak często o tym zapominam... Bo po co przejmować się rzeczami, na które nie ma się wpływu? Bezsens, a ja się tym ostatnio tak doluję... Nie jestem wyznawczynią kompletnego olewania sprawy, ale tak, jak powyżej napisalaś właśnie :) to taki kompromis pomiędzy 'mam to gdzieś', a 'za wszelką cenę'!
OdpowiedzUsuńmatko mi się to ostatnio włączyło hahaha mam tak na maksa wyjebane, że szok, aż mi czasme głupio z tego powodu hahaha
OdpowiedzUsuńo rany, jak ja bym tak chciała, to sobie nawet nie wyobrażasz! :D mój głupi mózg za to robi wszystko przeciwko mnie. Jednak i tak jest lepiej niż parę lat wstecz. Umiem już 'po prostu olać' niektóre sprawy... wierzę, że trening czyni mistrza i będę wyznawcą tej filozofii :D
OdpowiedzUsuńMasz sporo racji, bardzo często przejmujemy się rzeczami, które nie do końca zależą od nas, ale z drugiej strony nie tak łatwo jest to wszystko olać, bo mimo wszystko to wraca. Nawet gdy podejmujesz próbę zignorowania sytuacji. No przynajmniej ja tak mam. Zaraź mnie choć trochę tą umiejętnością. :D
OdpowiedzUsuńNiby proste, ale z drugiej strony strasznie ciężko jest coś olać. Wydawać by się mogło, że to przecież banał, a u mnie kompletnie się nie sprawdza. Jak to pięknie ujęłaś: osuwam się na dno i zakopuje kilometrową warstwą mułu. I wyje w poduszkę, chociaż wiem, że to totalna głupota. Ech, może kiedyś się nauczę, że skoro nie mam na coś wpływu, to nie powinnam się tym przejmować. Skoro nie mam na kogoś wpływu, to powinnam zostawić go w cholerę. Może kiedyś się nauczę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
Mi najlepiej wychodzi olewanie komentarzy na mój temat - no po prostu OLEWAM to książkowo. :D
OdpowiedzUsuńJa muszę niestety z przykrością stwierdzić, że dość często korzystam z tego sposobu. I nie zawsze wychodzę na tym dobrze
OdpowiedzUsuńChcę osiągnąć taki stan, ale jest to trudne :)
OdpowiedzUsuńnajważniejszy jest umiar, czasem trzeba olać, czasem trzeba zadziałać
OdpowiedzUsuńJa niestety nie potrafię tak olać nawet, kiedy jakaś sprawa mnie nie dotyczy przez co często chodzę zdołowana.
OdpowiedzUsuńTwój blog to dobra lektura na dobranoc. Dobrze gadasz! Uwielbiam Cie za to !
OdpowiedzUsuńMiej wyjebane a bedzie ci dane to w 100% prawda lecz ja nie zawsze potrafie sie trzymac tej zasady. Ale zaczełam miec wyjebane na prawie wszystkie moje kolezanki, ktore jak sie okazało były nie prawdziwe. Nie masz pojecia jaką czuje ulge teraz :D wyjechałam do uk, odciełam kontakt z lamusami i jestem szczesliwa bo nie nudzi mi sie :)) najgorsza jest nuda bo wtedy z samotnosci i braku zajęc robisz głupie rzeczy takie jak pisanie lub dzwonienie do ludzi ktorzy srajä na ciebie. Ja mam teraz kochanego chłopaka i wyjebane na całą reszte jak nigdy przedtem :D
Sorry ale musiałam sie pochwalic :P
UsuńA teraz kretynki z ciekawosci co u mnie zaglądają na moj blog bo to jedyna informacja jaką mogą wyhaczyc z mojego zycia. A mnie cudze zycie nie interere i nawet nie chce wiedziec co u kogo, co kto robi, z kim, gdzie itd... :) a ty jestes fajna, czuje ze bysmy sie polubiły bo ty chłopczyca tak jak ja jestes. Pozdro i miłego dnia bo pewnie jutro to odczytasz ;)
OdpowiedzUsuń